Ostatnio kotka straciła ochotę na jakąkolwiek aktywność. Jej motylek leżał na kamieniu obok, pod czujnym spojrzeniem błękitnych oczu kotki. Motylek nie latał, kotka też nie latała po kociarni. Przy każdym ruchu czuła obezwładniający ból. Jednak wszyscy tak słodko spali... Liliowa koteczka też starała się zasnąć, ale jej cierpienie spędzało Puszce sen z powiek. A jeśli ten kociak akurat nie spał, to co robił? Mówił, gadał i rozmawiał. Czyli równie dobrze może opowiedzieć rodzicielce o męczarniach, przez jakie przechodzi. Trąciła ją ostrożnie noskiem. Mamusia zamrugała.
— Coś się stało, rybko? Jest noc, a w nocy koty śpią, żeby rano mieć energię na zabawę — miauknęła łagodnie.
Puszysta koteczka nie odzywała się przez chwilę, zastanawiając się, czy powiedzieć mamie o swej dolegliwości. Pewnie i bez tego ma mnóstwo problemów. Niebieskooka widziała bowiem, że ten przychodzi co jakiś czas, by wydobyć z brzuchów płaczące małe kulki podobne do niej. Starsza kotka zwijała się do snu. Puszka podjęła decyzję: pójdzie sama. Na pewno znajdzie właściwe zioła. Rano nikt nawet nie będzie wiedział, co się stało. Odczekała, aż mama pogrąży się we śnie. Zrobiła ten jeden, decydujący krok. Nic. Podeszła do leżącego obok kamienia i zabrała z niego motylka. Może znajdzie lek i dla niego? Pobiegła tak szybko, na ile pozwalał jej ból stawów. W końcu, przy akompaniamencie dyszenia i pisków, dotarła do pracowni medyków. Znalazła dość szybko miejsce, w którym przechowywano medykamenty. Jednak znalezienie tej właściwej roślinki okazało się niemożliwe. Chyba musi zaryzykować. Wzięła jakieś losowe ziele, licząc, że trafi na odpowiednie. Te tam pachniały naprawdę pysznie. Kotka już schylała pyszczek, by zatopić w nich swoje ząbki, gdy ktoś ją podniósł. Malutka zaczęła wierzgać łapkami. Nie podobało jej się takie latanie! Wydała z siebie dźwięk, w którym zmieściło się całe jej zażenowanie, złość i wstyd. Kocur postawił ją wreszcie na ziemi po drugiej stronie legowiska. Point miał dziwnie przekrzywione przednie łapy. Gdyby jeszcze był bezwłosy, odpowiadałby wyobrażeniom Puszki o dwunogach. Postanowiła jednak nie wspominać o tym głośno, przypominając sobie wykład mamy o dobrym wychowaniu.
— Na litość Klanu Gwiazdy! Może mamy już Porę Zielonych Liści, ale to nie znaczy, że można bezkarnie wyjadać kocimiętkę!
— Psiepraszam — pisnęła liliowa — ale bardzo boli mnie to. — Wygięła się, by noskiem wskazać to miejsce. Wywołało to znacznie większe cierpienie.
Medyk odpowiedział dziwnie łagodnie:
— No, zaraz coś poradzimy — po czym dodał już "normalnym" tonem — ale na przyszłość wysil się trochę i powiedz mi, zamiast wykradać zioła.
Patrząc, jak medyczka szuka odpowiedniego zioła, puszysty kociak wybełkotał ciche ,,Przepraszam". W końcu Poranna Zorza położył przed nią nieapetycznie wyglądającą papkę. Puszka trąciła ją noskiem. Nie wyglądała na przekonaną.
— Cio to? Da się tym ulecyć złamane sksidło?
— Hmm...co? Ah, to stokrotka. Nie leczy złamanych skrzydeł, bo koty zwyczajnie ich nie mają. — Kocur westchnął. — A szkoda.
Puszkę zdziwiło ostatnie zdanie. Postanowiła wyprostować niedomówienie, żeby medyk miał pewność, że nie chodzi tu o kota. Chyba klanowe koty wiedzą, jak leczyć inne stworzonka?
— Ale mi chodziło o mojego miotylka. Piatrz. - Wskazała na żółtego przyjaciela, który zaliczył niefortunną przygodę, i teraz leżał samotnie w trawie pośrodku legowiska. Oba koty popatrzyły na niego. Liliowa z nadzieją, płowy zaś z niecierpliwością.
— Coś on taki wymizerowany. Daj mu jakiś kwiatek do zapylenia. A tym naprawisz mu skrzydło — rzucił w jej stronę kłąb białych nici i, uprzedzając pytanie, dodał — to pajęczyna. Owiń ją wokół jego narządu lotu. Ja muszę... poukładać zioła. Zresztą, co cię to interesuje — powiedział, odchodząc.
Kociaka naprawdę to zainteresowało, ale musiał poczekać na bardziej sprzyjający moment do szpiegowania medyka. Do legowiska właśnie ktoś wchodził.
— Tu jesteś, promyczku! Wszędzie cię szukałam, tak bardzo się martwiłam! — krzyknęła jej rodzicielka, gdy tylko ją zobaczyła. Puszka odwzajemniła czuły uścisk, choć wolałaby, żeby mama po prostu z nią porozmawiała, zamiast robić jej wstyd. — Co tu tak dziwnie pachnie?
— To stokrotka, na ból stawów — odpowiedziała jej córeczka, kończąc opatrywanie rannego owada. Wzięła go w pyszczek i poszła za zdumioną mamą w stronę kociarni.
~~płeć Porannej Zorzy to żarcik taki mały, przepraszamy~~
OdpowiedzUsuńRozwaliło mnie to XD ktoś nie skumał:(
Usuń