BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

26 marca 2023

Od Niedźwiedziej Siły CD. Aksamitnej Chmurki

On nierozsądnie? Niby z jakiej strony?! Przecież mówił jej, że kocur był niebezpieczny! Czemu mu nie wierzyła? Dlaczego zaufała jakiemuś obcemu kotu, którego widziała pierwszy raz na oczy? Była naprawdę łatwowierna. Znał sztuczki Szamana, wiedział jak działał. Sączył kłamstwa pod płaszczykiem dobroci, a jak mysi móżdżek się na to nabierał to kończył marnie. Dlatego też słuchał wypowiadanych przez nią słów z otwartym pyskiem i niedowierzaniem wymalowanym w oczach. Owszem zdawał sobie sprawę z tego, że wojowniczka była... specyficzna, ale starał się wierzyć, że nie była aż tak naiwna! No bo ile można było zachowywać się jak kocię? 
Pokręcił szybko na to łbem. Ona nic nie rozumiała! To nie była zwykła relacja ojca z synem! Samotnikowi nie zależało na nim. On chciał go zjeść! Tylko to zwierzęce uczucie gnało go w jego stronę, a nie żadna troska! 
— No właśnie synku. Ja tak miło do was, zapraszam do siebie na posiłek, a ty taki... niemiły. Posłuchaj swojej partnerki, bo widzę, że ona tu jedyna rozsądna — powiedział kocur, a mu przebiegł dreszcz po grzbiecie. Ten jego złoty język wręcz domagał się, by go urwać. 
— Aksamitko. Nie jestem niemiły dla niego, bo coś sobie ubzdurałem. Mam powód. Chciał mnie zjeść. On poluje na koty! — Spojrzał na kotkę stanowczym wzrokiem, by pokazać, że nie żartuję. 
— Ja? Koty? Nonsens. Matka musiała ci naopowiadać głupot. Zawsze próbowała zrobić ze mnie tego złego — czekoladowy westchnął cierpiętniczo. — Gdybyś  kiedyś poszła w odwiedziny do teściowej, przekaż jej proszę, by mnie odwiedziła, bo mój syn od wielu księżyców nie chcę tego zrobić i wspomóc schorowanego ojca.
Dojrzał jak Aksamitna Chmurka na to trochę osłupiała i położyła nisko po sobie uszy. Spojrzała ukradkiem w przeciwny od kocurów kierunek. 
— Misiu — wykrztusiła. — Ale bez takich okropnych, obrzydliwych i poważnych oskarżeń! Przecież widzę, że twój tatuś jest miły i nie uwierzę w nic co mówisz — mruknęła. — Dobrze mu z oczu patrzy.
Ha! Gdyby on kierował się w życiu "dobrym wzrokiem", to dawno już by nie żył. Przecież to była sztuczka. Każdy samotnik mieszkający w Betonowym Świecie od kocięctwa to wiedział, a nawet stosował, by wyżebrać jakieś resztki. Wojowniczka jednak żyła w klanie, który chronił ją bezpieczną bańką przed całym złem tego świata. To był potworny błąd. Ten spokój, ta sielanka, do której przywykła mogły się dla niej źle skończyć. 
— On udaje Aksamitko! Udaje miłego, ale taki nie jest. Mówiłem ci przecież, że nie każdy bywa szczery — prychnął poddenerwowany, bo jej słowa bardzo go niepokoiły. Ojciec nie mógł jej owinąć wokół pazura. Nie mógł jej mu odebrać! Nie zniósłby myśli, że kocur zaraz zaciśnie jej kły na gardle, a potem... Serce go zabolało. Nie! Nie ulegnie ani mu, ani jej. Będzie walczył o jej bezpieczeństwo nawet jeśli kocica się za to na niego obrazi. 
— Synu. — Samotnik zbliżył się o krok. — Twoja partnerka ma więcej oleju w głowie niż ty. Ja nie krzywdzę kotów i wcale nie jem. Sprawiasz mi wielką przykrość. — Zrobił smutne oczy, jak gdyby naprawdę go ugodził w serce, a następnie otarł niewidoczne łzy łapą. — Szkoda. Wielka szkoda, że własny syn tak mnie traktuje. Ten któremu dałem życie. No nic... Skoro tak... To ja odejdę. Widzisz już Aksamitko, dlaczego żyje na pustkowiu. Cieszę się jednak, że cię poznałem. Jesteś mądrą kocicą i wierzę, że będziesz szczęśliwa z moim synem, dla którego chcę jak najlepiej. — Tu skierował wzrok na niego. — Chciałbym cię przytulić, ale wiem, że za tym nie przepadasz... 
— Żegnam — syknął, nie dając się nabrać na ten jego teatrzyk. Nie wzbudzi w nim poczucia winy. Wiedział kim był. — I tu nie wracaj.
— Niedźwiedź! — Aksamitka podniosła głos, patrząc na niego z oburzeniem. — Przepraszam naprawdę za niego, jeśli on nie chce przytulasków, to ja chętnie pana przytulę! — miauknęła energicznie.
Zacisnął bardziej pysk, kładąc po sobie uszy. Musiał przyznać, że jej krzyk spowodował u niego zdziwienie, ponieważ kocica rzadko kiedy się unosiła. Posłał jej spojrzenie, które ukazywało jedno - zaniepokojenie i troskę. Bał się, że ojciec mu ją odbierze. Nie chciał do tego dopuścić. Nie, gdy w końcu poczuł to co wypierał przez tyle księżyców. Mimo tego co wojowniczka mówiła, wszedł ponownie pomiędzy tą dwójkę, co było dość odważne, zważywszy na fakt, że ojciec był tak blisko, że wystarczył moment, by rozerwał mu gardło. Wolał jednak tu umrzeć niż patrzeć na śmierć ukochanej. 
— Odejdź — powtórzył raz jeszcze do czekoladowego, mierząc się z nim wzrokiem. 
Oczy Szamana pozostawały takie same, zimne, niekocie - to były oczy mordercy. Również je posiadał, a on o tym wiedział. Wiedział, że zamierzał walczyć o Aksamitkę nawet tu i teraz.
— Dziękuje, Aksamitko. Jesteś bardzo miła, ale niestety dzisiaj zrezygnuje. Co za dużo to nie zdrowo, a mój pysiu misiu zaraz mi skoczy do gardła — wyjaśnił kocicy. — To robi miłość z kotami. Miesza w głowie... Ah... — Już miał zamiar odejść, lecz zatrzymał się, zwracając ponownie na niego łeb. — Zapomniałbym. Czy matka się odzywała? Mam nadzieję, że przekazałeś jej moją wiadomość? — Oblizał się sugestywnie. 
Skrzywił się, po czym pokręcił łbem. Nie... Nie spotkał matki, nawet nie zamierzał jej szukać. Nie był żadnym jego posłańcem.
— Nie było okazji. Zresztą... Jesteś głupi jeżeli sądzisz, że cię odwiedzi — prychnął pod nosem.
Aksamitna Chmurka słysząc te słowa wbiła w niego intensywne spojrzenie. Nie odezwała się, ale i nie ściągnęła z niego wzroku. 
Ojciec chwilę się jeszcze w niego wpatrywał, po czym przeniósł wzrok na jego partnerkę. 
— Miło było cię poznać. Wierzę, że jeszcze się spotkamy. A ty synku... — Uśmiechnął się do niego miło. — Dbaj o nią, bo widzę, że ma więcej intelektu od ciebie — Po czym tak jak bury chciał i wręcz tego oczekiwał, odszedł, zostawiając ich samych. 
Od razu się rozluźnił, wręcz nie wierząc, że samotnik odpuścił. Jego sierść wróciła do pierwotnego stanu, a serce się uspokoiło. Udało się przeżyć. Jak dobrze. 
— Wracajmy Aksamitko do obozu. Tu nie jest bezpiecznie — powiedział zamierzając ją stąd jak najszybciej zabrać.
— Nic się nam nie stało, więc po czym zakładasz, że jest niebezpieczne? — prychnęła mimowolnie, nie ruszając się z miejsca. — Mało mi o sobie mówisz, a jak już, to kłamiesz. Twój tata wydawał się wspaniałym kocurem, któremu zależy na twoim dobrze, a ty plujesz na niego jak wściekły skunks — rzuciła, gniewnie uderzając ogonem o ziemię. — I mama? Masz mamę i nic mi o niej nie opowiadałeś? Gdzie ona jest? Jej też nie dasz mi spotkać bo "jest zła" — zakpiła poniekąd.
Położył po sobie uszy. Nie wierzył, że do kotki dalej nie docierało, że mówił prawdę. Nie kłamałby przecież na takie tematy! 
— Mówiłem ci o niej... Na początku naszej znajomości, gdy pytałaś czy mam rodzeństwo — przypomniał jej o tym, kierując wzrok gdzieś w bok. — Sprzedała mnie do gangu za jedzenie, gdy byłem kocięciem. Nie znam jej dobrze. Widywałem ją tylko okazjonalnie, a ona nawet nie przyznawała się do tego, że mnie zna. Naprawdę nie wiem gdzie jest. Betonowy Świat jest ogromny, a ona się dobrze w nim ukrywa. Jeżeli mój ojciec nie potrafi jej znaleźć, to jakie szanse mam ja, skoro się mnie wyparła i skazała na życie w cierpieniu? Takich osób nie chcę się odnajdywać. 
Wojowniczka zmrużyła oczy. 
— Niemożliwe. Zmyślasz teraz. Ja mam niezawodną pamięć i bym o czymś takim nie zapomniała — burknęła. — Wracamy do domu, ale nie dlatego, że ty chcesz, tylko dlatego, że ja tak mówię. Aha. I od dziś za kare nie możesz przy mnie spać. Byłeś okropny dla swojego taty, naprawdę, przemyśl swoje zachowanie.
Musiał przyznać, że te słowa go zabolały. To było chyba gorszę niż wyzwiska skierowane w jego stronę, gdy był młodym kotem, którego raz po raz łajał Rybitwa. Dawno nie czuł się tak okropnie. Nie miał pojęcia, dlaczego aż tak przejął się tym co powiedziała kocica. Czyżby naprawdę się zagubił przez tą całą miłość? 
Stał tam jeszcze chwilę, a wiatr muskał jego sierść. Gorycz i niezrozumienie zalały jego ciało. Poczucie samotności wróciło, pochłonęło go jak nigdy wcześniej. Pointka ruszyła przodem, a on ze zwieszonym łbem udał się za nią z lekkim wahaniem. Jego serce znów się zamknęło, a mur zburzony na nowo wzniósł się, odgradzając go od świata. Chłód powrócił, a wspomnienie radości jaką jeszcze tak niedawno czuł, zostało wypchnięte z jego pamięci bezpowrotnie. 

***

 Tak jak Aksamitna Chmurka obiecała, tak już nie spali razem. Zajął miejsce najdalsze od kocicy, wtulając się w zimną skałę. Dawała mu poczucie tego kim był. Nie zasługiwał na żadne luksusy. Przez to, że tak bardzo przywykł do wygody, stracił panowanie nad swoimi czynami. Nie powinien tak zbliżać się do wojowniczki. Nie powinien robić sobie nadziei na szczęśliwe życie. Był tylko narzędziem, które miało służyć liderowi. Jego pragnienia czy też uczucia nie były ważne. Aksamitna Chmurka o tym doskonale mu przypomniała. Nie powinien się odzywać, nie powinien pragnąć czegoś na co nie zasługiwał. 
Chociaż czuł się jak wronia strawa, nie zamierzał się rozklejać jak jakieś kocię. Umiał sobie radzić z emocjami. Wystarczyło odciąć się od świata, wznieść większy mur i zachowywać dystans. Dzięki temu miał szansę chociaż przez moment poczuć się bezpieczny. 
Zamknął oczy, lecz nie mógł jeszcze długo zasnąć. Rozmyślał o tym wszystkim jeszcze przez wiele, wiele dni. 

***

Musiał przyznać, że powrót do Klanu Klifu po tygodniach nieobecności sprawił mu niewyobrażalną ulgę. Przyniósł lek i mógł nareszcie odpocząć. Wizja śmierci i to, że ledwo jej się wyrwał zerwała wszelkie granice, które do tej pory pielęgnował. Bał się. Tak bardzo bał się, że już nigdy więcej jej nie ujrzy. Mimo tego, że Aksamitna Chmurka była na pewno na niego zła, że w ogóle postanowił odjeść, zostawić ją, a następnie wracał po tak długiej nieobecności, to chciał ją ujrzeć, chciał dotknąć jej sierści, wtulić w nią swój nos. Co by się stało, gdyby wtedy umarł? Czy Aksamitka sądziłaby, że ją zostawił i odszedł do innej? Czy cierpiałaby, przeklinając go przez resztę swojego życia? To go... przerażało. Świadomość tego, co mogłoby się stać. Może właśnie dlatego, gdy już się zobaczyli w legowisku medyka, nie obawiał się jej słów nagany. Owszem, pojawiły się, ale przyjął je z uśmiechem. Każde jej miauknięcie, spojrzenie, uśmiech... a nawet niezadowolony wyraz mordki sprawiało, że chciał być z nią na dobre i na złe. Nawet jeśli ta miała zamiar go karcić co krok, zdrabniać jego imię i przynosić mu na każdym kroku wstyd... Nie obchodziło go to. Chciał tylko by była.

***

— Zostaw ją — wrogi warkot wyrwał się z jego gardła, a pazury wysunęły się natychmiast. Nie potrafił pojąć jak do tego doszło. Wiatr szumiał nad ich głowami, a deszcz bębnił nieprzyjemnie o ziemię. 
Szaman obejmował Aksamitkę, która nic sobie nie robiła z tego wszystkiego, ciesząc się z uwagi teścia. 
Samotnik uśmiechnął się złośliwie, patrząc na niego jak na kogoś, kto nie był w stanie mu zagrozić. Miał rację. Znał jego siłę. Wiedział do czego był zdolny. Jednakże... Nie zamierzał mu pozwolić na to co zamierzał. 
— Wedle życzenia — Kocur odepchnął ją od siebie, a pointka straciła równowagę. Poleciała na ziemię, która zapadła się pod jej ciężarem. Widział jej przerażony wzrok, gdy łapami próbowała złapać się czegokolwiek, by tylko zatrzymać osuwanie się we wzburzone wody pod nią. Rzucił się jej na ratunek, ale jedyne co zdołał zrobić, to dotknąć jej łapy, spojrzeć w jej przerażone oczy i obserwować jak z krzykiem spada, rozbijając się o skały. 

***

Ocknął się ze snu, łapiąc spazmatycznie oddech. Jego wzrok błądził po otoczeniu, a ciało drżało raz po raz. Dalej przed oczami miał jej śmierć. To jak nie potrafił jej pomóc. Nie potrafił się uspokoić. To było dla niego za dużo. Dlaczego... Dlaczego...? To pytanie obijało się wciąż w jego głowie. Ciemność mówiła mu, że trwała głęboka noc. Oddechy kotów raz się unosiły, raz opadały. Zacisnął oczy, z których powoli wypłynęły łzy. Wiedział czym jest śmierć. Widział ją wielokrotnie. Jednak wizja utraty Aksamitki była zbyt bolesna. 
Wziął głębszy oddech, starając opanować szaleńczo bijące serce. Rozejrzał się po otoczeniu, dostrzegając niedaleko mały, zwinięty kształt pointki. Uniósł się na drżące łapy i wolno zbliżył do zastępczyni. Wyglądała tak niewinnie... Jego wyobraźnia jednak coraz bardziej zaczynała mącić mu myśli. Złapał go lęk, że ta właśnie odeszła z tego świata, a rano dopiero odkryją jej już zastygnięte zwłoki. 
Dotknął ją, potrząsając jej ciałem. To oczekiwanie dłużyło mu się, chociaż trwało zaledwie kilka uderzeń serca. Jej morskie ślepia wolno się uchyliły, a zaspany pyszczek spoczął na nim. 
— Misiu? — ziewnęła, przecierając oczy. — Coś się stało?
Gardło ścisnęło mu się boleśnie, a z pyska wyrwał się szloch. Przytulił się mocno do niej, próbując opanować swoje ciało. Tak się cieszył, że żyła. Że to okazało się nieprawdą, a jedynie głupotą, którą zesłał mu zaćmiony bólem umysł. 
— Hej, spokojnie. Co jest? — dopytywała dalej. 
— Kocham cię — odpowiedział jej na to tylko, wciskając swój nos głębiej w jej sierść. 
— I to powód do płaczu? 
Zaśmiał się cicho, kręcąc głową. 
— Nie — odparł, pociągając nosem i powoli odganiając te kotłujące się w nim od wielu, wielu księżyców emocję, które przez tak długi czas w sobie dusił. Chciał ją uszczęśliwić. Chciał dać jej wszystko czego tylko zapragnie. Życie było krótkie, a śmierć czaiła się na każdym kroku. Nie zamierzał dłużej zwlekać. Ona była tego warta. 
— To o co chodzi? — Spojrzała na niego tak, jakby już kompletnie nic nie rozumiała. 
— Chcę z tobą kocięta. 
Ożywienie dość szybko pojawiło się na jej pysku. Zamrugała zaskoczona, pewnie nie spodziewając się tych słów i to w takim momencie. W zasadzie... Też się dziwił, że to powiedział. 
— Przemyślałeś już to sobie? — zapytała, wyjątkowo poważnie jak na jej lekceważące podejście do życia. Mimo to drżenie klatki piersiowej, kiwający się na boki ogon, iskierki w oczach oraz uniesiony ku górze kącik pyska, zdradzał narastającą w niej radość. — Ja uważam, że będę świetną matką. I sądzę, że i ty będziesz dobrym ojcem. Pytanie pozostaje w tym, czy i ty tak myślisz.
Czy to przemyślał? W zasadzie trudno było to określić. Nie był pewny czy uda mu się spełnić w roli rodzica, gdy sam nie miał zbyt dobrych wzorców. Chciał jednak dać jej kocięta, póki jeszcze żył. Aby ją uszczęśliwić... By nie zginęła w morskich falach jak we śnie, nie spełniwszy swoich pragnień. Pokiwał więc tylko głową. 
— Oczywiście. — Uniósł się na łapy. — Chodź, Aksamitko. Pooglądamy później gwiazdy... 
Kocica zerwała się dość sprawnie na łapy, po czym przylgnęła do niego, mrucząc z zadowolenia. Wymknęli się po cichu z legowiska wojowników, kierując kroki w stronę plaży. 

***

Czy dziwił się, że po dość niedługim czasie, medyczka stwierdziła, że Aksamitka była w ciąży? W zasadzie nie. Tamtą noc zapamięta na długo, a przyjście na świat maluchów chyba do końca życia. Obawiał się jednak czego innego niż kociąt... 
Właśnie niósł kaczkę. Tak, kaczkę. Partnerka ją sobie zażyczyła co było dla niego dość zaskakujące. Słyszał jednak o humorkach królowych, więc obawiał się, że właśnie kocica wpadła w ten stan.
Przekroczywszy próg żłobka, dojrzał ją na jednym posłaniu z mchu. Podszedł do kocicy, kładąc jej pod łapy upolowaną zdobycz. 
— Złapałem ją wedle życzenia — zwrócił się do niej, mając nadzieję, że posiłek jej posmakuje. 

<Aksamitko?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz