Morelka ocknęła się. Przez chwilę próbowała przypomnieć sobie, gdzie się znajduje. Nagle dotarło do niej, że jest w legowisku, a koło niej leży śpiąca matka! Decyzję podjęła w mgnieniu oka. Idzie!
Od ostatniej wycieczki z matką, Kawką i Makrelkiem, która zakończyła się spotkaniem ojca, myśl, że znów mogłaby go zobaczyć, nie dawała jej spokoju. Tak bardzo chciała go poznać! No i oczywiście dowiedzieć się, dlaczego nie może się z nim widywać. Czekała, aż nadarzy się odpowiednia okazja, a tu proszę bardzo!
Powoli wstała i przeciągnęła się, uważając, by nie trącić śpiącej. Dopiero w tej chwili zobaczyła, że koło matki leży jej rodzeństwo. Och… Jak dobrze, że i oni śpią. Odeszła wolno na kilka kroków od drzemiącej rodziny i wtedy rzuciła się pędem, aby jak najszybciej wyjść z kociarni.
Gdy już to zrobiła, zwolniła tempo. Zaczęła rozglądać się naokoło i pochłaniać wzrokiem wszystko. Zobaczyła koty załatwiające codzienne obowiązki, całkiem nowe kolory oraz usłyszała niesłyszane dotąd dźwięki. Mimo tylu nowości jej natura przeważyła i szybko straciła zainteresowanie otoczeniem.
Powoli podążyła w stronę legowiska starszych, gdzie to ostatnio widziała tatę. Zobaczyła go! Stał odwrócony tyłem do niej, dokładnie w tym samym miejscu, co kilka dni temu! Stanęła w miejscu, nie mogąc się ruszyć z wrażenia. Szybko jednak odzyskała panowanie nad sobą i podeszła bliżej.
— Cz-cześć tato — powiedziała, jąkając się z nadmiaru emocji. — W końcu cię widzę.
Słysząc czyjś głosik, który najpewniej brzmiał na kocięcy, Nastroszone Futro zwrócił łeb w stronę swojej córki. Zdziwienie to mało powiedziane co pojawiło się na jego pysku.
— Uciekłaś matce? — prychnął, uśmiechając się lekko pod nosem.
Uciekinierka z wyrazem triumfu na twarzy popatrzyła się prosto w oczy rozmówcy. Była z siebie dumna! Pokazanie swoich zdolności nowo poznanemu tacie, to jest coś.
— Taak! - ochoczo odparła. — No to co? Może mnie oprowadzisz i przy okazji porozmawiamy?
— Możemy pójść na ubocze. — Zgodził się na takie rozwiązanie. — Jak będziesz się kręcić przy innych kotach, to matka się dowie i cię zleje.
Nie chcąc narażać się na gniew matki, z którą i tak jej się ostatnio nie układało, Morelka postanowiła zgodzić się na propozycję.
— Dobrze, chodźmy. A tato... Czemu nie możesz się z nami widywać? — zapytała, udając słodką, mimo że w środku wszystko jej się gotowało od nadmiaru słodyczy.
— Bo matka ma się wami zajmować. To jej obowiązek jako kotki. Do niczego innego się nie nadaje — mruknął ojciec, po czym zabrał kocię na ubocze obozu. — No i odwaliło jej, odkąd się urodziliście. Jej matczyne instynkty wyszły na jaw i głupia wronia strawa nie pozwala nikomu do was się zbliżyć — prychnął. — Ale to może i dobrze. Nie chcę by dopadła was Zajęcza Troska czy Sroczy Lot. Te dwie wariatki jeszcze by was zabiły z racji tego, że jesteście moimi dziećmi.
Po tym co usłyszała, podziw Morelki dla ojca wzrósł zdecydowanie. Nic tak nie wzbudzało jej szacunku, jak pogarda jednego kota dla drugiego. Mimo że nie zrozumiała wszystkiego dokładnie, to nie chciała tego pokazać.
— Ja to bym zabić się nie dała, tylko im wszystkim kopa w pysk dała — wykrzyknęła z satysfakcją. Rozmowa z tatą coraz bardziej jej się podobała. — A jakby się skopać nie dały, to pomógłby mi tatuś wspaniały.
<Nastroszone Futro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz