— Nie chciałam uciec — załkała kolejny raz, jąkając się, potykając o słowa tak, że były ledwo zrozumiałe
— Nie? To co to było? — zmierzył ją chłodnym wzrokiem. — Co się takiego stało, że Szczurzy Cień oskarża cię o zdradę?
Skurczyła się jeszcze bardziej, jak najbardziej odsuwając tył od niego, bez dotykania nim ziemi. Jeszcze nie próbował jej dobić. Na szczęście Sosnowa Igła nie poszła za nimi; miała z nią kilka spotkań i wcale jej się nie podobały.
Wzrokiem jeździła po całym legowisku, nie mogąc skupić się na jednym miejscu.
Jakby znała jego logikę, jakby potrafiła rozszyfrować, co to było, tym bardziej, gdy ledwo mogła skupić się na otaczającej ją rzeczywistości. Wstyd powstrzymywał ją przed zdradzeniem, co się tam stało i nie mogła znaleźć wersji, która by wytłumaczyła, bez pogrążenia jej. Całe księżyce treningów a dobijają ją najpierw on ze swoim kochasiem, teraz jakiś samotnik. Jak wcześniej miała nadzieję… teraz wierzyła, że tu zginie.
Zasyczał na nią groźnie, podchodząc i dając jej łapą po pysku.
— No mów! Nie kłam, bo inaczej źle się to dla ciebie skończy.
Zaskomlała, odsuwając się głębiej, w tył i ku ziemi, praktycznie się na niej kładąc
— No? Będziesz wreszcie gadać? — Nadepnął jej na łapę, na co zastygła
— Nie uciekałam nie uciekałam nie uciekałam — powtórzyła przez łzy, ze spojrzeniem utkwionym w jego kończynę, w myślach błagając, by puścił. Być może mogła kilka próśb wypowiedzieć głośno.
— Nie? To co zrobiłaś? No? Mów! — zawarczał, naciskając bardziej na jej łapę.
Wydała z siebie coś, co ciężko było nazwać słowem przez wszystkie inne skomlenia i szlochania, przeszkadzające w formowaniu logicznych rzeczy. Spróbowała jeszcze raz, z marnym skutkiem. Wstyd i wyrzuty sumienia dławiły ją. Czuła, że cokolwiek powie, nie będzie miało znaczenia, bo i tak jej nie uwierzą, uwierzą mu, który ją w to wkopał, ograniczył szanse, gdy mogła wygrać
Złapał jej łapę i boleśnie wykręcił, słysząc trzask pękającej kości.
— A może teraz jesteś chętniejsza na zwierzenia? Hm? Mów! — wydał rozkaz.
Zawyła przez zaciśnięte zęby, ciężko oddychając. Nie mógł połamać jej pozostałych łap. Byłaby bezużyteczna, zabiliby ją, każdy by zabił królika, gdyby ten spadł do dołu i nie mógł uciekać. Jak nie z litości to dla satysfakcji rozlania krwi.
— Samotnik! — wydusiła z siebie w końcu słowo, które chciała wcześniej, prawie dostając odruchu wymiotnego, gdy wymusiła je przez gulę w gardle, dławiąc się na łzach — Szczur mu pomógł!
Nawet miała dowód, bo była pewna, że wciąż nimi cuchnie. Czuła na języku i w nosie łaskotanie jego zapachu. Ale oni nie zauważyli i nie wiedziała, czy chciała, by wiedzieli. Dla bezpieczeństwa znowu poprawiła tylną część ciała, chcąc ją najchętniej schować pod jakimś mchem, odciąć, wyrwać sierść, cokolwiek, byle ślady jej porażki zniknęły.
Nie podobało jej się, że się gapił. Ale puścił. Ból wciąż był, ale nie nadchodził kolejny, gdy go wyczekiwała. Może chciał ją zaskoczyć. Bardziej przestraszyć.
— A więc to tak… — krzywił się, słyszała w jego tonie.
Automatycznie chciała się od niego oddalić, gdy tylko siła trzymająca ją się cofnęła, ale powoli zaczynała wyczuwać wokół siebie ścianę i jej organizm pozostał zastygnięty, między dwoma pułapkami. Piekły ją policzki i oczy, a przednia łapa ciągnęła, smętnie leżąc i przypominając o braku możliwości bezbolesnego ruchu. Chciała ją zgarnąć jak najbliżej siebie, bo z nią była oczywistą zwierzyną łowną. Spuściła oczy, wbijając je w końcu w jeden punkt na ziemi przed sobą i czekając, co teraz się stanie, nie wierząc, że zaufał jej słowom. Zamilkła, niepytana na razie o nic, poza pojedynczymi skomleniami wyrywającymi się z jej gardła.
— Mroczna Gwiazda zadecyduje co z tobą zrobić — powiedział, stojąc jeszcze chwilę nad nią, gapiąc się. Nie zarejestrowała jego wyjścia, ale zamieniła go Stokrotkowa Polana.
Potem przyszedł Gęsi Wrzask. Oboje byli niechętni względem siebie, ale nie zamierzała protestować, gdy opatrywał jej złamaną łapę. Wpatrywała się w niewidzialny punkt, nie patrząc na niego, ale innymi zmysłami pilnując czy aby na pewno robi to, co powinien.
***
Poprawiła głowę leżącą na zdrowej łapie, wpatrując się w najbliższą powierzchnię, nerwowo drgając ogonem. Ostatnio, gdy nie mogła nic robić, po prostu spała. Ale złamana łapa jej przeszkadzała. Nie mogła przybrać wygodnej pozycji, schować pyska w futrze, by nikt jej nie widział. Czasami udawało jej się oprzeć czoło o chłodny liść na ziemi albo jakiś kamień. Dawało jej to chwilę ulgi, nim nie ogrzały się lub nie zaczęły boleć ją kości.
Ale teraz nie udawało jej się spać i zaczynała zbyt intensywnie myśleć, o tym, jak kończy się jej nędzny żywot.
Nawet nie mogła w spokoju popłakać, bo światło słoneczne wciąż wlatywało do legowiska, podkreślając latające w powietrzu pyłki. Było tak cholernie gorąco…
Może wybuchnie pożar i spali się cały ich obóz z nią w środku. Prawie uśmiechnęła się do siebie sarkastycznie, ale nie rozbawiło ją to aż do tego stopnia.
A białe futro zbliżającego się Chłodnego Omenu sprawiało, że tylko bardziej bolał ją łeb — przez sekundę rozważała wręcz wydrapanie sobie oczu.
< Chłód?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz