Na szczęście, kociarnię dzieliła z przyjaciółką i jej kociakami. Od dawna nie miały tyle czasu, aby ze sobą porozmawiać. Kiedy tylko maluchy były zajęte, a Cętka nie była zbyt zmęczona opieką nad nimi, przeprowadzały długie rozmowy i pogawędki, jak za dawnych czasów, kiedy zmartwienia były jedynie złym snem. Brakowało tylko Turkawki.
Od razu kąciki jej pyska powędrowały do góry, kiedy tylko zobaczyła Iglastą Gwiazdę w wejściu. Podszedł do niej z ogonem wysoko, otarł się łbem o jej policzek. Zamruczała głośno.
- I co, nic nie przyniosłeś? Zgłodniałam - miauknęła z udawanym wyrzutem.
Chciał partnerkę w kociarni, to niech ma. Niech zobaczy, jak to jest z babą w ciąży.
- Oh, widzę że jednak spodobało się pani usługiwanie? - powiedział zaczepnie liliowy.
- Wcale nie! - zaprzeczyła - nie powiedziałam tak.
*I tu była zacięta walka na "wcale nie" i "wcale tak", nic poza tym*
- Kupa futra - mruknęła w końcu, gdyż znudziło jej się przekomarzanie.
- Ja ciebie też - uśmiechnął się jak głupek.
Kotka pacnęła pointa delikatnie łapą po nosie.
- No już, zmykaj po jakąś świeżutką piszczkę, w podskokach!
Zaśmiała się, kiedy liliowy faktycznie zaczął skakać w stronę stosu ze zwierzyną. Westchnęła, obserwując ukochanego z uwielbieniem, aż ten nie wybrał jego zdaniem idealnej zdobyczy i nie wrócił do żłobka. Położył przed nią dorodną, rudą wiewiórkę. Na pysk Miedzi wkradł się złowieszczy uśmiech, a oczęta zaiskrzyły charakterystycznie, zwiastując, że wpadła na kolejny szatański pomysł.
- Wiewiórka? Chyba pszczoły ci mózg zasnuły. Powinieneś wiedzieć, że ich nie znoszę. Skandal!
Prychnęła oburzona, z wymalowanym na pysku sztucznym obrzydzeniem odpychając łapą martwe zwierzątko z dala od siebie. Jednak nie mogła długo kryć rozbawienia, po kilku uderzeniach serca wybuchła niekontrolowanym śmiechem. Przecież uwielbiała wiewiórki. Zabrała się szybko za zdobycz, w kilku kęsach pochłaniając ją całą. Igła został z nią jeszcze dłuższą chwilę, spędzili czas na wzajemnych pieszczotach. Jednak wkrótce kocur musiał się zwijać, obowiązki lidera wzywały, czy coś. Z utęsknieniem patrzyła, jak odchodzi i znika za progiem kociarni. Wiedziała, że kocur wróci najprawdopodobniej na wieczór, albo trochę wcześniej. Zostało jej więc jeszcze pół dnia na siedzenie z dupą w jednym miejscu i nic nierobienie. Przekręciła się na plecy, znudzona. W pewnej chwili zaraz przed jej różowym nosem pojawił się bury kociak. Czemu on był do góry nogami...? Ah, tak.
- Witaj, szkrabie - miauknęła ciepło, wracając do poprzedniej pozycji.
Rozpoznała w młodziku jednego z dzieci Cętkowanego Liścia - Wróbelka.
<Wróbelku?>
Oni są we dwoje tacy kochaniii <3
OdpowiedzUsuń(A szczerze, nie zdziwiłabym się jakby Wróbelek faktycznie był do góry nogami xD)