przed wojną
-... Taką biedronkę należy przykryć łapą. Ale jej nie zabijaj, przemoc nigdy nie jest dobra, wiesz, maluszku? Poluje się tylko, żeby wyżywić klan i swoją rodzinę. Nawet w celach treningowych, lepiej już puścić takie malutkie owady - miauknęła Szyszka, tłumacząc z anielską cierpliwością tajniki polowania na owady. Po raz kolejny nazwała Szkarłat "maluszkiem", co wywołało uczucie irytacji w rudym kociaku. Może i jest mały, ale po co kotka tyle razy to pokreśla? Wyobraził sobie siebie samego, ogromnego jak kłoda, znajdująca się nad rzeką, tuż przy obozie klanu lisa. Górował nad Szyszką, nazywając ją "malutką kizią mizią". Trącił ją łapą, a ta spadła do rzeki i błagała o litość. Jej pełne smutku miauczenie docierało do uszu Szkarłatu, co przyprawiło go o uśmiech pełen szydery.
Niestety, wizja nie miała żadnych szans na spełnienie. Żadnych. Był tego świadom, chłodny realizm nie pozwolił na uwierzenie w taką głupiutką historię.
Czarna kotka przywarła do ziemi, skrywając się za zielenią trawy. Jej ciało wykazywało czujność godną prawdziwego drapieżnika. Machnęła ogonem, Szkarłat poszedł w ślady czarnej. Kolejne polowanie w tym dniu. Cieszył się z tego powodu. Mało które kocię doświadczało możliwości nauki obserwacji ofiar z wojownikiem.
Kontrolował swoje ciało, nie pozwalając sobie na najmniejsze drgnięcie. Był myśliwym, a myśliwy nie traci czujności. Sama trawa nie potrafiła go ukryć, dlatego wczuł się w nową rolę. Ciągle czuł w ustach paskudny smak motyla, co dodatkowo zmotywowało rudego do skupienia się na lekcji, zamiast na niedawno spożytym owadzie.
- Spróbuj ją złapać. Ale uważaj - powiedziała Szyszka, dając "wychowankowi" to wolną łapę do działania.
Szkarłat ruszył, wolno stawiając kroki. Szukał wzrokiem jakiejkolwiek biedronki, większej czy mniejszej. Gdzieś te czerwone, latające cosie mieszają. Nie wiedział gdzie. Poruszał się względnie szybko, nie chcąc stracić połowy polowania na głupim łażeniu w trawie. To zwykła strata czasu. A instynkt drapieżnika czeka niezaspokojony.
Zauważył czerwonoskrzydłego owada na małym kamieniu. Przyjrzał się ruchom biedronki, bardzo prymitywnym. Wysunął szybko łapę, przygniatając nią niczego nieświadomego zwierzęca. Kolejna ofiara. Następne przybędą już wkrótce, gdy rozpocznie szkolenie na wojownika.
- Jak ci idzie, maluszku? - usłyszał miauknięcie Szyszki. Powstrzymał się, by z irytacji nie rzucić wiązanką "lisich bobków" i "mysich straw", które cisnęły się na język po usłyszeniu po raz kolejny tego jednego słowa.
- Mam ją! - odpowiedział głośno, podnosząc wysoko do góry pręgowany ogon, aby wojowniczka mogła szybko go znaleźć.
Czarna przyszła. Na jej pysku zagościła radość na widok, że zdołała czegoś nauczyć potomka Muszelki. I przy okazji ulga, iż rudzielec nie zjadł kolejnego owada.
- Gratulacje! Jestem z ciebie dumna! Wyrośnie z ciebie prawdziwy wojownik - ucieszyła się Szyszka. - Teraz wypuść biedronkę.
Szkarłat podniósł łapę, a uradowany owad odleciał. Nie było mu żal małego stworzonka. Gdyby umarło, nic by się nie stało. Dużo jest biedronek takich jak ona. Skoro takie małe cosie nie tworzą plemion, to nie znajdują się na tym samym poziomie, co koty.
Szyszka otarła się o bol Szkarłatu. Tak nagle, bez żadnego uprzedzenia dotknęła swoją ciemną głową jasnej sierści malca.
Szkarłat wysunął pazury, drapiąc wojowniczkę w kark. Odskoczył, sycząc wrogo. Położył uszy po sobie. Mimochodem spojrzał na łapę, na której znajdowało się kilka kropel krwi czarnej. Małe, drobne, lecz obecne.
Ta czarna śmiała naruszać jego sferę prywatności? Jakim prawem? Nie pozwolił na dotykanie swojego ciała, nie rzekł nic na ten temat.
- Jak śmiesz doykać moje ciało bez mej zgody? - miauknął wrogim tonem. Oburzony rudy drżał z gniewu, wręcz obrzydzony na myśl, że dotknęła go taka kotka. Miła do bólu, żeby tylko ta cecha charakteru nie przenosiła się na innych, bo Czermień znajdzie w Szkarłacie uległą ofiarę.
<Szyszko?>
-... Taką biedronkę należy przykryć łapą. Ale jej nie zabijaj, przemoc nigdy nie jest dobra, wiesz, maluszku? Poluje się tylko, żeby wyżywić klan i swoją rodzinę. Nawet w celach treningowych, lepiej już puścić takie malutkie owady - miauknęła Szyszka, tłumacząc z anielską cierpliwością tajniki polowania na owady. Po raz kolejny nazwała Szkarłat "maluszkiem", co wywołało uczucie irytacji w rudym kociaku. Może i jest mały, ale po co kotka tyle razy to pokreśla? Wyobraził sobie siebie samego, ogromnego jak kłoda, znajdująca się nad rzeką, tuż przy obozie klanu lisa. Górował nad Szyszką, nazywając ją "malutką kizią mizią". Trącił ją łapą, a ta spadła do rzeki i błagała o litość. Jej pełne smutku miauczenie docierało do uszu Szkarłatu, co przyprawiło go o uśmiech pełen szydery.
Niestety, wizja nie miała żadnych szans na spełnienie. Żadnych. Był tego świadom, chłodny realizm nie pozwolił na uwierzenie w taką głupiutką historię.
Czarna kotka przywarła do ziemi, skrywając się za zielenią trawy. Jej ciało wykazywało czujność godną prawdziwego drapieżnika. Machnęła ogonem, Szkarłat poszedł w ślady czarnej. Kolejne polowanie w tym dniu. Cieszył się z tego powodu. Mało które kocię doświadczało możliwości nauki obserwacji ofiar z wojownikiem.
Kontrolował swoje ciało, nie pozwalając sobie na najmniejsze drgnięcie. Był myśliwym, a myśliwy nie traci czujności. Sama trawa nie potrafiła go ukryć, dlatego wczuł się w nową rolę. Ciągle czuł w ustach paskudny smak motyla, co dodatkowo zmotywowało rudego do skupienia się na lekcji, zamiast na niedawno spożytym owadzie.
- Spróbuj ją złapać. Ale uważaj - powiedziała Szyszka, dając "wychowankowi" to wolną łapę do działania.
Szkarłat ruszył, wolno stawiając kroki. Szukał wzrokiem jakiejkolwiek biedronki, większej czy mniejszej. Gdzieś te czerwone, latające cosie mieszają. Nie wiedział gdzie. Poruszał się względnie szybko, nie chcąc stracić połowy polowania na głupim łażeniu w trawie. To zwykła strata czasu. A instynkt drapieżnika czeka niezaspokojony.
Zauważył czerwonoskrzydłego owada na małym kamieniu. Przyjrzał się ruchom biedronki, bardzo prymitywnym. Wysunął szybko łapę, przygniatając nią niczego nieświadomego zwierzęca. Kolejna ofiara. Następne przybędą już wkrótce, gdy rozpocznie szkolenie na wojownika.
- Jak ci idzie, maluszku? - usłyszał miauknięcie Szyszki. Powstrzymał się, by z irytacji nie rzucić wiązanką "lisich bobków" i "mysich straw", które cisnęły się na język po usłyszeniu po raz kolejny tego jednego słowa.
- Mam ją! - odpowiedział głośno, podnosząc wysoko do góry pręgowany ogon, aby wojowniczka mogła szybko go znaleźć.
Czarna przyszła. Na jej pysku zagościła radość na widok, że zdołała czegoś nauczyć potomka Muszelki. I przy okazji ulga, iż rudzielec nie zjadł kolejnego owada.
- Gratulacje! Jestem z ciebie dumna! Wyrośnie z ciebie prawdziwy wojownik - ucieszyła się Szyszka. - Teraz wypuść biedronkę.
Szkarłat podniósł łapę, a uradowany owad odleciał. Nie było mu żal małego stworzonka. Gdyby umarło, nic by się nie stało. Dużo jest biedronek takich jak ona. Skoro takie małe cosie nie tworzą plemion, to nie znajdują się na tym samym poziomie, co koty.
Szyszka otarła się o bol Szkarłatu. Tak nagle, bez żadnego uprzedzenia dotknęła swoją ciemną głową jasnej sierści malca.
Szkarłat wysunął pazury, drapiąc wojowniczkę w kark. Odskoczył, sycząc wrogo. Położył uszy po sobie. Mimochodem spojrzał na łapę, na której znajdowało się kilka kropel krwi czarnej. Małe, drobne, lecz obecne.
Ta czarna śmiała naruszać jego sferę prywatności? Jakim prawem? Nie pozwolił na dotykanie swojego ciała, nie rzekł nic na ten temat.
- Jak śmiesz doykać moje ciało bez mej zgody? - miauknął wrogim tonem. Oburzony rudy drżał z gniewu, wręcz obrzydzony na myśl, że dotknęła go taka kotka. Miła do bólu, żeby tylko ta cecha charakteru nie przenosiła się na innych, bo Czermień znajdzie w Szkarłacie uległą ofiarę.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz