Kicia i Pan Miodek co dzień gdzieś znikali poza znajome kresy obozowiska. Nie podobała się jej ta zależność. Gdy ich nie było było tak strasznie nudno i pusto. Co prawda była pani z grubym brzuszkiem, tak dużym, że zajmował większość jej małego mieszkanka, ale ona cały czas miała jakiś gości i Purchaweczka trochę się ich bała. Aż nastał dziwny dzień. Przyprowadzono ją przed obliczę pani Sówki i poznała nowego kotka. Ambra... Ambra... Ambrowicz? Koty tutaj miały naprawdę dziwaczne i trudne imiona. Nieznajoma była naprawdę milutka. I miała śliczne malutkie rude plameczki w swoim futerku.
— To jak Purchaweczko? Sprawdzimy czy wszystko dobrze zapamiętałaś. — miauknęła koteczka. — Kto tutaj mieszka?
Czarna podążyła wzrokiem za łapką szylkretki. Krzak kalinki. Zmrużyła ślepka, zastanawiając się czy było to pytanie podchwytliwe.
— Dziadki i maluszki! — odparła w końcu.
Ambrowiec uśmiechnęła się.
— Byłaś bardzo blisko. Jeszcze jedna grupa kotków. Stróże. Czyli ja i w przyszłości ty. — wyjaśniła koteczka.
Purchawka otworzyła pyszczek w zadumie. Ale fajnie. Będzie miała bliziutko do stosu z jedzonkiem. Fantastycznie.
— A tutaj?
— Pani Sówka?
— Świetnie. Znakomicie sobie radzisz.
Purchaweczka radośnie podskoczyła. W przeciwieństwie do Pani Piesek jej opiekunka była taka milusia i fajniusia. Otarła się o łapki kotki. Szylkretka przejechała kitą jej po grzbiecie na co dymna zareagowała uśmiechem.
— To co robimy teraz? — zapytała, traktując to wszystko bardziej jako kolejną zabawę.
— To co robimy teraz? — zapytała, traktując to wszystko bardziej jako kolejną zabawę.
Ambrowiec zamyśliła się na chwilkę i rozejrzała wokół.
— Może póki większość kotów jest poza obozowiskiem wybierzemy się do Świergot. Pouczymy się trochę o listkach, co?
Oczka Purchawki zaświeciły radośnie. Lubiła listki, a szczególnie takie ładne kolorowe. Albo takie co ślicznie pachną. Przed jej wcześniejszym domkiem rosły takie o ślicznym zapachu.
— Ale super. — zareagowała radośnie, wyrywając się do przodu. — Ambra, co tam rośnie?
Ambrowiec zachichotała cicho.
— Nic tam nie rośnie, słoneczko. Są tam ususzone listki. Co mają magiczne właściwości.
Żółte oczka zaświeciły? Magiczne?? Czyli mogłyby sprawić, że będzie latać jak ptaszek? Albo zmienić kolor futerka na taki jakie ma Kicia? Jejku ile tajemnic skrywał przed nią świat?
— Ja chce magiczne listki! — krzyknęła, pędząc już niemal do legowiska medyka.
Niestety w środku czekało ją rozczarowanie w postaci tego, że listki nie były aż tak magiczne jak myślała.
— Może póki większość kotów jest poza obozowiskiem wybierzemy się do Świergot. Pouczymy się trochę o listkach, co?
Oczka Purchawki zaświeciły radośnie. Lubiła listki, a szczególnie takie ładne kolorowe. Albo takie co ślicznie pachną. Przed jej wcześniejszym domkiem rosły takie o ślicznym zapachu.
— Ale super. — zareagowała radośnie, wyrywając się do przodu. — Ambra, co tam rośnie?
Ambrowiec zachichotała cicho.
— Nic tam nie rośnie, słoneczko. Są tam ususzone listki. Co mają magiczne właściwości.
Żółte oczka zaświeciły? Magiczne?? Czyli mogłyby sprawić, że będzie latać jak ptaszek? Albo zmienić kolor futerka na taki jakie ma Kicia? Jejku ile tajemnic skrywał przed nią świat?
— Ja chce magiczne listki! — krzyknęła, pędząc już niemal do legowiska medyka.
Niestety w środku czekało ją rozczarowanie w postaci tego, że listki nie były aż tak magiczne jak myślała.
[ilość słów 350]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz