Z początku nie było źle. Szczeniak po prostu złapał królika, co było dobrym znakiem patrząc na suszę obejmującą klany. Zwierzyna się chowała, podobnie jak koty przed palącym słońcem, jakby to chciało im wszystkim wypalić skóry. Wtedy naprawdę żałowała przeprowadzki, gdzie znów skończyli na najbardziej otwartym terenie. Niby czuła się na nim najbardziej komfortowo, jednak miała w umyśle ofiary które w gruncie rzeczy jednak poległy przez nią, kiedy podczas głodu wraz z wilczakami zajęli ten kawałek klanu nocy, a wraz z nim ten pas zieleni który skutecznie ochraniał przed UV sprzedającym ci liścia na twarz. Ale nie, Hiacyntowa Łapa nie potrafił trzymać języka za zębami, jakby było to dla niego sztuką tajemną, i kiedy po prostu miała się odwrócić i iść w dalszą część terenu, by więcej się na grupkę rudzielców nie natknąć, głos ucznia zaszeleścił jej nieprzyjemnie w uszach. Już drgnięcie ogona powinno być wystarczającą przestrogą dla młodziaka, oraz chłodne spojrzenie ozdobione zwężonymi źrenicami, które posłała mu z góry. Ten jednak brnął dalej, będąc w oczach kotki albo tak bezczelnym albo głupim, że sygnałów nie dostrzegał. Zastanowiła się, czy naprawdę chciał znać odpowiedź na pierwsze pytanie? Poza tym oh! Jakie wyniosłe słowa, aż chciało się spytać, czy nauczył go tego Czarnowron mówiąc, że nada mu to powagi. Fala jadu przelała się przez ciało Różanej, która jednak zatrzymała wszystko gdzieś w okolicy żołądka, przypominając sobie jeszcze resztki zdrowego rozsądku oraz spokoju. Na kolejne słowa z pyska kotki uszło ciche, sarkastyczne prychnięcie, niemal rozbawione.
- Kot który jest wręcz idealnym przedstawicielem niezwykłego tupetu - Zaczęła, wciąż z tą dziwną, sztuczną nutką rozbawienia. - Chociaż czego ja się mogłam spodziewać po kimś, kogo szkolił rudy przybłęda i morderca - ,,Oraz mentor pomiotu zdrajców” zabrzmiało niczym echo w jej w głowie, jednak nie miała zamiaru wypowiadać w stronę Hiacyntu reszty swoich uprzedzeń. Wszystko w Klanie Burzy było tak perfidnie połączone i to niestety prowadziło jedynie na końcu do wielkiego znaku z napisem ,,RUDY”. Róża nabierała coraz więcej uprzedzeń, co w pewien sposób odpychało ją od samej siebie. Ale! Nie zapominajmy jeszcze o jednym fakcie, gdyż lekko odbiegliśmy od tematu, mianowicie: Hiacynt również nie był stąd. Przynajmniej nie w oczach calico.
- Powiedz mi - Kontynuowała już w spokojnej tonacji - Jakie wartości mogłeś przejąć od kogoś takiego? - Wzrok miała chłodny, a pytanie zabrzmiało raczej jak czysta retoryka. Co prawda powinna po prostu zakończyć tą parodię dyskusji z kocurkiem i odejść, jednak słowa same przechodziły jej przez pysk, jakby trzymane zbyt długi czas w środku.
- Dla twojej wiadomości, nie ja przydzieliłem sobie mentora, a wspaniała liderka klanu - Odbił piłeczkę w jej stronę, na co kącik pyska kotki drgnął, gdy usłyszała jakąś ironię w wypowiadanych przez niego słowach. Rzeczywiście, jakże mogłaby zapomnieć? Oczywiście, że Kamień jest współwinna. Zamiast mieszać koty pod względem koloru futra to ta, jak gdyby nie pamiętała do czego może prowadzić takie dzielenie uznała, że rudych ze sobą połączy. Czy naprawdę była już aż tak stara i ślepa? Chociaż, czy powinna być zaskoczona tym faktem? Przecież ten słaby kot na stanowisku lidera widział coś w kimś takim, jak Wilcza Zamieć. Kamień może kiedyś w oczach Róży była odpowiednim kandydatem, który rzeczywiście mógł zaprowadzić porządek w klanie, ale to wydawało się być już bardzo odległe. Gdzie była ta silna czarna kotka, na którą Róża liczyła? - Poza tym, nie przyswoiłem nic, co nie byłoby potrzebne tylko i wyłącznie do przetrwania, a Czarnowroni Lot nie był mysim móżdżkiem, szkolącym dopiero swojego pierwszego ucznia - A, tak właśnie. O tym wątku myślała wcześniej.
- O tak, ta informacja rzeczywiście stawia cię w lepszym świetle. Mentor syna zdrajcy i rasisty. Czy właśnie taki był przekaz w twoich słowach? - A jednak poruszyła ten wątek. O ironio, czy właśnie miała zamiar wygarnąć wszystkie nieszczęścia na tym jednym rudym kłębku futra? Czy nie było to zbyt tandetne jak na nią?
- Kot który jest wręcz idealnym przedstawicielem niezwykłego tupetu - Zaczęła, wciąż z tą dziwną, sztuczną nutką rozbawienia. - Chociaż czego ja się mogłam spodziewać po kimś, kogo szkolił rudy przybłęda i morderca - ,,Oraz mentor pomiotu zdrajców” zabrzmiało niczym echo w jej w głowie, jednak nie miała zamiaru wypowiadać w stronę Hiacyntu reszty swoich uprzedzeń. Wszystko w Klanie Burzy było tak perfidnie połączone i to niestety prowadziło jedynie na końcu do wielkiego znaku z napisem ,,RUDY”. Róża nabierała coraz więcej uprzedzeń, co w pewien sposób odpychało ją od samej siebie. Ale! Nie zapominajmy jeszcze o jednym fakcie, gdyż lekko odbiegliśmy od tematu, mianowicie: Hiacynt również nie był stąd. Przynajmniej nie w oczach calico.
- Powiedz mi - Kontynuowała już w spokojnej tonacji - Jakie wartości mogłeś przejąć od kogoś takiego? - Wzrok miała chłodny, a pytanie zabrzmiało raczej jak czysta retoryka. Co prawda powinna po prostu zakończyć tą parodię dyskusji z kocurkiem i odejść, jednak słowa same przechodziły jej przez pysk, jakby trzymane zbyt długi czas w środku.
- Dla twojej wiadomości, nie ja przydzieliłem sobie mentora, a wspaniała liderka klanu - Odbił piłeczkę w jej stronę, na co kącik pyska kotki drgnął, gdy usłyszała jakąś ironię w wypowiadanych przez niego słowach. Rzeczywiście, jakże mogłaby zapomnieć? Oczywiście, że Kamień jest współwinna. Zamiast mieszać koty pod względem koloru futra to ta, jak gdyby nie pamiętała do czego może prowadzić takie dzielenie uznała, że rudych ze sobą połączy. Czy naprawdę była już aż tak stara i ślepa? Chociaż, czy powinna być zaskoczona tym faktem? Przecież ten słaby kot na stanowisku lidera widział coś w kimś takim, jak Wilcza Zamieć. Kamień może kiedyś w oczach Róży była odpowiednim kandydatem, który rzeczywiście mógł zaprowadzić porządek w klanie, ale to wydawało się być już bardzo odległe. Gdzie była ta silna czarna kotka, na którą Róża liczyła? - Poza tym, nie przyswoiłem nic, co nie byłoby potrzebne tylko i wyłącznie do przetrwania, a Czarnowroni Lot nie był mysim móżdżkiem, szkolącym dopiero swojego pierwszego ucznia - A, tak właśnie. O tym wątku myślała wcześniej.
- O tak, ta informacja rzeczywiście stawia cię w lepszym świetle. Mentor syna zdrajcy i rasisty. Czy właśnie taki był przekaz w twoich słowach? - A jednak poruszyła ten wątek. O ironio, czy właśnie miała zamiar wygarnąć wszystkie nieszczęścia na tym jednym rudym kłębku futra? Czy nie było to zbyt tandetne jak na nią?
<Hiacynt?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz