— Żywiczna Mordko, j-ja się w t-tobie zakochałam.
Berberys się zakochała w nim.
W nim!
Żywica poczuł jak łapy mu miękną. Serce biło jak szalone, a świat wirował niebezpiecznie. Nie mógł uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Jakby nie do końca jeszcze to do niego dochodziło. Za każdym razem jak tylko pomyślał o słowach kotki robiło mu się coraz słabiej. Ostatnie co zobaczył nim padł na ziemię jak długi to zmartwione żółte ślipia kotki.
* * *
Pierwsze co poczuł to zapach ziół. Później drugiego kota, który najwidoczniej leżał wtulony w niego. Charakterystyczny kwiatowa woń podpowiedziała mu, że to Berberys. Otworzył niepewnie oczy, bojąc się, że kotka zniknie lub co gorsza się odsunie, jeśli zauważy, że nie śpi. Rozejrzał się dokoła. Znajdował się u medyka, ale nie pamiętał czemu. Wspomnienia z przez paru godzien wydawały mu się takie niewyraźne. Spojrzał na wtuloną w jego bok trójkolorową koteczkę. Gdyby nie półdługie futro pewnie już dawno wyglądałby jak burak. Przełknął ciężko ślinę, próbując uspokoić szybki puls. Nie chciał przypadkiem obudzić kotki. Wyglądała tak spokojnie śpiąc. Miał wrażenie, że uczennica Lisiej Gwiazdy potrzebowała chwili odpoczynku. Dlatego też położył łeb na łapach, by też się jeszcze zdrzemnąć. Jednak myśl, że Berberys leży na nim nie pozwalała zmrużyć mu oka. Czuł ciepło jej ciała. Słodki zapach unoszący się w powietrzu oraz równy oddech kotki mierzwiący mu futro. Pokręcił łbem, gdy zrozumiał, że zamiast się wyciszyć, jedynie coraz bardziej się nakręcał.
— Ej, dobra, widzę, że nie śpisz — usłyszał niezadowolony syk. — Wstawaj mysia strawo i wynocha mi z legowiska! — warknął Szybka Łapa, mierząc wojownika ostrym spojrzeniem.
Żywica zerwał się jak poparzony, nie przejmując się już śpiącą na nim kotką. Bury kocurek zbyt przypominał mu Wiewiórczą Łapę, by chociaż z nim dyskutować, czy przebywać w jednym pomieszczeniu. Liliowy nie rozumiał, czemu zawsze na uczniów medyków wybierani byli sami zgredzi i chamy.
— Żywico, co się dzieje? — spytała zaspana Berberys, spoglądając nieprzytomnym wzorkiem na niego.
— Sz-szybka Ł-łapa st-twiedził, że już dobrze się cz-czuję i m-mogę w-wyjść — wymamrotał cicho, mając nadzieję, że tamten go nie usłysz.
Pośpiesznie wyszedł z legowiska, oglądając się jedynie co jakiś czas, czy wojowniczka za nim podąża. Gdy już znaleźli się w bezpiecznej odległości, usiadał i odetchnął.
― Żywico ― usłyszał lekko niepewny głos kotki.
Spojrzał na nią. Na zimowej scenerii jej żółte ślipia wyróżniały się jeszcze bardziej niż normalnie. Wśród białego puchu i szaro-burych futer kotów oczy kotki zdecydowanie przyciągały uwagę.
― T-tak? ― spytał nieśmiało, wyczuwając tu poważną rozmowę.
― L-lepiej się już czujesz? ― zmyliła go tym pytaniem.
Czyżby za jego trafieniem do legowiska medyków kryła się jakaś krwawa przygoda?
― T-tak, a c-coś się s-stało? — zapytał lekko przestraszony, że jego teoria może być prawdziwa.
Kotka wzięła głęboki oddech i spuściła wzrok, co jeszcze bardziej go zaniepokoiło.
― P-pamiętasz... pamiętasz o czym r-rozmawialiśmy? N-nim zemdlałeś? ― zapytała cicho, zerkając ukradkowo na niego co jakiś czas.
Żywica zamyślił się. Pamiętał, że rozmawiali. Po czym zrobiło mu się słabo. Nawet bardzo skoro wylądował u medyka. Więc rozmawiali o czymś poważnym? Tak, pewnie tak. Ale o czym? Wytężył wszystkie szare komórki w łbie starając sobie przypomnieć. Przez oczami przeleciała mu scena jak przycisnął swój nos do nosa kotki. Poczuł jak cała skóra pod futrem mu płonie. Zawstydzony spuścił wzrok, przypominając sobie ich rozmowę.
― P-p-pam-mięt-tam ― wyjąkał, spuszczając łeb.
Poczuł jak Berberys wciąga mocniej powietrze. Sam ciężko przełknął ślinę i obserwował uważnie swoje łapy, jakby były najciekawszą rzeczą na całym świecie.
― I j-jaka jest t-twoja odpowiedź? ― spytała tak cicho kotka, że prawie jej nie dosłyszał.
Podniósł powoli łeb i spojrzał na nią. Zawstydzoną trójkolorową kotkę o prześlicznych żółtych ślipiach kojarzących się mu ze słonecznikami. O odzwierciedleniu jego ideałów. Poczuł się głupio, to on tutaj był kocurem. To on powinien się za nią uganiać i wyznawać miłość, a nie ona. Pomarańczowe ślipia zaszkliły się mu lekko. Podniósł się powoli i podszedł do kotki. Ta obserwując uważnie jego ruch, siedziała nieruchomo, oczekując jego odpowiedzi. Przysiadł się do niej i niepewnie splątał swój ogon z jej. Całe resztki swojej odwagi zebrał by spojrzeć Berberys w oczy i odpowiedzieć jej na pytanie.
— B-berb-berys... j-ja — urwał, napotkawszy wzrok kotki. — J-ja c-ciebie t-też l-lubię... tak b-bardziej — dodał ciszej.
<Berberys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz