Pierwsze dni były torturą. Dzieciak wręcz nie odstępował go na krok, a on tam umierał wewnętrznie z palącej złości. Starucha musiała to widzieć, bowiem dawał jasne sygnały, że nie podobała mu się jego obecność. Zwykłe machanie ogonem powinno być już taką informacją, ale ten ledwo wyrośnięty zwierz, pewnie mylił go z psem, bo gdy tak robił, jeszcze bardziej się do niego nachylał i miętosił. To cud, że nie wydrapał mu oczu. Starał się kontrolować.
Dzisiaj było jednak inaczej, ponieważ wszedł wysoko na półkę, obserwując teren z góry. Maluch nie był w stanie go dosięgnąć, więc mógł nacieszyć się spokojem. I tak zresztą skakał przy swojej babci, która wyciągnęła jakiś karton. Nie za bardzo wiedział po co temu dziecku taka rzecz, ale powoli zaczął spekulować, że może niewolnica też miała dość tej skaczącej pchły, że postanowiła go w nim zamknąć? Byłoby śmiesznie.
Niestety... Nie trafił. Kobieta wyciągnęła jakiś dziwny twór z pudła i wyszła z nim do ogrodu. Zaciekawiony skierował kroki nieco niżej, wskakując na parapet, by przyjrzeć się co takiego ta dwójka robiła. Okazało się, że jego ogród został splugawiony przez... zabawkę tej istoty. A może to było posłanie? Trudno mu było to określić. Gdy Dwunożna rozstawiła przedmiot, zaczęła wlewać do niego wodę długim kijem. To była jakaś ogromna miska? Dzieciak widząc, że to coś zostało napełnione po same brzegi, zdjął z siebie wierzchnią skórę, po czym wszedł do środka, chlapiąc płynem na prawo i lewo. Ah... To była wanna... Ha! Na jego pysku pojawił się kpiący uśmieszek. Smarkacz nie zasługiwał na oczyszczanie się w Gnieździe. Od teraz miał zażywać kąpieli na dworze jak jakieś zwierzę. Zamruczał zadowolony. Najwidoczniej starucha była mądrzejsza niż przypuszczał i nauczyła się, że kot i dziecko w domu, to nie było odpowiednie połączenie.
Zaraz potem pojawili się rodzice smroda i już sądził, że do niego dołączą, lecz nie. Ci wynieśli krzesła i parasol, rozstawiając go na zielonej trawie, a babcia rozpaliła ogień w dziwnym piecu z rusztowaniem. Obserwował to oczywiście ze środka domostwa, więc nie za dużo widział, ale smakowity zapach i skwierczenie mięsa zaraz dotarło do jego nosa i uszu.
Oblizał się. Robili sobie taką ucztę? Bez niego? Toż to skandal!
Zszedł z parapetu, po czym skierował się w stronę wyjścia, przechodząc przez klapę w drzwiach. Gorąc i duchota od razu w niego uderzyły, ale nie przeszkodziło mu to przed zbliżeniem się do stołu, na którym znajdowało się pożywienie.
Niewolnica widząc jego łakomy wzrok, zatarasowała mu drogę, po czym coś powiedziała, czego nie zrozumiał. Dała swojemu zięciowi szczypce, po czym wzięła go na ręce, by odnieść do Gniazda. Już chciał ogłosić swoje oburzenie, gdy ta położyła go na stole i zaczęła szperać po szafkach za jego miską. No... Czyli o nim nie zapomniała. Liczył na jakiś specjał godny jego osoby i oczywiście, że się nie zawiódł. Kobieta dała mu najwyższej klasy cielęcinę, którą trzymała ukrytą przed nim na najwyższej półce. Niby to było takie żarcie z puszki, ale jakie wyborne...
Kobieta pogłaskała go po grzbiecie, gdy zajadał się smakowitościami, po czym wróciła na zewnątrz. A niech się smażą w tej duchocie. Przynajmniej miał cały dom na własność z czego się cieszył. Jeszcze gdyby dowiedział się, jak zatarasować przejście, aby nie wpuścić ich do jego królestwa, to byłoby wspaniale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz