Z lekkim zakłopotaniem zlazł ze swojej uczennicy, wciąż wpatrując się uważnie w żółte ślepia. Iskra unikała jego wzroku, wpatrywała się w drzewo, najwidoczniej udając, że widzi w nim coś nadzwyczajnie ciekawego. Otworzył pysk, żeby zadać nurtujące go pytanie, jednak w tym momencie Iskra dźwignęła się ciężko na łapy i skierowała w kierunku obozu. Puchaty ogon, w który zaplątane były gałązki krzewu, wlokła po ziemi. Zdawała się być przygaszona, smutna, przegrana. Jak nie Iskra.
― O co chodzi?! ― wrzasnął za nią. Niczego nie rozumiał. Na tle sióstr zawsze promieniała optymizmem i chęcią działania. Nie w głowie były jej głośne, bezczelne odzywki Nostalgii czy chłodne milczenie charakteryzujące Muszelkę. Więc co się stało?
Jeśli go usłyszała, na pewno nie dała tego po sobie poznać. Dalej wlokła się w stronę obozu. Łapy miała niczym zrobione z kamienia.
Machnął z irytacją ogonem i w kilku susach dogonił delikwentkę, zrównując się z nią krokiem. Stanął z nią pyskiem w pysk, ale Iskra znowu uciekła spojrzeniem gdzieś w bok.
― Możesz mi chyba powiedzieć ― Jego głos przerodził się niemalże we wrogie warknięcie ― Jestem twoim mentorem. Nie ma to dla ciebie naprawdę żadnego znaczenia?
― Ma ― Wypaliła niby ostrym głosem, jednak wciąż po swojemu słodkim i kocięcym. Z ulgą stwierdził, że może nie stało się nic takiego strasznego. A właściwie to się łudził. ― Po prostu… Po prostu czuję, że tu nie pasuję. Nigdy nie powinni mnie zostawiać w tamtej norze. Wciąż bylibyśmy rodziną. Byłoby fajnie, rozumiesz? Z Klanem Lisa jest fajnie, a z rodziną najfajniej. Widziałeś te ptaki? Wyobraziłam sobie, że mam skrzydła. Mogłabym wzbić się w powietrze i stamtąd patrzeć na świat.
Na chwilę zapatrzyła się przed siebie pustym, smutnym wzrokiem, po czym wyminęła kocura i skierowała się z powrotem w stronę obozu. On nie potrafił sobie wyobrazić czegoś takiego. Jeśli można byłoby go porównać do jakiegokolwiek ptaka, byłby chyba kulawą kaczką lubiącą żyć spokojnie w swoim bagiennym jeziorku. Nie przeszkadzało mu to ani trochę. Miał swoje stadko kaczek, za które byłby gotów w każdym momencie zginąć. Iskra była chyba dla odmiany żywym, energicznym wróbelkiem, który dusił się siedząc w jednym miejscu.
Miał ochotę wrzasnąć, pobiec za nią, pocieszyć, uspokoić. Cokolwiek. Stracił już ojca, czy teraz tracił swoją uczennicę? Nie był w stanie wydobyć słowa. Bo co miałby powiedzieć? Może nawet trochę ją rozumiał.
Na niebie wciąż latały te irytujące wrony…
<Iskro? Nie wiem, czy to zachowanie jest w stylu Iskry… Po takiej przerwie jakoś nie miałam pomysłu :< >
Moim zdaniem wyszło dobrze :D
OdpowiedzUsuń