Już kiedy jadł miał przeczucie, że będą z tego kłopoty. Mysz wyglądała jak zwykła mysz i pachniała jak zwykła mysz, ale gdy wziął pierwszy kęsi przełknął, jego żołądek zabulgotał niebezpiecznie. Kolejny kawałek piszczki wędrował po jego przełyku i kocurek utwierdzał się w przekonaniu, że coś jest nie tak. Jakby zwierzyna nie leciała tam, gdzie powinna. Zignorował jednak dziwne uczucie, mówiąc sobie, że przecież nic mu nie będzie i jak trochę odpocznie, jego żołądek spokojnie poradzi sobie ze strawieniem posiłku. Korzystając więc z wolnej chwili, rozciągnął się w cieniu rzucanym przez otaczające obóz drzewa. Chyba nawet się chwilę zdrzemnął. Otworzył ślepia, czując błogi spokój, gdy nagle… jego żołądek skręcił się boleśnie. Beknął paskudnie, czując ohydny niesmak w pyszczku. Brzuch zabulgotał, a on zerwał się na równe łapy. Tego uczucia nie dało się pomylić z żadnym innym. W panice ruszył do miejsca na odpadki. Zdążył w ostatniej chwili - jego ciałem wstrząsnęły torsje i cały jego wcześniejszy posiłek radośnie plasnął do dołu. Odetchnął, ale jego żołądek nie dawał za wygraną. Kiedy skończył, trzęsły mu się łapy, a pyszczku miał paskudnie gorzko.
- No, to chyba tyle? - zapytał sam siebie. Brzuch chyba się uspokoił, dla pewności posiedział jeszcze chwilę w pobliżu dołu.
- Mmm, chyba tak. W takim razie…
"nie ma co niepokoić medyków" miał pomyśleć, ale w tym momencie jego żołądek wykonał gwałtowny fikołek.
Upewnił się, że nie zarzyga medykom legowiska i na drżących łapach ruszył pochwalić się swoją dolegliwością.
W progu przywitała go Fasolka.
- Cześć, Fasolko - odpowiedział na jej powitanie.
- Coś się stało? - Jej uśmiech przygasł na widok jego nietęgiej miny.
- Cóż, ja… zwymiotowałem. To pewnie nic poważnego, chyba ta mysz, którą zjadłem…
<Fasolko? Przepraszam za gniota xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz