- Pamiętam, jak przyszliście na świat. Czas szybko leci. - miauknął Jeżowa Ścieżka do Orlikowego Szeptu, nieco rozluźniając napiętą atmosferę. - Wiesz, Orlikowy Szepcie, los jeszcze może nieźle zaskoczyć. I trzeba przyjąć na siebie wszystko co zostanie narzucone.
Biały wojownik pamiętał swoje kocięce lata bardzo dobrze. Wspominał je dosyć często, szczególnie po patrolach, po których każdy mięsień ciała drżał ze zmęczenia. Takie rozmyślania pomagały Orlikowemu Szeptowi odpocząć i poczuć się docenionym w tym klanie.
- Rozumiem... - miauknął cicho biały.
Zapadła cisza. Długa, ponieważ czekoladowy kocur obserwował ranę Bluszczowej Łapy i zmieniał opatrunek. Łapy asystenta przebierały szybko, z precyzyjnym wyuczeniem dotykając ciała cynamonki. Oddech uczennicy był stabilny. Lada moment mogła się obudzić.
- Już z nią lepiej - pocieszył wojownika Jeżowa Ścieżka.
- Jak to się stało, że Motylek zmarł? - zapytał się Orlikowy Szept o nieżywego brata. Był ciekaw, z jakich przyczyn najmłodszy potomek Koniczynki nie zdołał przeżyć porodu. Jedynym kotem, który mógł wiedzieć coś na ten temat, to właśnie czekoladowy.
Jeżowa Ścieżka przez chwilę milczał, poruszając wibrysami ze skupieniem. Westchnął ciężko.
- Urodził się martwy. Starałem się go uratować, lecz nic nie mogłem zrobić... Wszyscy wyszliście z brzucha Koniczynki bez żadnych problemów, ale... Z Motylkiem był problem - opowiadał asysent medyka, spoglądając jednocześnie na Bluszczową Łapę. - Jeszcze kilka tygodni przed twoimi narodzinami ruszał się. Przyrzekam, że Zajęcza Stopa zauważyła piątkę ruszających się kociąt, nie czwórkę. Musiałem popełnić błąd...
Orlikowemu Szeptowi zrobiła się szkoda czekoladowemu. Jeżowa Ścieżka to bardzo dobry medyk, pomógł dziesiątkom kotów. Pomógł wyleczyć setki ran i wiele chorób. Wystarczyła myśl o jednym zmarłym kocięciu, żeby zapał medyka został ugaszony. Biały otarł się o towarzysza, mrucząc cicho. Starał się przesłać mu radość przez ten drobny gest.
- To nie twoja wina. Widocznie Klan Gwiazd nie chciał, by Koniczynka zajmowała się aż pięcioma kociakami. Nie wytrzymałaby. Słonikowa Łapa dostarczał jej tyle wrażeń, że kolejny kocurek przyprawiłby ją o siwiznę na pysku - starał się pocieszyć Jeżową Ścieżkę. Z jednej strony czuł żal medyka o utracone życie. Drugi brat okazałby się dobrym kompanem dzieciństwa. Z drugiej strony... Po co gdybać? Świat nadal istniał, klan funkcjonował. Zamarwiatnie się o Motylka, który nie zdołał pokazać swojego charakteru, kosztem nerwów nie sprzyjało codziennemu życiu.
Czekoladowy podniósł kącik ust, uśmiechając się półgębkiem.
- Dla medyka cenne jest każde istnienie, nawet nienarodzonych. Utrata każdego wiąże się z bólem. Do moich zadań należy ratowanie życia - odpowiedział Jeżowa Ścieżka.
Rozmowę na temat Motylka przerwał jęk Bluszczowej Łapy. Cynamonka otworzyła oczy i skrzywiła się.
- Cz-czy jestem w pustce? - zapytała się niemrawo, próbując się podnieść. Asystent medyka położył ogon na jej ciele i poszurał łapą po ziemi, aby załapać kontakt wzrokowy z uczennicą.
- Nie podnoś się, jesteś ranna. Masz na sobie opatrunek. Straciłaś siły przez krwawienie. Musisz odpocząć - miauknął czekoladowy. Kotka posłusznie położyła się.
Orlikowy Szept polizał czoło siostry. Żyła, jak dobrze. Poczuł niemałą ulgę. Już myślał, że pożegna się z ukochaną kotką, a ta spotka się z Motylkiem. Nie zostawi jej. Zostanie przy niej. Był świadkiem początku jej cierpienia, więc zostanie aż do jej wyzdrowienia.
- Nie opuszczę cię, mała - szepnął cynamonce do ucha. - Zajmą się tobą dobrze, a jak wyzdrowiejesz, to upoluję ci zająca. Dużego. Takiego, jakiego lubisz. - Biały spojrzał na asystenta. - Przyniosę nam posiłek. Podobno Pylisty Świt i Kwitnąca Polana upolowały dużo ptaków i przypada jeden na każdego kota. Przynieść tobie i Bluszczowej Łapie mięso?
<Jeżowa Ścieżko?>
Biały wojownik pamiętał swoje kocięce lata bardzo dobrze. Wspominał je dosyć często, szczególnie po patrolach, po których każdy mięsień ciała drżał ze zmęczenia. Takie rozmyślania pomagały Orlikowemu Szeptowi odpocząć i poczuć się docenionym w tym klanie.
- Rozumiem... - miauknął cicho biały.
Zapadła cisza. Długa, ponieważ czekoladowy kocur obserwował ranę Bluszczowej Łapy i zmieniał opatrunek. Łapy asystenta przebierały szybko, z precyzyjnym wyuczeniem dotykając ciała cynamonki. Oddech uczennicy był stabilny. Lada moment mogła się obudzić.
- Już z nią lepiej - pocieszył wojownika Jeżowa Ścieżka.
- Jak to się stało, że Motylek zmarł? - zapytał się Orlikowy Szept o nieżywego brata. Był ciekaw, z jakich przyczyn najmłodszy potomek Koniczynki nie zdołał przeżyć porodu. Jedynym kotem, który mógł wiedzieć coś na ten temat, to właśnie czekoladowy.
Jeżowa Ścieżka przez chwilę milczał, poruszając wibrysami ze skupieniem. Westchnął ciężko.
- Urodził się martwy. Starałem się go uratować, lecz nic nie mogłem zrobić... Wszyscy wyszliście z brzucha Koniczynki bez żadnych problemów, ale... Z Motylkiem był problem - opowiadał asysent medyka, spoglądając jednocześnie na Bluszczową Łapę. - Jeszcze kilka tygodni przed twoimi narodzinami ruszał się. Przyrzekam, że Zajęcza Stopa zauważyła piątkę ruszających się kociąt, nie czwórkę. Musiałem popełnić błąd...
Orlikowemu Szeptowi zrobiła się szkoda czekoladowemu. Jeżowa Ścieżka to bardzo dobry medyk, pomógł dziesiątkom kotów. Pomógł wyleczyć setki ran i wiele chorób. Wystarczyła myśl o jednym zmarłym kocięciu, żeby zapał medyka został ugaszony. Biały otarł się o towarzysza, mrucząc cicho. Starał się przesłać mu radość przez ten drobny gest.
- To nie twoja wina. Widocznie Klan Gwiazd nie chciał, by Koniczynka zajmowała się aż pięcioma kociakami. Nie wytrzymałaby. Słonikowa Łapa dostarczał jej tyle wrażeń, że kolejny kocurek przyprawiłby ją o siwiznę na pysku - starał się pocieszyć Jeżową Ścieżkę. Z jednej strony czuł żal medyka o utracone życie. Drugi brat okazałby się dobrym kompanem dzieciństwa. Z drugiej strony... Po co gdybać? Świat nadal istniał, klan funkcjonował. Zamarwiatnie się o Motylka, który nie zdołał pokazać swojego charakteru, kosztem nerwów nie sprzyjało codziennemu życiu.
Czekoladowy podniósł kącik ust, uśmiechając się półgębkiem.
- Dla medyka cenne jest każde istnienie, nawet nienarodzonych. Utrata każdego wiąże się z bólem. Do moich zadań należy ratowanie życia - odpowiedział Jeżowa Ścieżka.
Rozmowę na temat Motylka przerwał jęk Bluszczowej Łapy. Cynamonka otworzyła oczy i skrzywiła się.
- Cz-czy jestem w pustce? - zapytała się niemrawo, próbując się podnieść. Asystent medyka położył ogon na jej ciele i poszurał łapą po ziemi, aby załapać kontakt wzrokowy z uczennicą.
- Nie podnoś się, jesteś ranna. Masz na sobie opatrunek. Straciłaś siły przez krwawienie. Musisz odpocząć - miauknął czekoladowy. Kotka posłusznie położyła się.
Orlikowy Szept polizał czoło siostry. Żyła, jak dobrze. Poczuł niemałą ulgę. Już myślał, że pożegna się z ukochaną kotką, a ta spotka się z Motylkiem. Nie zostawi jej. Zostanie przy niej. Był świadkiem początku jej cierpienia, więc zostanie aż do jej wyzdrowienia.
- Nie opuszczę cię, mała - szepnął cynamonce do ucha. - Zajmą się tobą dobrze, a jak wyzdrowiejesz, to upoluję ci zająca. Dużego. Takiego, jakiego lubisz. - Biały spojrzał na asystenta. - Przyniosę nam posiłek. Podobno Pylisty Świt i Kwitnąca Polana upolowały dużo ptaków i przypada jeden na każdego kota. Przynieść tobie i Bluszczowej Łapie mięso?
<Jeżowa Ścieżko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz