Wyszli razem ze żłobka, zostawiając Burzę i Stokrotkę pod opieką dwóch królowych. Oby tylko Chabrowa Bryza miała głównie oko na dwie kotki, bo Piaskowa Ścieżka nie nadawała się za nic w świecie na matkę. Wyprana z jakiejkolwiek godności kotka, rozpieszczająca tylko Wiewióra. Wrednopyska i niegodna dzieci.
Tak, Orlikowy Szept czuł ku niej zwykłą nienawiść, ponieważ niszczyła Dreszcza. Małego kremowego, którym musiał zajmować się cały klan, a nie sama królowa.
Spojrzał na Konwaliowe Serce. Czarna raz po raz odwracała głowę w kierunku miejsca zamieszkania kociąt i cicho pojękiwała. Zauważył w jej oczach łzy. Zatrzymał się.
- Co się stało, Orliku? - zapytała się kotka, gdy zauważyła czyn białego.
- Martwię się się o ciebie... Za dużo myślisz o dzieciach. Jak będziesz tak długo przy nich, to koty nabiorą podejrzeń. Jak prawda wyjdzie na jaw, to kara przyjdzie szybko i niespodziewanie. A tego nie chcę - rzekł cicho Orlikowy Szept. Starał się, chciał się starać o dobro innych. Gotowy na walkę do samego końca o bliskich. Pomimo konsekwencji.
- Ja... Muszę z nimi być. Coś mi każe o nie dbać... Nie odciągaj mnie od nich. - Głos Konwaliowego Serca załamał się. - Gdyby tylko Świt tu był... - Zaczęła płakać.
Biały podszedł bliżej kotki. Wtulił się przyjaźnie w jej sierść, wdychając ziołowy zapach ciemnego futra z białymi plamkami. Oddychał spokojnie. Czuł w sobie spokój. Przyzwyczaił się chyba do delikatnego charakteru medyczki. Już nie reagował nerwowo na każdą jej wątpliwość czy płacz. Zresztą nerwy tylko pogarszały sytuację. Tylko łagodnością, cierpliwością i spokojem mógł uspokoić żółtooką.
- Już, już. Nie o to mi chodziło. Zobaczysz się z nim już wkrótce. Zgromadzenie za niedługo, a wtedy będziesz mogła z nim porozmawiać... Wiesz... Zawsze możemy go zabrać z klanu wilka i wmówić naszym, że to jakiś samotnik czy pieszczoch, który dopiero co uciekł dwunożnym - mówił cicho Orlikowy Szept, aby nikt wokoło nie zdołał usłyszeć ich rozmowy. Inaczej cały klan dowiedziałby się o romansie czarnej z jednym z wojowników obcego klanu.
Konwaliowe Serce zaśmiała się cicho.
- On by tutaj nie pasował. Znudziłby się i zmęczył i... zostawił swoją rodzinę. Jeżowa Ścieżka i Zajęcza Stopa pamiętają go ze zgromadzenia, więc taka wymówka nic by nie dała - odpowiedziała medyczka.
- Widzisz? Już się uspokoiłaś. Dobra Konwalia, dobra - mówił z przekąsem. - O, nawet się uśmiechnęłaś. Znacznie lepiej ci z uśmiechem na pyszczku niż ze smutkiem. No już, nie udawał wściekłej - mówił, obserwując bogatą mimikę pyska medyczki. - Gdzie ten uśmiech się podział? No już, uśmiechnij się. No dalej. Kąciki ust wyżej... Wyżej... Jeszcze... O tak! I taką Konwaliowe Serce pamiętam!
Czarna wyglądała promiennie z wyszczerzem. Zaśmiała się, a chwilę później dołączył do niej biały.
- Mieliśmy iść na spacer! Nauczę cię wspinać się na traktor! To nie jest takie trudne. Będę cię asekurować, byś nie spadła i nie połamała sobie niczego - rzekł Orlikowy Szept.
Tak, Orlikowy Szept czuł ku niej zwykłą nienawiść, ponieważ niszczyła Dreszcza. Małego kremowego, którym musiał zajmować się cały klan, a nie sama królowa.
Spojrzał na Konwaliowe Serce. Czarna raz po raz odwracała głowę w kierunku miejsca zamieszkania kociąt i cicho pojękiwała. Zauważył w jej oczach łzy. Zatrzymał się.
- Co się stało, Orliku? - zapytała się kotka, gdy zauważyła czyn białego.
- Martwię się się o ciebie... Za dużo myślisz o dzieciach. Jak będziesz tak długo przy nich, to koty nabiorą podejrzeń. Jak prawda wyjdzie na jaw, to kara przyjdzie szybko i niespodziewanie. A tego nie chcę - rzekł cicho Orlikowy Szept. Starał się, chciał się starać o dobro innych. Gotowy na walkę do samego końca o bliskich. Pomimo konsekwencji.
- Ja... Muszę z nimi być. Coś mi każe o nie dbać... Nie odciągaj mnie od nich. - Głos Konwaliowego Serca załamał się. - Gdyby tylko Świt tu był... - Zaczęła płakać.
Biały podszedł bliżej kotki. Wtulił się przyjaźnie w jej sierść, wdychając ziołowy zapach ciemnego futra z białymi plamkami. Oddychał spokojnie. Czuł w sobie spokój. Przyzwyczaił się chyba do delikatnego charakteru medyczki. Już nie reagował nerwowo na każdą jej wątpliwość czy płacz. Zresztą nerwy tylko pogarszały sytuację. Tylko łagodnością, cierpliwością i spokojem mógł uspokoić żółtooką.
- Już, już. Nie o to mi chodziło. Zobaczysz się z nim już wkrótce. Zgromadzenie za niedługo, a wtedy będziesz mogła z nim porozmawiać... Wiesz... Zawsze możemy go zabrać z klanu wilka i wmówić naszym, że to jakiś samotnik czy pieszczoch, który dopiero co uciekł dwunożnym - mówił cicho Orlikowy Szept, aby nikt wokoło nie zdołał usłyszeć ich rozmowy. Inaczej cały klan dowiedziałby się o romansie czarnej z jednym z wojowników obcego klanu.
Konwaliowe Serce zaśmiała się cicho.
- On by tutaj nie pasował. Znudziłby się i zmęczył i... zostawił swoją rodzinę. Jeżowa Ścieżka i Zajęcza Stopa pamiętają go ze zgromadzenia, więc taka wymówka nic by nie dała - odpowiedziała medyczka.
- Widzisz? Już się uspokoiłaś. Dobra Konwalia, dobra - mówił z przekąsem. - O, nawet się uśmiechnęłaś. Znacznie lepiej ci z uśmiechem na pyszczku niż ze smutkiem. No już, nie udawał wściekłej - mówił, obserwując bogatą mimikę pyska medyczki. - Gdzie ten uśmiech się podział? No już, uśmiechnij się. No dalej. Kąciki ust wyżej... Wyżej... Jeszcze... O tak! I taką Konwaliowe Serce pamiętam!
Czarna wyglądała promiennie z wyszczerzem. Zaśmiała się, a chwilę później dołączył do niej biały.
- Mieliśmy iść na spacer! Nauczę cię wspinać się na traktor! To nie jest takie trudne. Będę cię asekurować, byś nie spadła i nie połamała sobie niczego - rzekł Orlikowy Szept.
<Konwaliowe Serce?>
Czemu wszystkie postacie na blogu są super, a Twoje są takie nijakie i nudne?
OdpowiedzUsuńsmród
Usuńdajesz sirius ich zgraja może wygląda na silną ale w środku są słabi
Usuń