Czereśniowy Pocałunek siedziała w obozie, chrupiąc rybę. Słońce przyjemnie grzało ją w plecy, a chłodny, letni wietrzyk dawał ukojenie w upalny dzień. Kotka obserwowała wszystko i wszystkich – kto wychodził, kto wracał, z kim rozmawiał i z jakim wyrazem pyszczka. Zapamiętywała każdy szczegół. Klan Nocy przeżywał trudny okres – wojna z samotnikami wisiała w powietrzu. Czereśnia nie miała nawet chwili, by się zrelaksować, bo każda rozmowa dotyczyła wyłącznie tego. Nie miała czasu spotkać się z Czyhającą Mureną ani z Szałwiową Łapą – oboje byli zbyt zajęci. W pewnym momencie wojowniczka spojrzała w niebo i dostrzegła małą pszczółkę. Owad leciał w jej stronę, więc kotka uniosła łapkę. Pasiaste, żółto-czarne stworzonko usiadło na jej miękkim futrze. Czereśnia patrzyła na nie z uśmiechem – wiedziała, jak ważną rolę pszczoły pełnią w przyrodzie.— Też lubisz owady? — rozbrzmiał tuż obok niej głos, pełen entuzjazmu i dziecięcej niewinności.
Kotka drgnęła zaskoczona i spojrzała na kocurka. Pszczoła natychmiast odleciała.
— O nie, uciekła! — mruknął rozczarowanym tonem, ale zaraz znów się rozpromienił. — A więc… lubisz owady? — zapytał ponownie.
Czereśniowy Pocałunek rozpoznała w rudzielcu Pluskającego Potoka – jednego z bardziej radosnych kotów w klanie, syna Baśniowej Stokrotki i Dryfującej Bulwy.
— Em... tak, są w porządku — odparła niepewnie, lekko odsuwając się od kocura. Nie przepadała za bliskim kontaktem z nieznajomymi.
— Rozumiem! Słuchaj, nikt nie chce dziś wyjść ze mną z obozu. Może ty pójdziesz? Podobno świetnie się wspinasz! — zaproponował, podnosząc się z piaszczystej ziemi i energicznie machając ogonem.
Czereśnia miała już na końcu języka grzeczną odmowę… ale właściwie – czemu nie? Może właśnie potrzebowała kogoś takiego. Kogoś, kto pozwoli jej choć na chwilę zapomnieć o troskach.
— Jasne, czemu nie. Może obejrzymy kilka gniazd. Chcę sprawdzić, czy wykluły się już pisklęta albo czy ptaki złożyły jajka — wyjaśniła, stając obok niego. Ostatnio tortie często sprawdzała ptasie gniazda, zafascynowana ich życiem.
— Dobrze! To ruszajmy do lasu! — zamruczał entuzjastycznie kocurek i wyskoczył w stronę wyjścia z obozu.
Koty pokonały rzekę w zaledwie kilka chwil i szybko dotarły do lasu. Czereśniowy Pocałunek przymknęła oczy, stawiając delikatne kroki na miękkim podłożu. Uwielbiała las – czuła się tu bezpiecznie. Jednym z jej marzeń było odwiedzenie kiedyś Klanu Wilka… Może jako eskorta dla rodziny królewskiej? Chciała zobaczyć, jak wygląda życie w takim lesie na co dzień.
— Czereśniowy Pocałunku, patrz! Tam u góry jest gniazdo! — wymruczał Pluskający Potok, wskazując łapą.
Kotka stanęła przy nim i uśmiechnęła się do siebie. Znała to miejsce.
— Zobaczę, czy coś tam jest — powiedziała i zwinnie wspięła się na drzewo.
Gałąź lekko się zachwiała – brak ostatnich wspinaczek dał o sobie znać. Mimo to Czereśnia ostrożnie podeszła bliżej. Wśród drobnych gałązek, wplecionych w starannie utkane gniazdo, spoczywały trzy niebieskie jajka ozdobione ciemniejszymi plamkami. Czereśniowemu Pocałunkowi chwilę zajęło, by rozpoznać, do kogo należą. Drozd – pomyślała z zadowoleniem, a kąciki jej pyszczka uniosły się delikatnie. Zerknęła w dół, gdzie Pluskający Potok czekał z uniesionym ogonem i błyskiem ciekawości w oczach.
— Są tu jajka drozda! — zawołała z satysfakcją, po czym z gracją zeskoczyła z gałęzi, lądując miękko na ziemi.
— To super! Chodźmy dalej poszukać kolejnych! — zawołał rudzielec, niemal podskakując z ekscytacji.
Z nosem w powietrzu i energią typową dla siebie ruszył przed siebie, przemykając między drzewami z lekkością i entuzjazmem, którego Czereśnia dawno nie widziała u nikogo w klanie. Nie czekając dłużej, rzuciła się za nim, pozwalając sobie na chwilę beztroski. Ich łapy bezszelestnie niosły ich przez las, a powietrze pachniało świeżością i życiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz