Obudziła się wciąż oszołomiona. W łbie jej się wirowało, łapy uginały się pod jej ciężarem. Rozejrzała się nieprzytomna. Nie znała tych terenów. Wszystko wydawało się tutaj takie obce. Nieznane. Puchate i dziwnie pachnące mchy o nienaturalnym kolorze. Pozbawione liści drzewa o absurdalnych kształtach. Skały o metalicznym zapachu ułożone w równe linie. Gdzie ona się znalazła?Zmusiła się do podniesienia. Obeszła dostępny teren, robiąc wręcz parę okrążeń. Parę razy uderzyła się o niewidzialną barierę. Innym razem gryzła drewno, próbując je złamać. Kopanie w podłożu też nic nie dawało. Zostawiła jedynie parę rys na połaciach gładkiego drewna. Spojrzała do góry by ujrzeć słońce uwięzione pod metalową kopułą. Przerażające.
— I jak, kochaniutka? Podoba ci się ta przytulna norka? — dotarł do jej uszu głos nieznajomego.
Zjeżyła się, próbując wzrokiem odnaleźć winnego temu wszystkiemu.
— Zapłacisz za to, że mnie tutaj uwięziłeś. Nie wiesz z kim zadarłeś. — syknęła w stronę puchatej przestrzeni.
Odpowiedział jej śmiech.
— Masz rację nie wiem. Ale to nie moja wina, że tutaj się znalazłaś. — z jednej z dziwnych gałęzi wyłonił się łeb.
Kot był dziwny. Pysk jakby spłaszczony. Futro długie i jasne. Oczy w dwóch kolorach. Wyglądał na szaleńca. Pierwomrówka już go nie lubiła.
— Ta jasne. To tak to czyja to wina? — prychnęła, siadając.
Nie mogła marnować energii. Prędzej czy później znajdzie drogę wyjścia. A gruba klucha o płaskim ryju nie zdawała się być zagrożeniem.
— Jak to czyja? Toż to oczywiste. Wyprostowanych. — miauknął kocur, schodząc na dół.
Teraz jego cała puszysta okazałość ukazała się kotce. Był szeroki. I to nie tylko sprawa włosia. Jego ruchy były powolne. Zdecydowanie nie był zbyt sprawny fizycznie. Zmarszczyła nos.
— I po co nas tutaj trzymają? Zabiją nas? Zjedzą? — wypytywała obcego.
Znów odpowiedział jej śmiechem. Zaczynało ją to irytować. Zdawał się całkowicie nie przejmować ich sytuacją. Jakby mu to nie przeszkadzało, że są uwięzieni.
— Powiem ci tak. Mieszkam tu już jakiś czas. Nie jesteś pierwszą panikarą, z którą mam do czynienia. Możesz być spokojna. Nie zjedzą nas. Niedługo też zbliża się pora karmienia. Prawda, Billy? — zawołał do kogoś.
Powędrowała za jego wzrokiem, by za przezroczystą barierą ujrzeć innego kocura. Także długowłosego. O srebrnym futrze. Był nieco w lepszej formie niż jej kompan. Dopiero po chwili ujrzała towarzyszącą mu czekoladową szylkretkę. Coraz mniej z tego rozumiała.
To było więzienie dla kotów?
— Wyprostowani weszli do szopy, więc długo się zjawią. — odpowiedział ciemny, wstając.
Pierwomrówka zaczęła rozglądać wokół, tym bardziej uważniej. Z czasem zaczynała zauważać inne koty w podobnych pozamykanych więzieniach.
— Jak się stąd uciec? — zapytała bardziej siebie.
Biały jednak musiał ją usłyszeć, gdyż podszedł do niej.
— A po co uciekać? Uwierz mi, w Betonowym Świecie nie znajdziesz lepszego miejsca. Wyprostowani nas karmią, dbają i czeszą. Naprawdę niewiele oczekują w zamian. — stwierdził kocur, przyglądając się jej uważnie. — Masz naprawdę farta, że urodziłaś się taka ładna. Tak to pewnie trafiłabyś do Umieralnii.
Czekoladowa zadygotała.
— Jakiej Umieralnii?
Biały przekręcił łeb zaskoczony jej słowami.
— No wiesz, tam gdzie trafiają brzydkie koty i umierają wśród metalowych krat. — sprostował. — O, tak ogólnie jestem Chmurka, a ty?
Początkowo nie była pewna czy przedstawiać się obcemu, ale co miała do stracenia. Wiedział dużo więcej od niej o otaczającym jej świecie. Jeśli chciała uciec musiała dowiedzieć się więcej i wtedy dopiero opracować plan ucieczki.
— Pierwomrówcza Gracja.
Chmurka uśmiechnął się trochę niezręcznie.
— Strasznie długie imię. Chodź zaraz pora karmienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz