— Ah... A więc to tak... — mruknął pod nosem. Oczywiście. Właśnie tak chciał. Zaatakować i wydobyć z nich wszystkie informację o Jelenim Puchu. Nie spodziewał się, że zastępczyni zechcę się przekradać, próbując przeszukać obcy, ogromny teren, próbując zostać nie wykryta.
— Wiesz... Możemy spróbować, ale jeżeli trzymają go w obozie, to niezbyt zda nam się takie kluczenie po lesie — zauważył.
Mogli przecież zostać nakryci, a wtedy nie uniknęliby walki oraz tłumaczeń przed Kamienną Gwiazdą. Naprawdę nie pojmował jak starucha mogła grzać sobie tyłek w ciepłym legowisku, gdy ich wróg z nich sobie szydził. Może gdyby nie fakt, że Jeleni Puch miał rudą sierść, czarna liderka by zainteresowała się nim bardziej. Pf... Rasistka. A podobno to on nim był!
Widział jak ruda rozgląda się na boki, jakby wciąż się wahając przed przekroczeniem granicy. Patrol wilczaków dalej tkwił wiele lisich skoków przed nimi, jednak powoli zaczynał się zbierać do siebie. Niedługo droga stanie przed nimi otworem.
— Co wy robicie? — czyjś głos był tak nagły, że oboje podskoczyli.
Pochmurny Taniec zmierzył ich spojrzeniem i tylko modlić się trzeba było do babci, aby nie pomyślał, że właśnie tu randkowali!
— A co cię to obchodzi gówniarzu? — Nieco się uniósł, górując nad młodzieńcem. — Wracaj do swoich spraw.
Wojownik parsknął na to, kręcąc łbem. Ugh... Przeklęta nieruda łajza. Rządził się jak nic! Jego pazury wysunęły się, gotowe by mu wlać i pokazać gdzie jego miejsce, lecz zastępczyni powoli uniosła się na łapy, zaciskając pysk.
— Przestańcie. Wracajmy... Wracajmy po prostu do obozu — zarządziła.
Widząc jak kocica rezygnuje ze wspólnej infiltracji terenów wroga, ruszył jej śladem, trącając jeszcze barkiem nierudego z wywyższającym spojrzeniem.
***
Wojna! Słyszał o niej. Tygrysia Smuga naprawdę ją wywołała wraz z jakąś nocniaczką. Gdy o tym usłyszał chciał się tylko śmiać i śmiać. Był jednak za stary, by myśleć o przetrącaniu kilku karków. Nigdy nie spodziewał się dożyć tak sędziwego wieku. Chociaż... Nadal czuł się dość młody. Raz nawet poszedł na samotny spacer, lecz pech sprawił, że jakiś zapchlony i ogromny szczur go użarł w łapę. Nie potrafił uwierzyć, że coś takiego go spotkało. Wiśniowa Iskra przez to nakazała mu nigdzie już nie wychodzić samotnie, gdy zajmowała się dość paskudnym zranieniem.
Uniósł wzrok znad zabandażowanej kończyny, a widząc na horyzoncie znajomą rudą sylwetkę, wyszedł z legowiska starszych, do którego nie tak dawno się przeniósł, po czym usiadł obok przyjaciółki.
— Przykro mi, że nie pomogę ci odbić syna, ale... łapy już nie te co kiedyś... — westchnął dość głośno, ponieważ ten stan mu się nie podobał. Chciał dalej szaleć, chciał dalej marzyć o potędze i wielkości, a nie gnić w legowisku, jednakże... Księżyce wcale się nie cofały. Nie był młody, a wręcz coraz bardziej jego rudość bladła i pokrywała się siwizną, co było dla niego wręcz okropne! Nie mógł zamienić się w nierudego! Był w kończy czystym rudzielcem! Najwspanialszym, którego należało czcić!
<Tygrys?>
Wyleczony: Rozżarzony Płomień
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz