Liliowa kotka z pędzelkami na uszach leżała koło matki, która nie pozwalała jej się ruszyć z miejsca. W pewnym momencie zaswędziało ją w nosku i kichnęła.
-C-co ci się dzieje? Jesteś chora? W-wezwać medyka?- krzyknęła przerażona Błotnista Plama, która aż podskoczyła na ten dźwięk.
-Tak, umieram, a moje flaki zjedzą robaki!- powiedziała z ironią i przyjęła obojętny wyraz twarzy.
-I-idziemy po pomoc. Ktoś m-musi cię wyleczyć- to mówiąc, matka dotknęła czoła Morelki i syknęła- J-jakaś ty gorąca i jaka rozpalona! Sz-szybko!
Morelka z satysfakcją na pyszczku patrzyła na rodzicielkę, koło której biegła w kierunku legowiska medyków. Na próżno! To nie choroba rozpaliła kotkę, lecz długie i mocne pocieranie czoła w celu nabrania matki.
Gdy dotarły, w jednej chwili podeszła do niej nieznajoma. Liliowa z ciekawością patrzyła na kotkę. Zastanawiała się w jaki sposób odbędzie się "leczenie".
-Kim jesteś? To ty będziesz mnie leczyć?- zapytała z ciekawością, ale i z lekkim uśmiechem, którego nie zdołała ukryć.
Przybyła uśmiechnęła się promiennie, jak miała w zwyczaju.
-Strzyżykowy Promyk, miło poznać. Owszem, będę cię leczyć, to jedno z moich zadań. Jesteś córką Błotnistej Plamy, jak mniemam?
Widząc ten uśmiech, jakże miły i słodki, Morelka od razu zdała sobie sprawę, że nabierając matkę na swoją chorobę popełniła błąd. Jednak ze względu na honor, trzeba było kontynuować kłamstwo. Ułożyła się wygodnie i zaczęła mówić.
-Ach... Tak źle się czuję, niedobrze mi bardzo, więc cieszę się strasznie, że dasz mi lekarstwo. Błotnista Plama, tak to moja mama, a ja Morelka jej córka maleńka.
Strzyżyk nadstawiła ucha. Zaczęła przysłuchiwać się kotce i przyglądać się jej podejrzliwie.
-Co ci dolega? Jakieś objawy? — spytała przelotnie, odwracając się w kierunku składziku.
Morelka uważając, że nikt nie jest w stanie domyśleć się prawdy o jej chorobie postanowiła pójść na całego.
-Głowa mnie boli. Bardzo!- westchnęła- I jeszcze jest mi okropnie zimno. A poza tym, to w ogóle źle się czuję- jęknęła i dodała- Pomóż mi proszę, bo bólu tego nie zniosę.
Medyczka uśmiechnęła się, lecz uśmiech ten nie był zrozumiały dla Morelki. Pomyślała tylko, że uśmiecha się tak dlatego, że jak wszystkie koty lubi być radosna. A może po prostu rymy jej się spodobały… Podczas, gdy takie myśli nawiedzały głowę pacjentki, Strzyżyk dotknęła jej czoła.
-Nie czuję żadnej zmiany w temperaturze - zamruczała. - Nie masz zaczerwienionych oczu, wszystko gra. To jakieś nowe schorzenie, o którym nie wiem? - dodała.
To było prawdziwe szczęście dla Morelki. Jeszcze tak łatwowiernego kota nie spotkała w swoim krótkim życiu. Co za świetna zabawa! Może nagadać jej wszystko, a ona i tak w to uwierzy. Trzeba tylko wymyślić coś wyjątkowo głupiego. W dodatku może rymować do woli! Wykorzysta tą szansę jak najlepiej.
-Może to nowa jest choroba, bo od pewnej chwili boli mnie noga, do tego jeszcze, okropna sprawa, kłuje mnie w sercu ogromna obawa, o moje kości łamiące się o siebie, wystające przez skórę, patrzące na ciebie.
Medyczka uśmiechnęła się szerzej.
-To ciekawe, moja droga, że spotkało cię tyle przypadłości w jednym momencie - powiedziała. - Ładnie kłamiesz.
To był porządny cios dla Morelki. Jakim cudem się domyśliła? Przecież była taka ostrożna! Jej kłamstwo wyglądało tak naturalnie! Jak to się stało?
-J-ja kłamię? N-nie! Mnie naprawdę wszystko boli- wyjęczała- I głowa, i noga, brzuch...
To mówiąc wstała i zjadła kilka liści z ziemi. Jeśli w tej chwili nie jest chora to zaraz będzie! Wszyscy pożałują. Matka przecież na pewno stanie po jej stronie i okrzyczy Strzyżyk.
Strzyżyk uniosła brew, podnosząc podbródek.
-Znam się na kotach jak mało kto w tym klanie. Żaden szczegół nie umknie mojemu oku - mrugnęła do kotki. - Duma cię zaślepiła.
Wąsy medyczki zadrgały z rozbawienia, gdy Morelka zeżarła liście.
-Od nich możesz dostać rzeczywistego zatrucia pokarmowego. Nie radziłabym.
W Morelce się zagotowało. Jak ona mogła? Tak się do niej zwracać? Jeszcze nigdy nie była taka wściekła! To nie do pomyślenia! Że niby duma ją zaślepiła? Ach tak? To proszę bardzo, zaraz pożałuje!
-Jak możesz tak do mnie mówić? Nic mnie nie zaślepiło! To ty się nie znasz! Ja JESTEM chora!- krzyczała, co jakiś czas biorąc oddech.
Po chwili zrobiła dłuższą przerwę w monologu i w tej chwili porwała z ziemi całą garść liści. Zanim Strzyżyk zdążyła ją powstrzymać wepchnęła je wszystkie na raz do pyszczka i szybko przeżuła.
<Strzyżyk?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz