*Jakiś krótki okres po zdarzeniu z Fretką*
Nerwowo machała końcówką ogona, ze swojego legowiska zerkając ku legowisku medyka. Martwiła się o znajdującą się tam kotkę, chociaż widziała ją zaledwie kilka razy przed dzisiejszą sytuacją. Wciąż trzęsły jej się trochę łapy na wspomnienie zakrwawionej łapy i szyi liliowej zastępczyni, cięcia po gałęziach i pazurach. Gdyby nie wycie, które myślała, że najpierw należy do jakiegoś dzikiego zwierzęcia, a potem upadek ciała zbyt lekkiego na lisa, a zbyt ciężkiego na gryzonia, nie znaleźliby jej. Gdy już wiedziała, gdzie jest, spodziewała się, że znalazła trupa.
Ale się poruszyła. Łkała. Paradoksalnie, Krucha odetchnęła wtedy z ulgą. Potem przeszła do rozejrzenia się za zagrożeniem i próby wydobycia informacji, bardziej by sprawdzić, w jakim stanie była. Przecież nie była głupia i widziała rzeczy — mogła się domyślić świadkiem efektów czego była. Ale wciąż był to szok i nagle zapomniała też, co ma robić, by jej pomóc. Coś. Wiedziała co, ale nie miała ziół, bez nich w jej głowie panowała pustka i karuzela jednocześnie. Zawołała więc patrol łowny, od którego się wcześniej oderwała, po pomoc.
Zżerały ją nerwy. Co jakby nikt tamtędy nie szedł. Co z tym osobnikiem, wciąż mógł być na terenach.
W końcu gwałtownie wstała i wyszła, wciąż podrygując ogonem. Chwilę krążyła wokół, zastanawiając się, do kogo ma podejść i o co zapytać. Nie chciała zbliżać się do lidera, do medyka też nie, bo to byłoby niedelikatne. Zwykli członkowie mogą nie mieć informacji…
W końcu podkradła się do czekoladowego kocura, którego zapamiętała jako zastępcę.
— Przepraszam… — nerwowo przystąpiła z łapy na łapę — Czy z Fretką wszystko dobrze? ... Tak względnie? Troszkę się martwię, a nie wiem kogo spytać…
<Agrest?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz