Puścił uwagę kocura mimo uszu. Wytrwale stał przed nim, nie odzywając się przez dłuższą chwilę. Nie chciał zaczynać tej rozmowy, ale wiedział, że nie mógł zignorować tego problemu. Przynajmniej wydawał się on jednym z łatwiejszych do rozwiązania, czy chociażby — złagodzenia. Przecież nie tak dawno on i czekoladowy całkiem dobrze się dogadywali. Ich relacje były skomplikowane, burzliwe, ale koniec końców naprawdę wierzył, że z tego wyjdzie coś dobrego.
— To ja powinienem zadać to pytanie. — Usiadł na spokojnie, opatulając ogonem przednie łapy.
Gwar rozmów dochodzący zza jego grzbietu zdawał mu słabnąć wraz z każdą chwilą, kiedy coraz to bardziej skupił swój wzrok na kocurze. Urażona postura nie robiła na nim wrażenia. Gdy Rudzik był wojownikiem, znał go jako Pędzącego — zuchwałego kociaka, ucznia, a potem i wojownika. Zarazem odważnego, ale i głupiego.
— Co miała oznaczać ostatni sytuacja ze zgromadzenia? — westchnął. — Nie spodziewałem się, że twoje imię może być jednak trafne. Myślałem, że to pora je zmienić, ale skoro wygadujesz innym klanom takie głupoty na nasz temat, to zmienia to postać rzeczy — skwitował, prostując się.
Nie przejmował się, czy robi dobrze, bądź czy to, co mówi, ma jakikolwiek sens. Po czekoladowym nie spodziewał się tylu kłopotów. Wydawało mu się, że wychodzili na prostą, ale na ten moment zdawali się cofać, zostawiając wszelkie postępy za sobą.
Reakcja Rybki była poniekąd do przewidzenia. Skierowane do tyłu uszy, nisko położone, w pełni świadczyły o jego niezadowoleniu.
— Nie chciałeś mi pomóc. A on... on tu jest... Krzywdzi mnie każdego dnia. Mam po prostu sobie siedzieć i czekać na śmierć? — prychnął, przygarbiając się bardziej. — Chciałem, aby Kamienna Gwiazda go tylko zabrała. Ja już nie chcę słyszeć jego głosu. Nie chcę. Zabierz go ode mnie Rudzik. Nie pozwalaj na to, by mnie torturował...
Nastawił uszu. Brak oskarżeń w jego kierunku był pozytywnym znakiem. I z pewnością całkiem przyjemnym, patrząc na masę krzywych spojrzeń kierowanych w jego stronę ostatnimi czasy.
— Jak Kamienna Gwiazda miałaby go zabrać? — spytał spokojnie, choć poniekąd słowo "Zając" padające z pyska czekoladowego potrafiło wywołać w nim masę skurczów, a więc był wdzięczny za nie mówienie wprost. — Twoja córka to nie on. A to, że tak uważasz, nie jest powodem, by oddawać ją Klanowi Burzy. Dla nich to też był ciężki etap i wspominanie im o tyranie-przywódcy w niczym nie pomoże — stwierdził.
— To ja powinienem zadać to pytanie. — Usiadł na spokojnie, opatulając ogonem przednie łapy.
Gwar rozmów dochodzący zza jego grzbietu zdawał mu słabnąć wraz z każdą chwilą, kiedy coraz to bardziej skupił swój wzrok na kocurze. Urażona postura nie robiła na nim wrażenia. Gdy Rudzik był wojownikiem, znał go jako Pędzącego — zuchwałego kociaka, ucznia, a potem i wojownika. Zarazem odważnego, ale i głupiego.
— Co miała oznaczać ostatni sytuacja ze zgromadzenia? — westchnął. — Nie spodziewałem się, że twoje imię może być jednak trafne. Myślałem, że to pora je zmienić, ale skoro wygadujesz innym klanom takie głupoty na nasz temat, to zmienia to postać rzeczy — skwitował, prostując się.
Nie przejmował się, czy robi dobrze, bądź czy to, co mówi, ma jakikolwiek sens. Po czekoladowym nie spodziewał się tylu kłopotów. Wydawało mu się, że wychodzili na prostą, ale na ten moment zdawali się cofać, zostawiając wszelkie postępy za sobą.
Reakcja Rybki była poniekąd do przewidzenia. Skierowane do tyłu uszy, nisko położone, w pełni świadczyły o jego niezadowoleniu.
— Nie chciałeś mi pomóc. A on... on tu jest... Krzywdzi mnie każdego dnia. Mam po prostu sobie siedzieć i czekać na śmierć? — prychnął, przygarbiając się bardziej. — Chciałem, aby Kamienna Gwiazda go tylko zabrała. Ja już nie chcę słyszeć jego głosu. Nie chcę. Zabierz go ode mnie Rudzik. Nie pozwalaj na to, by mnie torturował...
Nastawił uszu. Brak oskarżeń w jego kierunku był pozytywnym znakiem. I z pewnością całkiem przyjemnym, patrząc na masę krzywych spojrzeń kierowanych w jego stronę ostatnimi czasy.
— Jak Kamienna Gwiazda miałaby go zabrać? — spytał spokojnie, choć poniekąd słowo "Zając" padające z pyska czekoladowego potrafiło wywołać w nim masę skurczów, a więc był wdzięczny za nie mówienie wprost. — Twoja córka to nie on. A to, że tak uważasz, nie jest powodem, by oddawać ją Klanowi Burzy. Dla nich to też był ciężki etap i wspominanie im o tyranie-przywódcy w niczym nie pomoże — stwierdził.
<Rybko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz