***
Po jakimś tygodniu od tamtego dnia, kocięta Iglastej Gwiazdy i Miedzianej Iskry zaczęły otwierać oczy. Dla rodziców pewnie była to bardzo wzruszająca chwila, widząc, jak ich młode po raz pierwszy otwierają wcześniej zamknięte ślepia, jednak dla Fasolki niekoniecznie wiązało się to uczucie ze wzruszeniem czy szczęściem. Dla młodej liliowej koteczki z momentem uchylenia powiek otworzył się nowy świat. Nowy świat przepełniony światłem i kolorami. Do jej źrenicy właśnie wpadały pierwsze promienie światła. Kotka zaczęła widzieć zabarwione, ruszające się plamy. Ciekawe doświadczenie, nie powiem. Mała zaczęła się powoli rozglądać, poznawać te nowe, rozmyte kształty. Szybko nauczyła się, że jej mama ma jasne kolory, głownie biały, a inny kot, który tutaj przychodził i nazywał się "tata" też był jasny, ale nieco ciemniejszy od rodzicielki. Dalej już poszło z górki. Niedługo jej oczy były całkowicie otwarte, rozpoznała już coraz więcej twarzy, słyszała też całkiem nieźle. Powtarzały swoje pierwsze, łatwe słówka zasłyszane od dorosłych... ba, nawet zaczęła powoli stawiać chwiejne "kroczki", które wyglądały bardziej jak czołganie się, ale hej, wciąż się liczy! I okazało się, że w żłobku jest więcej osóbek niż ona, jej dwójka rodzeństwa i mamusia. I to dużo więcej! A Fasolka miała zamiar zwiedzić cały żłobek! Tylko... był jeden taki problem. A mianowicie to, że koteczka często potrzebowała drzemek, żeby naładować swoje jak na razie niewielkie zapasy energii. Mała właśnie była w połowie drogi do swojego celu, gdy powoli zaczęła odczuwać efekty czołgania się od dłuższego czasu. Fasolka chyba potem zaczęła ziewać, a jej już i tak nieporadne ruchy stawały się coraz mniej zgrabne. Przez chwilę młodej przeszło przez myśl, by może zawrócić i ułożyć się wygodnie przy mamie, jednak szybko odrzuciła ten pomysł. Przecież była już tak daleko! Jej rozmyślania przerwał nagle delikatny chwyt za skórę na karku i wtedy całe jej ciałko uniosło się do góry. Fasolka zmarszczyła brwi i pisnęła cicho, próbując okazać swoje niezadowolenie. Przecież potrafiła sama się poruszać, nie potrzebowała pomocy mamusi do tego. Ale z drugiej strony, gdy Miedź ułożyła koteczkę blisko siebie, liliowa pointka chociaż wciąż trochę naburmuszona, wtuliła się w jej delikatną sierść.
— Ja ce sama nsepnym lazem! — wymruczała, powoli zamykając ślepka. Jej "gniewik" szybko przeszedł, a młoda miała ochotę na którką, regenerującą drzemkę. A co lepiej usypia, niż spokojny, kojący głos mamy? Liliowa spojrzała na płową karmicielkę i wymruczała proszącym tonem: — Mamusiu, opowies nam coś?< Miedziana Iskro? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz