Niebo nad obozem Klanu Nocy było czystsze niż kiedykolwiek, co zupełnie nie oddawało atmosfery panującej za gęstymi ścianami z trzcin. Sroczy Lot siedziała ze spokojem w cieniu rosnących na wyspie drzew, otoczona z każdej strony kotkami. Cedrowa Rozwaga była pochłonięta przeżuwaniem drobnej rybki, natomiast Makowe Pole wraz z Pszczelą Dumą dzieliły się językami. Siedząca najbliżej czarno-białej Zajęcza Troska w pozornym skupieniu czyściła swoje futro, w rzeczywistości przysłuchując się rozmowie swoich towarzyszek, o czym świadczyły poruszające się co jakiś czas dwubarwne uszy kocicy.
– No popatrzcie tylko kto raczył wyjść ze swojej nory! – parsknęła sarkastycznie srebrna, na co reszta wojowniczek podążyła za jej spojrzeniem, kierującym się wprost na legowisko lidera.
Chuda, ruda postać o pysku bogato zdobionym srebrnymi kosmykami, wyłoniła się ze szczeliny w drzewie. W każdym jego kroku dało się dostrzec wahanie, co u Sroczego Lotu wywoływało odruch wymiotny. Jak ktoś tak słaby i niegodny roli lidera jak Rudzikowy Śpiew mógł zajść tak daleko?
– Wykapany wujaszek. – skwitowała Makowe Pole, wykrzywiając swój pysk w pogardliwym uśmiechu – Zamiast bawić się w przywódcę i osłabiać nasz klan, staruszek powinien już od dawna gryźć glebę.
Cedrowa Rozwaga przełknęła ostatni kęs piszczki, by po chwili zabrać głos:
– W pierwszej kolejności to on nie powinien nawet nim zostać. – stwierdziła, oblizując zakrwawiony pysk.
W oczach Makowego Pola aż zaiskrzyło z satysfakcji. Zdawało się, że omawiany przez nie temat nikomu nie przeszkadzał i jedynie najmniejsza z kotek, Pszczela Duma, nerwowo przyspieszyła wylizywanie futra swojej towarzyszce, wyglądając na nieco zmieszaną.
– Dokładnie! Koty jak on jedyne co robią to ciągną nas na dno. Widać, że geny Niezapominajkowej Gwiazdy dają się we- Pszczoła! Pszczoła!! – zielonooka niespodziewanie przerwała swój wywód, kiedy jedna z córek Kwitnącej Stokrotki, swym językiem niemal nie zerwała z jej policzka futra.
Upomniana kocica dopiero za drugim warknięciem wyrwała się z zamyślenia i odsunęła się zawstydzona od starszej wojowniczki, kładąc po sobie buraczkowe uszy. Sroczy Lot zerknęła za siebie, napotykając równie rozbawione spojrzenie Zajęczej Troski, której ogon musnął jej biały bok.
Makowe Pole łapą przetarła swój zmaltretowany policzek, wzrokiem piorunując speszoną szylkretkę.
– Wracając… – zaczęła na nowo Mak, prychając z irytacją – Im szybciej padnie tym lepiej dla nas wszystkich.
Futro Sroczego Lotu mimowolnie się uniosło, słysząc tak ostre słowa z pyska innego klanowicza. Co prawda, nie wątpiła, że nie były jedynymi kotami w klanie, które były niezadowolone z ówczesnych rządów, ale większość z nich ograniczała się do myśli, nie śmiąc podzielić się nimi ze światem i tylko nieliczni okazywali swą wrogość otwarcie.
***
po zgromadzeniu
W Klanie Nocy wrzało. Wieści o wojnie przyniesione przez koty wracające ze zgromadzenia, wstrząsnęły całym obozem, a najmocniej Rudzikowym Śpiewem. Kiedy Trzcinowa Sadzawka podzielił się z nim informacjami o zbliżającej się bitwie, lider zbladł i od tamtego momentu nie ruszył się z legowiska. Koty rzucały sobie niespokojne, zaspane spojrzenia, kuląc się z niepokojem w kątach obozu. Mysi Okruch uporczywie starała się nie wypuścić swoich pociech poza żłobek, łapą odpychając do tyłu swojego jedynego syna, Poranka. Naprzeciwko nich, przy legowisku uczniów, roztrzęsione Pylista i Żabia Łapa szeptały intensywnie do obu uszu swojej siostry, Bratkowej Łapy, która nieprzytomnym wzrokiem mąciła po ich pyskach.
– Klanie Gwiazdy, do czego to doszło… – do uszu Sroczego Lotu dobiegł słaby, przepełniony niepokojem głos Popielatej Świt, która siedziała wtulona w swojego partnera, Gorzką Wolę, tuż przed legowiskiem wojowników.
Nieco dalej dało się słyszeć nerwowe pokasływanie Muchomorzego Jadu, który opierając się o Strzyżykowy Promyk kierował się do swojej jamy między dwoma głazami, podczas gdy Lecący Czas w kilku susach przedostała się przez gromadzący się tłum, znikając w ciemnej szczelinie. Po chwili wysunęła się z niej, w pysku trzymając zwitek ziół, które następnie podała swojemu nieobecnemu mentorowi.
Na samym środku obozu, oświetlona słabym, księżycowym światłem, Daliowy Pąk miotała swym ogonem na lewo i prawo, wściekła na Rudzikowy Śpiew, który uderzenia serca wcześniej odesłał ją, wpuszczając do siebie jedynie swojego zastępcę, Trzcinową Sadzawkę. To ona była prowodyrką, która wywołała wojnę. Ona również była głową spisku przeciwko Rudzikowemu Śpiewowi, który zrodził się w klanie jeszcze przed zgromadzeniem. Wszyscy wtajemniczeni wiedzieli już o porwanej księżyce temu przez Klan Wilka Dzwonek oraz o innych występkach tego klanu.
Sroczy Lot poczuła, jak ktoś ociera się o jej bok, wydając z siebie pomruk zaciekawienia. Oczy Zajęczej Troski zalśniły złotem, kiedy spotkały się z zielonymi oczami Sroki. Wszyscy byli po tej samej stronie i chcieli jednego - sprawiedliwości, której ich obecny lider nie był w stanie im zapewnić.
***
Słońce już dawno zdążyło wzejść na nieboskłon, a Rudzikowy Śpiew nadal gnił w swej “bezpiecznej” jamie. Po nieprzespanej nocy, rozsierdzenie kotów tylko wzrosło, a razem z nim wściekły tłum u podnóża kwitnących sumaków. Wśród niego, nieco na uboczu, stała Sroczy Lot, z obu stron osaczona swoimi koleżankami. W końcu, na przód grupy wystąpiła Daliowy Pąk. W przeciwieństwie do ich lidera, w jej krokach dało się wyczuć niesamowitą pewność i lekkość.
– Daliowy Pąku, stój, nie możesz tam iść! – zaprotestował zdenerwowany Trzcinowa Sadzawka, próbując zagrodzić wojowniczce drogę.
Pomarańczowooka zmierzyła go jedynie pełnym pogardym spojrzeniem, a jej jeden szept skierowany w stronę tłumu wystarczył, żeby Przepiórcze Gniazdo rzuciła się i obezwładniła zszokowanego kocura. Kilka kotów, sprzymierzeńców Rudzikowego Śpiewu, wydało z siebie oburzone fuknięcia i podjęło próbę zbliżenia się, jednak szybko ich plany zostały pokrzyżowane przez Makowe Pole i Cedrową Rozwagę, które z ostrzegawczym sykiem powstrzymały ich przed dalszym sprzeciwem.
Bura szylkretka wspięła się na sumakowe drzewo, zajmując miejsce lidera. Przeciągnęła spojrzeniem po zebranych, po czym zabrała głos:
– Klanie Nocy! Czas zakończyć tą fasadę żałosności. Nasz klan wystarczająco długo cierpiał znajdując się pod niewłaściwymi łapami. Osłabliśmy. Stoczyliśmy się. Staliśmy się pośmiewiskiem dla pozostałych klanów. A to wszystko wina Rudzikowego Śpiewu. To on nadal nie przyjął imienia lidera. To on nie potrafi postawić się pozostałym liderom nie kuląc się z lęku. To on sprawił, że z nas zakpiono. To on pomimo upływu tylu księżyców nic nie zrobił w sprawie zaginięcia Źródlanego Dzwonka pokazując Klanowi Wilka, że może robić z nami co żywnie mu się podoba. Udowodnił nam niejednokrotnie, że jedyne co jest w stanie osiągnąć to upadek Klanu Nocy. Dzisiaj jednak zamierzam zakończyć tę błazenadę.
Po tych słowach kotka obróciła się w stronę szczeliny w korze drzewa i bez najmniejszego wysiłku wyciągnęła chudą, zabiedzoną postać ich pokracznego lidera. Bez zastanowienia zrzuciła go z sumaka. Słabe ciało, pokryte zmatowioną sierścią uderzyło o twardą glebę, wydając z siebie ciche stęknięcie. Tłum niczym ławica ryb, odsunął się od niego z obrzydzonym sykiem, jak gdyby rudy kocur był rozkładającą się padliną. Sroczy Lot przecisnęła się między kotami, by móc z bliska obejrzeć rozgrywającą się w obozie scenę. Z pogardą wpatrzyła się w małe, obłąkane, pomarańczowe oczka, błądzące po jego współklanowiczach. Z każdym uderzeniem serca nikła w nim nadzieja. Dało się dostrzec moment, kiedy pojął co go czeka. Było to dokładnie wtedy, kiedy Gawroni Obłęd postawił pierwszy krok na tej przedziwnej arenie. Już wtedy Rudzikowy Śpiew zdawał się być bliższy śmierci niż kiedykolwiek wcześniej.
W jarzących się nienawiścią oczach czarnego potomka Kruczej Gwiazdy nie dało się dostrzec żadnej głębi. Ostatnim co zrobił, co jeszcze można było przypisać normalnemu kotu, było zadarcie do góry łba, czekając na sygnał od Daliowego Pąka. Później nie przypominał go już wcale. Wszystkie zahamowania zniknęły w momencie, kiedy bura skinęła mu łbem. Kocur rzucił się na rudego, pazurami sięgając ku jego szyi. Nie chybił. Krew trysnęła z zadanej starszemu rany, brudząc pobliskie rośliny i pechowców, którzy stali za blisko nich. Rudzikowy Śpiew zatoczył się do tyłu, skurczonymi źrenicami wpatrując się w pokrytą szkarłatem ziemię pod nim. Czarnemu jednak to nie wystarczyło. Znowu zaatakował, tym razem pazurami przejeżdżając po siwym pysku przywódcy. Kocur upadł, a jego klatka piersiowa unosiła się w nierównym tempie. Napastnik zawisł nad nim, swym ciałem całkowicie zasłaniając szczytujące słońce. Lider nie poruszył się. Leżał, tępo wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Brak jakiejkolwiek reakcji wywołał w wojowniku tylko większy gniew. Wydając z siebie niezrozumiały warkot, uderzył pazurami w umierające ciało, orając jego skórę niczym korę drzewa. Zębami złapał za tylną łapę kocura, agresywnie szarpiąc nim po podłożu, jak gdyby bawił się skrawkiem mchu. Kilka kotów w tłumie cofnęło się, czując strach i zniesmaczenie zachowaniem Gawroniego Obłędu.
– Dość! – z góry dobiegł ich donośny, zdecydowany głos Daliowego Pąka – Gawroni Obłędzie, wystarczy. Zostaw go.
Czarny zignorował polecenie starszej. Jakby w transie kontynuował swoje poczynania, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie i przerażonych jego zachowaniem współklanowiczy. Kątem oka Sroczy Lot dostrzegła przeciskający się między gapiami złocisty kształt. Nie trzeba było długo czekać, aby ujrzeć tajemniczą postać w całej swej okazałości - Przyczajony Drozdoń wyłoniła się z tłumu, kierując się wprost na Gawroni Obłęd. Kocur nawet nie uniósł na nią wzroku, zbyt skupiony na leżącym przed nim ciele. Ogon kotki uderzył ostrzegawczo o ziemię kilka razy, nim ta zdecydowała się podjąć bardziej drastyczne działania.
Kocica szybko pokonała dzielącą ich odległość, a w powietrzu błysnęły pazury. Kocur wybity z transu gwałtownie puścił trzymane przez siebie ciało, a po jego czarnym pysku pociekła cienka strużka szkarłatnej cieczy, świadcząca o zadanej ranie. Poirytowana Drozdoń nachyliła się do ucha swojego towarzysza, szepcząc mu coś zagadkowo, na tyle cicho, aby nikt z klanowiczów nie usłyszał o czym mówi.
Wypuszczone ze szczęk ciało posunęło się po ziemi, zatrzymując się dopiero u stóp Sroczego Lotu. Klan wstrzymał na moment oddech, wyczekująco wpatrując się w “swojego lidera”. Łaciata spoglądała chłodno na leżący przed sobą rudy kształt. Widziała, jak jego poraniony bok unosi się po raz ostatni, a z pyska ucieka świszczący, ledwo słyszalny oddech.
– Nie żyje. – oświadczyła, unosząc łeb znad jeszcze ciepłych zwłok.
Ktoś w tłumie się zaśmiał, ktoś załkał. To już nie było istotne. Rudzikowy Śpiew zdechł w ten sam sposób, w jaki dostał się na swoją pozycję. Sroczy Lot bardzo dobrze pamiętała tamtą noc, kiedy z jego łap zginęła ich poprzednia liderka, Krucza Gwiazda i jej partner, Niezapominajkowa Gwiazda. Wtedy, jako kocię, nie rozumiała do końca tego co się działo i czuła się niepewnie, jednak teraz nawet się nie wzdrygnęła. Ta śmierć była niezbędna, żeby Klan Nocy mógł odżyć. Była przekonana, że Rudzikowy Śpiew, mimo bycia skończonym idiotą, zdawał sobie z tego sprawę.
– Dobrze. Gawroni Obłędzie, Przyczajony Drozdoniu, zabierzcie to ciało i wrzućcie je do rzeki. Niech przynajmniej po śmierci to ścierwo się na coś przyda. – rozkazała szylkretka.
Oba wywołane koty zbliżyły się do zwłok swojego lidera. Dawny uczeń Źródlanego Dzwonka złapał kłami za kark byłego lidera, podczas gdy towarzysząca mu kotka stanęła po drugiej stronie zwłok. Klan Nocy odprowadził oddalające się koty wzrokiem, aż te nie zniknęły całkowicie w ciemnym, trzcinowym tunelu. Po kilku uderzeniach serca spędzonych w martwej ciszy, z góry sumaka rozległo się chrząknięcie, należące do Daliowego Pąka.
– Koty Klanu Nocy! – zwróciła się do zebranych – Oto, wraz ze śmiercią Rudzikowego Śpiewu, dla naszego klanu nastała nowa, lepsza era. Na nowo staniemy się potęgą, przed którą niegdyś drżały inne klany. Pora skończyć z chowaniem się w ich cieniu, co wpoiły nam nieumiejętne rządy tego kretyna. Jako wasza nowa liderka, obiecuję już wkrótce przyjąć nowe imię i przywrócić naszemu klanowi jego dawną świetność! – kotka zatrzymała się na moment, by choć przez chwilę móc rozkoszować się wyrazami pysków swoich towarzyszy. Po chwili, ze zdwojoną pewnością, kontynuowała: – A zmiany zaczniemy od zwycięstwa w wojnie! Nigdy więcej porażek, jesteśmy walecznymi wojownikami, na których przodkowie mają spoglądać z dumą, a nie z zażenowaniem, jak to miało miejsce wcześniej. Nie pozwolimy Klanowi Wilka dłużej z nas kpić, pokażemy im, czym jest prawdziwa siła!
Wśród tłumu rozległy się wiwaty, zmieszane z powątpiewającymi pomrukami. Wzburzony Potok promieniała, widząc inną kotkę u władzy, krzycząc prawie równie głośno co Mysi Okruch, która specjalnie dla tego wydarzenia zostawiła swoje śpiące kocięta w żłobku. Gdzieś w głębi tłumu Mrówczy Kopiec opierała się o brata, wydając z siebie zaniepokojone piski. Jednak uwagę Sroki najbardziej przykuł Trzcinowa Sadzawka, który z pyskiem wciąż wgniecionym w ziemię przez Przepiórcze Gniazdo, łkał cicho. Również ich nowa liderka zwróciła na to uwagę, dlatego po chwili namysłu ruchem ogona uciszyła ostatnie szmery i ponownie zabrała głos:
– Trzcinowa Sadzawka zostaje zdegradowany z obecnie pełnionej pozycji, a czas na ochłonięcie spędzi w legowisku starszyzny. – obwieściła.
– Kto w takim razie zajmie jego miejsce, jako twojego nowego zastępcy? – zapytał jak na zawołanie Bażancie Futro, brzmiąc przy tym co najmniej sceptycznie.
Daliowy Pąk uniosła jedną z łap do pyska, pazurem dotykając swojej dolnej wargi, sprawiając przy tym wrażenie zamyślonej. Rozejrzała się po zgromadzonych kotach, aż jej wzrok nie utkwił w jednej ze stojących na przedzie kotek.
– Astrowy Poranek – odpowiedziała bez wahania.
Srebrna kocica wystąpiła na przód, pusząc się z dumy. Kilkoma długimi, pełnymi gracji krokami zbliżyła się do sumaka. Jeszcze nim wskoczyła na gałąź, by móc zająć miejsce obok liderki, rzuciła innym przez ramię krótkie, wyniosłe spojrzenie, które zdawało się być bezpośrednio skierowane do każdego ze zgromadzonych.
– Jeśli nikt nie ma już dalszych pytań, zgromadzenie uważam za zakończone. – miauknęła Daliowy Pąk, pozwalając kotom się rozejść.
po zgromadzeniu
W Klanie Nocy wrzało. Wieści o wojnie przyniesione przez koty wracające ze zgromadzenia, wstrząsnęły całym obozem, a najmocniej Rudzikowym Śpiewem. Kiedy Trzcinowa Sadzawka podzielił się z nim informacjami o zbliżającej się bitwie, lider zbladł i od tamtego momentu nie ruszył się z legowiska. Koty rzucały sobie niespokojne, zaspane spojrzenia, kuląc się z niepokojem w kątach obozu. Mysi Okruch uporczywie starała się nie wypuścić swoich pociech poza żłobek, łapą odpychając do tyłu swojego jedynego syna, Poranka. Naprzeciwko nich, przy legowisku uczniów, roztrzęsione Pylista i Żabia Łapa szeptały intensywnie do obu uszu swojej siostry, Bratkowej Łapy, która nieprzytomnym wzrokiem mąciła po ich pyskach.
– Klanie Gwiazdy, do czego to doszło… – do uszu Sroczego Lotu dobiegł słaby, przepełniony niepokojem głos Popielatej Świt, która siedziała wtulona w swojego partnera, Gorzką Wolę, tuż przed legowiskiem wojowników.
Nieco dalej dało się słyszeć nerwowe pokasływanie Muchomorzego Jadu, który opierając się o Strzyżykowy Promyk kierował się do swojej jamy między dwoma głazami, podczas gdy Lecący Czas w kilku susach przedostała się przez gromadzący się tłum, znikając w ciemnej szczelinie. Po chwili wysunęła się z niej, w pysku trzymając zwitek ziół, które następnie podała swojemu nieobecnemu mentorowi.
Na samym środku obozu, oświetlona słabym, księżycowym światłem, Daliowy Pąk miotała swym ogonem na lewo i prawo, wściekła na Rudzikowy Śpiew, który uderzenia serca wcześniej odesłał ją, wpuszczając do siebie jedynie swojego zastępcę, Trzcinową Sadzawkę. To ona była prowodyrką, która wywołała wojnę. Ona również była głową spisku przeciwko Rudzikowemu Śpiewowi, który zrodził się w klanie jeszcze przed zgromadzeniem. Wszyscy wtajemniczeni wiedzieli już o porwanej księżyce temu przez Klan Wilka Dzwonek oraz o innych występkach tego klanu.
Sroczy Lot poczuła, jak ktoś ociera się o jej bok, wydając z siebie pomruk zaciekawienia. Oczy Zajęczej Troski zalśniły złotem, kiedy spotkały się z zielonymi oczami Sroki. Wszyscy byli po tej samej stronie i chcieli jednego - sprawiedliwości, której ich obecny lider nie był w stanie im zapewnić.
***
Słońce już dawno zdążyło wzejść na nieboskłon, a Rudzikowy Śpiew nadal gnił w swej “bezpiecznej” jamie. Po nieprzespanej nocy, rozsierdzenie kotów tylko wzrosło, a razem z nim wściekły tłum u podnóża kwitnących sumaków. Wśród niego, nieco na uboczu, stała Sroczy Lot, z obu stron osaczona swoimi koleżankami. W końcu, na przód grupy wystąpiła Daliowy Pąk. W przeciwieństwie do ich lidera, w jej krokach dało się wyczuć niesamowitą pewność i lekkość.
– Daliowy Pąku, stój, nie możesz tam iść! – zaprotestował zdenerwowany Trzcinowa Sadzawka, próbując zagrodzić wojowniczce drogę.
Pomarańczowooka zmierzyła go jedynie pełnym pogardym spojrzeniem, a jej jeden szept skierowany w stronę tłumu wystarczył, żeby Przepiórcze Gniazdo rzuciła się i obezwładniła zszokowanego kocura. Kilka kotów, sprzymierzeńców Rudzikowego Śpiewu, wydało z siebie oburzone fuknięcia i podjęło próbę zbliżenia się, jednak szybko ich plany zostały pokrzyżowane przez Makowe Pole i Cedrową Rozwagę, które z ostrzegawczym sykiem powstrzymały ich przed dalszym sprzeciwem.
Bura szylkretka wspięła się na sumakowe drzewo, zajmując miejsce lidera. Przeciągnęła spojrzeniem po zebranych, po czym zabrała głos:
– Klanie Nocy! Czas zakończyć tą fasadę żałosności. Nasz klan wystarczająco długo cierpiał znajdując się pod niewłaściwymi łapami. Osłabliśmy. Stoczyliśmy się. Staliśmy się pośmiewiskiem dla pozostałych klanów. A to wszystko wina Rudzikowego Śpiewu. To on nadal nie przyjął imienia lidera. To on nie potrafi postawić się pozostałym liderom nie kuląc się z lęku. To on sprawił, że z nas zakpiono. To on pomimo upływu tylu księżyców nic nie zrobił w sprawie zaginięcia Źródlanego Dzwonka pokazując Klanowi Wilka, że może robić z nami co żywnie mu się podoba. Udowodnił nam niejednokrotnie, że jedyne co jest w stanie osiągnąć to upadek Klanu Nocy. Dzisiaj jednak zamierzam zakończyć tę błazenadę.
Po tych słowach kotka obróciła się w stronę szczeliny w korze drzewa i bez najmniejszego wysiłku wyciągnęła chudą, zabiedzoną postać ich pokracznego lidera. Bez zastanowienia zrzuciła go z sumaka. Słabe ciało, pokryte zmatowioną sierścią uderzyło o twardą glebę, wydając z siebie ciche stęknięcie. Tłum niczym ławica ryb, odsunął się od niego z obrzydzonym sykiem, jak gdyby rudy kocur był rozkładającą się padliną. Sroczy Lot przecisnęła się między kotami, by móc z bliska obejrzeć rozgrywającą się w obozie scenę. Z pogardą wpatrzyła się w małe, obłąkane, pomarańczowe oczka, błądzące po jego współklanowiczach. Z każdym uderzeniem serca nikła w nim nadzieja. Dało się dostrzec moment, kiedy pojął co go czeka. Było to dokładnie wtedy, kiedy Gawroni Obłęd postawił pierwszy krok na tej przedziwnej arenie. Już wtedy Rudzikowy Śpiew zdawał się być bliższy śmierci niż kiedykolwiek wcześniej.
W jarzących się nienawiścią oczach czarnego potomka Kruczej Gwiazdy nie dało się dostrzec żadnej głębi. Ostatnim co zrobił, co jeszcze można było przypisać normalnemu kotu, było zadarcie do góry łba, czekając na sygnał od Daliowego Pąka. Później nie przypominał go już wcale. Wszystkie zahamowania zniknęły w momencie, kiedy bura skinęła mu łbem. Kocur rzucił się na rudego, pazurami sięgając ku jego szyi. Nie chybił. Krew trysnęła z zadanej starszemu rany, brudząc pobliskie rośliny i pechowców, którzy stali za blisko nich. Rudzikowy Śpiew zatoczył się do tyłu, skurczonymi źrenicami wpatrując się w pokrytą szkarłatem ziemię pod nim. Czarnemu jednak to nie wystarczyło. Znowu zaatakował, tym razem pazurami przejeżdżając po siwym pysku przywódcy. Kocur upadł, a jego klatka piersiowa unosiła się w nierównym tempie. Napastnik zawisł nad nim, swym ciałem całkowicie zasłaniając szczytujące słońce. Lider nie poruszył się. Leżał, tępo wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Brak jakiejkolwiek reakcji wywołał w wojowniku tylko większy gniew. Wydając z siebie niezrozumiały warkot, uderzył pazurami w umierające ciało, orając jego skórę niczym korę drzewa. Zębami złapał za tylną łapę kocura, agresywnie szarpiąc nim po podłożu, jak gdyby bawił się skrawkiem mchu. Kilka kotów w tłumie cofnęło się, czując strach i zniesmaczenie zachowaniem Gawroniego Obłędu.
– Dość! – z góry dobiegł ich donośny, zdecydowany głos Daliowego Pąka – Gawroni Obłędzie, wystarczy. Zostaw go.
Czarny zignorował polecenie starszej. Jakby w transie kontynuował swoje poczynania, zupełnie nie zwracając uwagi na otoczenie i przerażonych jego zachowaniem współklanowiczy. Kątem oka Sroczy Lot dostrzegła przeciskający się między gapiami złocisty kształt. Nie trzeba było długo czekać, aby ujrzeć tajemniczą postać w całej swej okazałości - Przyczajony Drozdoń wyłoniła się z tłumu, kierując się wprost na Gawroni Obłęd. Kocur nawet nie uniósł na nią wzroku, zbyt skupiony na leżącym przed nim ciele. Ogon kotki uderzył ostrzegawczo o ziemię kilka razy, nim ta zdecydowała się podjąć bardziej drastyczne działania.
Kocica szybko pokonała dzielącą ich odległość, a w powietrzu błysnęły pazury. Kocur wybity z transu gwałtownie puścił trzymane przez siebie ciało, a po jego czarnym pysku pociekła cienka strużka szkarłatnej cieczy, świadcząca o zadanej ranie. Poirytowana Drozdoń nachyliła się do ucha swojego towarzysza, szepcząc mu coś zagadkowo, na tyle cicho, aby nikt z klanowiczów nie usłyszał o czym mówi.
Wypuszczone ze szczęk ciało posunęło się po ziemi, zatrzymując się dopiero u stóp Sroczego Lotu. Klan wstrzymał na moment oddech, wyczekująco wpatrując się w “swojego lidera”. Łaciata spoglądała chłodno na leżący przed sobą rudy kształt. Widziała, jak jego poraniony bok unosi się po raz ostatni, a z pyska ucieka świszczący, ledwo słyszalny oddech.
– Nie żyje. – oświadczyła, unosząc łeb znad jeszcze ciepłych zwłok.
Ktoś w tłumie się zaśmiał, ktoś załkał. To już nie było istotne. Rudzikowy Śpiew zdechł w ten sam sposób, w jaki dostał się na swoją pozycję. Sroczy Lot bardzo dobrze pamiętała tamtą noc, kiedy z jego łap zginęła ich poprzednia liderka, Krucza Gwiazda i jej partner, Niezapominajkowa Gwiazda. Wtedy, jako kocię, nie rozumiała do końca tego co się działo i czuła się niepewnie, jednak teraz nawet się nie wzdrygnęła. Ta śmierć była niezbędna, żeby Klan Nocy mógł odżyć. Była przekonana, że Rudzikowy Śpiew, mimo bycia skończonym idiotą, zdawał sobie z tego sprawę.
– Dobrze. Gawroni Obłędzie, Przyczajony Drozdoniu, zabierzcie to ciało i wrzućcie je do rzeki. Niech przynajmniej po śmierci to ścierwo się na coś przyda. – rozkazała szylkretka.
Oba wywołane koty zbliżyły się do zwłok swojego lidera. Dawny uczeń Źródlanego Dzwonka złapał kłami za kark byłego lidera, podczas gdy towarzysząca mu kotka stanęła po drugiej stronie zwłok. Klan Nocy odprowadził oddalające się koty wzrokiem, aż te nie zniknęły całkowicie w ciemnym, trzcinowym tunelu. Po kilku uderzeniach serca spędzonych w martwej ciszy, z góry sumaka rozległo się chrząknięcie, należące do Daliowego Pąka.
– Koty Klanu Nocy! – zwróciła się do zebranych – Oto, wraz ze śmiercią Rudzikowego Śpiewu, dla naszego klanu nastała nowa, lepsza era. Na nowo staniemy się potęgą, przed którą niegdyś drżały inne klany. Pora skończyć z chowaniem się w ich cieniu, co wpoiły nam nieumiejętne rządy tego kretyna. Jako wasza nowa liderka, obiecuję już wkrótce przyjąć nowe imię i przywrócić naszemu klanowi jego dawną świetność! – kotka zatrzymała się na moment, by choć przez chwilę móc rozkoszować się wyrazami pysków swoich towarzyszy. Po chwili, ze zdwojoną pewnością, kontynuowała: – A zmiany zaczniemy od zwycięstwa w wojnie! Nigdy więcej porażek, jesteśmy walecznymi wojownikami, na których przodkowie mają spoglądać z dumą, a nie z zażenowaniem, jak to miało miejsce wcześniej. Nie pozwolimy Klanowi Wilka dłużej z nas kpić, pokażemy im, czym jest prawdziwa siła!
Wśród tłumu rozległy się wiwaty, zmieszane z powątpiewającymi pomrukami. Wzburzony Potok promieniała, widząc inną kotkę u władzy, krzycząc prawie równie głośno co Mysi Okruch, która specjalnie dla tego wydarzenia zostawiła swoje śpiące kocięta w żłobku. Gdzieś w głębi tłumu Mrówczy Kopiec opierała się o brata, wydając z siebie zaniepokojone piski. Jednak uwagę Sroki najbardziej przykuł Trzcinowa Sadzawka, który z pyskiem wciąż wgniecionym w ziemię przez Przepiórcze Gniazdo, łkał cicho. Również ich nowa liderka zwróciła na to uwagę, dlatego po chwili namysłu ruchem ogona uciszyła ostatnie szmery i ponownie zabrała głos:
– Trzcinowa Sadzawka zostaje zdegradowany z obecnie pełnionej pozycji, a czas na ochłonięcie spędzi w legowisku starszyzny. – obwieściła.
– Kto w takim razie zajmie jego miejsce, jako twojego nowego zastępcy? – zapytał jak na zawołanie Bażancie Futro, brzmiąc przy tym co najmniej sceptycznie.
Daliowy Pąk uniosła jedną z łap do pyska, pazurem dotykając swojej dolnej wargi, sprawiając przy tym wrażenie zamyślonej. Rozejrzała się po zgromadzonych kotach, aż jej wzrok nie utkwił w jednej ze stojących na przedzie kotek.
– Astrowy Poranek – odpowiedziała bez wahania.
Srebrna kocica wystąpiła na przód, pusząc się z dumy. Kilkoma długimi, pełnymi gracji krokami zbliżyła się do sumaka. Jeszcze nim wskoczyła na gałąź, by móc zająć miejsce obok liderki, rzuciła innym przez ramię krótkie, wyniosłe spojrzenie, które zdawało się być bezpośrednio skierowane do każdego ze zgromadzonych.
– Jeśli nikt nie ma już dalszych pytań, zgromadzenie uważam za zakończone. – miauknęła Daliowy Pąk, pozwalając kotom się rozejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz