Czarna zagrodziła drogę szylkretce.
— Skoro nie chcesz wracać, to może spędzimy razem trochę czasu? Nie puszczę cię samej na ten śnieg. — miauknęła. Widząc jak Cicha marszy brewki, pośpiesznie dodała. — Gdy będziesz trochę starsza, a Pora Nagich Drzew dobiegnie końca, jestem pewna, że będziesz mogła zwiedzić cały Owocowy Las. Nawet nauczysz się chodzić po drzewach.
Ona ma się uczyć czegoś, co dawno już umie? Cicha wróciła pamięcią do wczepiania się pazurkami w zmarzniętą korę drzew. To przecież było już chodzenie po drzewach!
Po chwili starsza minęła ją i zniknęła na chwile w jabłoni. Cicha z kolei nie czekając, zaczęła przemierzać zaspy śniegu, czując jak jej łapki dziwnie drżą.
— Przygody czekają na każdym kroku. Nawet jeśli czasami ich nie dostrzegamy. — miauknęła czarna, doganiając kociaka.
Przygody nie czekają, po nie trzeba pójść, chciała krzyknąć. Otworzyła pyszczek, łykając zimne powietrze. Zatrzęsła się żałując tego posunięcia.
Dalej szły w milczeniu. Znaczy, Cicha i tak by nic nie powiedziała, z kolei Szyszka zamilkła na parę dłuższych chwil.
Zimno otaczało je z każdej strony, przez co łapki młodej kotki powoli przymarzały do podłoża. Zatrzęsła się, jednak na tyle zdołała to ukryć, że Szyszka nie zwróciła uwagi.
Cicha po chwili stanęła. Z kory drzewa jak i z gałęzi zwisały podłużne, stożkowate cosie. Mała nie była w stanie ich sięgnąć. Nawet, jeśli drzewo byłoby niskie.
- Na co patrzysz? - Zagadnęła ją liderka.
Podążyła za nią wzrokiem, chyba nadal nie wiedząc co tak zaciekawiło młodą. Cicha wpatrywała się z otwartymi oczami w stożki, w których mieniło się słońce. Nawet chłód przestał jej przeszkadzać.
Zmarzniętą łapką wskazał do góry, dokładnie na to coś.
- Oh, masz na myśli sople? - Zapytała.
Cicha nie wiedziała co ma na myśli, skoro nie znała tego wcześniej. Sople, sople, sople, sople. Spodobało jej się, jak to słowo brzmiało w jej główce. Uśmiechnęła się mimo zmarzniętych wibrysów.
- Wiesz, że to woda? Tylko zamarznięta. - Wytłumaczyła jej.
Woda? Co to woda? A co znaczy "zamarznięta"? Czy ta czarna kotka mówiła o soplach? Czemu nazwała je zamarzniętymi?
Chciała zapytać "co stało się wodzie, że teraz wisi na drzewie?", ale nie mogła. Posmutniała, odchodząc od cudnych, mieniących się sopli.
*skip do wiosny, choróbsko*
Cicha od rana czuła takie dziwne...mrowienie? Ale też ból. Przy każdym ruchu myślała, że ją coś rozerwie. Kulgała się po ziemi, wzmagając ból, ale nie mogła pisnąć, że coś jest nie tak.
- Cicha, co ci jest? - Usłyszała Mirabelka.
Świetnie, ostatni kot, którego głos chciała słyszeć.
Wypięła mu język, po chwili krzywiąc się z bólu. Nie rozumiała tego. Kocurek z kolei poszedł w swoją stronę, wzruszając ramionami na zachowanie siostry.
Cicha spróbowała doczłapać się do wyjścia, jednak zbyt to odczuwała. Prychnęła bezgłośnie, łapką uderzając ziemię. Nawet nie zauważyła, kiedy podeszła do niej matka.
- Mówiłam, nadal masz karę. Dopiero za parę wschodów słońca pozwolę ci wyjść. - Upomniała ją, łapą kierując wgłąb jabłoni.
Cicha nie chciała iść. Do tego też nie mogła przez ból. Skręciła się, próbując podrapać bolące miejsce. Nie wiedziała co to dokładnie i gdzie, ponieważ nieprzyjemne uczucie promieniowało na okoliczne części ciała.
- Co ci jest? - Zapytała Leszczyna, a Cicha posłała jej poirytowane spojrzenie. Gdyby mogła, powiedziałaby!
- Znowu mam z tobą problemy - westchnęła, wychodząc na parę chwil ze żłobka.
Wróciła z tą samą kotką, która co jakiś czas wpadała do nich, gdy leżał ten biały puch. Kotka powoli weszła, a w jej siwym pyszczku było parę dziwnych kwiatków i listków.
Wyciągnęła łapę ku Cichej i dotknęła w bolącym miejscu, Ta odskoczyła jak oparzona strosząc futro. Bolało! Gdy stawiała łapki też!
- Rośnie szybko - skomentowała Pszczółka. - Pewnie bolą ją stawy.
- Wciąż jest mała, w porównaniu do rodzeństwa... - Zerknęła na kociaki bawiące się nieopodal.
- Niska po prostu, co zrobisz? Daj jej liście stokrotki, przeżuj na papkę. - Pokierowała pręgowaną.
Cicha ani myślała, by robić to coś. Przeżuwanie? Nie brzmi dobrze.
Walczyły dobre parę minut, by szylkretka wykonała zalecenie medyczki. W końcu udało im się ją zmusić. Wzięła lekasrtwo.
Następnego dnia czuła mniejszy ból. Znów przyszła medyczka, z tymi samymi liśćmi. Po ponownej walce z młodą, wcisnęła jej lekarstwo. Po paru dniach ból ustał całkowicie, a Cicha skakała wszędzie, denerwując każdą napotkaną osobę.
Tak samo wypadła z prędkością zająca z jabłoni, uderzając w czyjeś łapy. Spojrzała do góry, dostrzegając Szyszkę.
Łapką pokazała na swoje tylne łapy i biodra, po czym wykonała przewrót na bok, jaki robiła, gdy ją bolało. Chciała tak powiedzieć "już zniknęło to coś w moich nogach!". Liderka jednak nie wyglądała, jakby zrozumiała.
Cicha westchnęła nieco zdenerwowana, drepcząc do mamy i pokazując to samo, co czarnej, by później na nią wskazać. Teraz tylko czekać na pomoc Leszczyny i pochwałę od starszej za to, że była bardzo dzielna.
<Szyszka? uwu pochwal ją :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz