Ze zirytowaniem spojrzał w stronę Muszelki. Ciągle ryczała, co go wnerwiało. Z resztą nie tylko ona. Nie rozumiał tych łez, wylanych za jakimiś trupami. Nie zwrócą im w ten sposób życia. Jeśli jednak zachowują siłę i determinację, będą gotowi przeciwstawić się wrogowi.
— Bocian, jestem głodny.
Ogon białego instynktownie się poruszył, na głos brata. Jedynego członka jego rodziny, który ani nie zdechł, ani nie zdążył uciec. Wbrew pozorom, to było nawet dobrze, przynajmniej sługa mu się zbytnio nie rozleniwi. Bardziej niż obecnie. Westchnął ciężko. Rozejrzał się jeszcze po ich chwilowym legowisku, upewniając się, że wszyscy niezadowoleni i przerażeni pobratymcy, są na swoich miejscach. Spojrzał na Czaplę, skulonego obok niego na posłaniu. Bocian przeciągnął się, wysuwając przed siebie przednie łapki, zanim usiadł, owijając łapy ogonem.
— I? — prychnął. Instynkt nakazywał mu, że przetrwają tylko najlepsi. Jeśli ten głodny lisi bobek nie potrafił chociaż przez chwilę przestać myśleć o pożywieniu, to widocznie było z nim gorzej, niż podejrzewał od chwili otworzenia przez nich oczu. — Ze swoim tłuszczem, sam byś się na żarcie nadawał, mysi bobku.
Czapla pisnął, przysuwając się bliżej, czym tylko zraził bardziej brata. Biorąc kilka głębokich wdechów i wydechów, opanował się, wracając do swojej chłodnej postawy. Braciszek otworzył pyszczek, chcąc zaprotestować, ale został szybko uciszony. Bocian zatknął mu mordkę własną łapą. Wlepił czujne zielone ślipia w kotkę, która zaszczyciła ich swoją obecnością w legowisku więźniów. Przyglądając jej się z uwagą, od razu nasunęła mu się myśl, że była jakąś dziwna. Rzucił jej wrogie spojrzenie, prychając pod nosem. Nie tylko z resztą on, nie był zadowolony z wizyty medyczki. Napiął mięśnie, gotowy ją zaatakować, kiedy dotarł do niego nowy pomysł.
— Błagaj o pomoc. — rozkazał bratu, samemu oddalając się o kilka kroków. Miał szczęście, że nie zdążył jeszcze zająć się swoimi ranami i jego biała sierść dalej gdzieniegdzie była zlepiona od krwi. To mogło się przydać.
Czapla zamrugał parokrotnie, nic nie rozumiejąc.
— Ale dobrze się czuję.
— Na bociana, po prostu wołaj, wronia strawo. — mruknął do niego cicho, piorunując go wzrokiem.
Syn Pszczółki nabrał powietrza i słuchając swojego pana, zaczął drżeć się na pół legowiska, wskazując śnieżnobiałego brata pulchną łapką.
— Pomocy! Pomocy!
Bocian miał ochotę uśmiechnąć się szyderczo pod nosem. Nie mógł się teraz jednak zdradzić żadnym takim ruchem. Zaczął kaszleć, chrząkać, wydawać piski, zupełnie jakby się dusił. We wszystkim miał swój cel. Mama uczyła go wiele o ziołach, którymi się interesował. Miał dość dużą wiedzę, by wykraść trochę wilczych jagód i jeśli mu się uda, również innych potrzebnych medykamentów, które da radę rozpoznać po wyglądzie i zapachu. Udając, że się dusi, obserwował, jak medyczka do niego podchodzi.
— Co z nim? — spytała jego brata.
Ptasi móżdżek nawet nie wiedział co odpowiedzieć, więc Bocian wkroczył do akcji, jeszcze głośniej charkając, prawie zmuszając się do wymiotów.
— On umiera? Bocian, nie umieraj! — naiwny Czapla prawdziwie zaczął panikować.
Medyczka Klanu Nocy niewiele czekała. Podeszła bliżej białego, kilkukrotnie klepiąc go po grzbiecie, by wrócił mu oddech. Chociaż przestał udawać i "dusić się", udało mu się opuścić legowisko więźniów, u boku medyczki, pod pretekstem, że powinna go zbadać, żeby nie miał na sumieniu życia lisiaka. Olał podejrzliwe spojrzenia okrutników, zadowolony ze znalezienia się w legowisko medyczki. Intensywna woń ziół, przywiodła mu na myśl mamę i jej pachnące futro, w które lubił się wtulać. Otworzył pyszczek, smakujących tych zapachów. Nie umiał rozpoznać wszystkich z nich, były otóż zbyt dużą mieszaniną. Rozejrzał się po przytulnym wnętrzu.
— Już ci lepiej?
Utkwił spojrzenie zielonych oczu, prosto w czarnej kotce z białym. Prychnął niezadowolony, wracając do poszukiwań wzrokiem odpowiedniego ziela. Wątpił, żeby ta dziwna kotka, okazała się być dla niego zagrożeniem. Nie wyglądała na groźną. Będzie musiał tylko zyskać na czasie.
— Jak widać, lisi bobku. — mruknął.
Westchnienie nowo poznanej, wywołało w nim zainteresowanie. Zdziwił się lekko, jej wzrokiem utkwionym w miejscu, gdzie przetrzymywani wbrew ich woli, byli członkowie Klanu Lisa. Poruszył wąsami.
— Ej, co z tobą?
Trochę musiał poczekać, aż uwaga została na niego zwrócona.
— Znasz Iskrę? — czyżby usłyszał u niej nadzieję? — Nie znalazłam jej wśród was.
Bocian zmrużył oczy. Jakiś nocniak, któremu pozostało sumienie. Nie mógł stracić okazji, by to wykorzystać na jego korzyść. Zastanowił się nad słowami kotki. Imię Iskra wydało mu się znajome. Dopiero po kilku uderzeniach serca, przypomniał sobie Muszelkę, opowiadającą swoim kociakom, o ich odważnej ciotce, oraz Nostalgię, wspominającą jej imię. To była ta kotka, która ich opuściła, w oczach Bociana zdradziła, żeby wyruszyć w podróż. Przekrzywił głowę. Skoro on to wiedział, a medyczka nie, to oznaczało niezłą zabawę w dręczenie uczuć kocicy.
— Oh, Iskra. Nasza mała, kochana Iskra! — aktorsko doprowadził swój głos do smutnego brzmienia. Nie wiedział, czy medyczka jest naiwna, musiał więc dobrze grać. — Była taka młoda, pełna energii, chciała tyle zobaczyć! Biedaczka.
Wstał ze swojego miejsca, podchodząc bliżej Słodkiego Języka.
— Widziałem jak Pstrągowa Gwiazda rozszarpuje jej ciało. Chwyciła je boleśnie, tak długo drapała, gryzła, dręczyła jak zabawkę swoimi pazurami, że Iskra nie wytrzymała. Było dużo krwi. Krzyczała. Tak bardzo cierpiała. Pstrągowa Gwiazda nie dała jej litości, pozbawiła ją życia. Widziałem jak ostatnimi siłami kogoś woła. Nie chciała umierać. — odwrócił głowę, spoglądając na ścianę.
<Słodki Języku?>
Jaki cwaniak xD Coraz bardziej zaczynam go lubić
OdpowiedzUsuńTo się Iskra zdziwi xD
OdpowiedzUsuń