— Idę z Strzyżykową Pręgą po roślinki. — powiedziała na jednym wydechu pręgowana, wyglądając nerwowo za legowisko. Czas jej się kończył, a ten zrzęda nie ułatwiał jej sprawy namyślając się tak długo!
— Ale ona wyszła jakiś czas temu. — mruknął, marszcząc brwi. Czyżyby wyczuwał, że coś się tu nie zgadzało?
— No wiem, dołączę do niej. Mój nos jest jeszcze sprawny, więc na spokojnie ją znajdę.
— Dobra, ale jak jej nie znajdziesz szybko to wracaj, bo będę miał problemy. — miauknął w końcu, kończąc się namyślać. Fasolka gdy tylko to usłyszała, wyleciała z legowiska jak oparzona. Potem się będzie martwić o to, że mogło to zaniepokoić cętkowanego - w końcu słońce już powoli szczytowało, a ona miała kawał drogi do przebycia. Wybiegła z obozu i szybkim biegiem puściła się przez las. Powietrze smagało jej futro, gdy rozcinała je swoimi prędkimi i rytmicznymi ruchami łap odbijających się od wilgotnej po deszczu ziemi. Minęła miejsce zgromadzeń i powalone drzewo, mając tylko cichą nadzieję, że i tym razem nikt jej nie zauważy. Zwykle była bardziej ostrożniejsza, jednak tym razem nie chciała się narazić na spóźnienie, a co za tym idzie - konsekwencji biegnących za tym. Miała tylko nadzieję, że Cis nie będzie na tyle zła, że nie będzie jej więcej szkoliła. Starsza kotka jak nikt znała się na truciznach i co za tym idzie - odtrutkach, że idiotyzmem by było zrezygnować z jej lekcji w tak głupi sposób. Uczęszczała do niej dopiero księżyc, i to co drugi, czasem co trzeci dzień, a nauczyła się w ciągu tego czasu dużo więcej o ciemniejszej stronie medykowania niż Trójka jej powiedział przez ich cały trening. Fasolka widząc i słysząc wodę niedaleko, wiedziała, że już było już blisko, wystarczało tylko przeprawić się przez strumień i nora Cisowych Moczarów byłaby widoczna. Jednak był jeden problem. No, może dwa. Po pierwsze - słońce już było bardzo wysoko na niebie, co oznaczało, że się spóźniła, a następny? Lód na wodzie już się rozpuścił, przez co przejście po wystającej kłodzie było teraz dużo cięższe i bardziej niebezpiecznie. Kotka podeszła do brzegu i naprężyła mięśnie, mając zamiar skoczyć na wystającą gałąź zatopionego drzewa. Błagania wznoszone do Gwiezdnych niedużo tu dadzą, więc Fasolka odpuściła sobie tą część i po prostu, po wcześniejszym przygotowaniu skoczyła z nadzieją, że trafi. Tym razem jej się poszczęściło i bezpiecznie wylądowała wszystkimi czterema łapami na gałąź. Jej ogon latał jak szalony, próbując utrzymać równowagę na dosyć wąskiej i niezbyt mocnej gałęzi. Gdyby tylko umiała pływać jak rybojady z Klanu Nocy! Tyle by jej to ułatwiło sprawę! Może Pluskająca Łapa byłaby chętna na najbliższym zgromadzeniu podzielić się wiedzą o tej sztuce? W każdym razie, Fasolka w końcu bezpiecznie dotarła na drugi brzeg i z ulgą pobiegła do nory Cisowych Moczarów.
— Kto to? — zamruczała starsza, powoli obracając się w stronę przybyłej kotki z ledwo widocznym zaskoczeniem na pysku.
— Fasolkowa Łapa. — miauknęła szybko młodsza kotka, nie chcąc zajmować niepotrzebnego czasu wytłumaczeniem.
— Przecież nie mówiłam żebyś przyłaziła dzisiaj… czy mówiłam? — mruknęła Cisowe Moczary, marszcząc brwi. — Starość mi chyba zaczyna doskwierać. W każdym razie, skoro już tu jesteś idź coś dla mnie upoluj, a potem zajmiemy się nauką.
Fasolka drgnęła delikatnie, słysząc słowo “upoluj”. Cis pierwszy raz pytała ją o to, a pointka nie miała wcześniej okazji jej powiedzieć, że nigdy się tego nie nauczyła…
— Przepraszam, ale…
— Ale co?
— Nie potrafię polować.
— Jak to? To jak żyjesz?
— Medycy w klanach nie polują i mój mentor nigdy mnie nie nauczył. — wytłumaczyła delikatnie zestresowana sytuacją Fasolkowa Łapa. Usłyszała, jak Cis wypuszcza głośno powietrze nosem, a liliowa dałaby sobie łapę uciąć, że usłyszała mamrotanie poddenerwowanej starszej kocicy, marudzącej na to, że w takim razie czego tych dzieciaków uczą teraz.
— Dobra, plan jest taki. Teraz przyniesiesz mi szalej, a potem pobawicie się razem.
Fasolka przekręciła łeb, nie rozumiejąc drugiej części wypowiedzi kotki. Pobawicie? To znaczy, że ktoś jeszcze miał przyjść? Myślała, że jest jedyną uczennicą Cisu… młoda jednak pośpieszona przez bagienną wiedźmę odstawiła nurtujące ją pytania o kogokolwiek z kim miała się "bawić" na bok i wyruszyła na poszukiwania. Nie musiała długo szukać, gdyż akurat szalej łatwo było znaleźć w tych okolicach. Starsza uzdrowicielka nie raz jej go pokazywała przy okazji, gdy tedy chodziły szukać innych ziół. Gdy znalazła rosnące na podmokłym terenie niewielkie, białe kwiatki przypominające swoim rozłożeniem większy dmuchawiec Fasolka ostrożnie zaczęła zbierać roślinę, by potem ostrożnie unieść ją w pysku, uważając, żeby nie połknąć żadnego z jej kawałków. Wiedziała przecież, że gdyby tak się stało jej brzuch szybko zacząłby się skręcać, a z pyska zaczęłaby się toczyć piana, czego oczywiście młoda nie chciała. Gdy wróciła z kwiatkami w zębach, dojrzała niedługi, czarno-biały ogon wystający z nory Cisowych Moczarów. Szybko odłożyła rośliny na bok i powąchała powietrze, próbując wyszukać w nim zapachu przybysza. Bała się jednak, że oprócz woni nowego kota wyczuje również metaliczny zapach krwi, co by oznaczało, że brudna, cyniczna staruszka ma kłopoty… na szczęście, do jej nosa dotarł tylko poznany na zgromadzeniu zapach Klanu Nocy. Fasolka ostrożnie i powoli zbliżała się do dziury, mając nadzieję, że rybojad nie jest agresywnie nastawiony. W końcu, gdy samiec wyszedł, a Fasolka była dostatecznie blisko ich spojrzenia się spotkały. Fasolkowa Łapa zastygła w miejscu, przyglądając mu się uważnie. Liczne blizny na czarno-białym pysku, dwukolorowe oczy i dwa wystające kły z pyska… nie przypominała sobie, żeby go gdzieś wcześniej widziała. Kocur również wpatrywał się w nią z niemałym zdziwieniem. Kotka czuła, że ten się jej uważnie przygląda, w taki sam sposób, jak ona badała przed chwilą jego. Ciszę między nimi przerwała dopiero Cisowe Moczary, wygaramalając się ze swojego leża.
— Tak jak mówiłam, dzisiaj bawicie się razem. Nie ma za co. — powiedziała spokojnym tonem, kierując się w stronę Fasolkowej Łapy. — Najpierw nazbieracie mi cis i naparstnicę, a potem przynieście mi coś do jedzenia. A jak wrócicie to pokaże wam, co z czym połączyć żeby zrobić fajną mieszankę do podtrucia kogoś, kto wam siedzi na ogonie. No, już, brać się do roboty, leniwe kupy futra, bo wyszukuję wam coś, czego długo nie zapomnicie. I nie będzie to przyjemne.
< Pigwowy Kle? >
Jejku, tak się cieszę, że ma uczniów :3 Ona pewnie też, ale się nie przyzna, stara wiedźma xD
OdpowiedzUsuń