Przekraczał właśnie granicę obozu, gdy do jego nosa dotarły znajome zapachy. I wściekłość. Zatrzymał się, nie do końca pewny co zrobić.
- Ignorujesz mnie, całe dnie spędzasz z Wilczym Sercem, wiesz co już zaczął rozpowiadać klan? - głos bez wątpienia należał do Gęsiego Piórka, partnerki Igły. Widocznie ich związek przeżywał ciężkie chwile. - ŻE LUBISZ KOCURY, IDIOTO!
Co?
Przez uderzenie serca czarny gapił się po prostu przed siebie, z pyskiem myślą nieskalanym. Dopiero po chwili zrozumiał, co kotka miała na myśli.
Igła i on. Oczami wyobraźni zobaczył, jak biegną do siebie po ukwieconej łące, by spotkać się na środku i złączyć swoje ogony w miłosnym uścisku.
Resztką siły woli powstrzymał się, żeby nie ryknąć śmiechem obok kłócącej się pary (,,ja i dzieci też cierpimy, miałeś być dla nas wsparciem”).
Uciekł, co chwilę wstrząsany spazmami, ze ściśniętym boleśnie gardłem. Gdy był już odpowiednio daleko, wybuchnął dzikim śmiechem. Bardzo długo nie potrafił się opanować, więc gdy po dłuższej chwili łapał oddech, bolały go żebra.
On i Igła razem, jako para, przepięknie. W pewnym sensie rozumiał partnerkę lidera, była w szoku i żałobie po stracie córki, a ostatnie wydarzenia nie ułatwiały sytuacji.
Znów parsknął, mając przed oczami obraz pointa szepczącego mu czułe słówka do ucha.
A gdy wydawało mu się, że już się opanował, umysł podsuwał mu kolejny oblany różem obraz ich wielkiej romantycznej miłości. Gdy dotarł do obozu, ledwo oddychał, a przepona bolała go od ciągłych skurczów. Oj będzie miał dobry humor do końca dnia.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie ruszyć z odsieczą pointowi, ale doszedł do wniosku, że z tego typu problemami lider musi radzić sobie sam. Nie znał go na tyle dobrze, żeby pchać się w jego życie i coś mu mówiło, że sam Igła by tego nie chciał. Zresztą, co jak co, ale był ostatnią osobą, której należało słuchać w kwestii miłości…
Spotkanie wyjaśniającej sobie pewne ważne sprawy pary pokrzyżowało jego plany. Skoro tak, nie mogąc usiedzieć na miejscu, postanowił ruszyć w drugą stronę.
Nie mógł powstrzymać dreszczu niepokoju, gdy mijał zwęglone pnie. Wracały pytania, wątpliwości. Obrazy z tamtej nocy - ciemność, błysk, strach, narastająca panika. I przerażający krzyk kota płonącego żywcem.
Pewnie dlatego zauważył ją dopiero, gdy stanął parę lisich długości przed nią.
Zamarł. Zauważyła go. Dzika jak zawsze. Jego serce biło tak mocno, że był pewien, że ona słyszy je równie dobrze co on. Mimo wszystko był w stanie tylko stać i patrzeć, jak słońce odbija się w jej niebieskim futrze. Była jeszcze piękniejsza, niż ją zapamiętał. Piękniejsza niż wtedy, gdy oglądał ją w snach.
Chyba pierwszy raz w życiu nie miał pojęcia co robić. Setki myśli przelatywały po jego głowie z prędkością światła, tworząc zupełny mętlik. Chciał biec do niej, ale łapy odmawiały mu posłuszeństwa, chciał zawołać, ale bał się, że to kolejny sen.
A co, jeśli znowu postanowi go zabić? Ale nie mógł odejść, nie teraz, nie gdy była tuż obok! - Wilcze Serce - miauknęła a on poczuł, jak coś w nim pęka. Na miękkich łapach, czując się jak we śnie, podbiegł do niej i przywarł do jej ciepłego ciała.
- Sroczko - wyszeptał, gdzieś koło jej ucha. - Tęskniłem.
Wyrwała się, poczuł piekący ból w okolicy policzka. Zrobił krok w tył, patrząc w płonące furią, najpiękniejsze na świecie oko.
- Lisie łajno! Wypłosz! Wronia strawa! - Próbowała uderzyć jeszcze raz, ale w porę uniknął jej pazurów. - Lisie serce! - Pomarańcz rozmył się, głos kotki zadrżał. - Niewarty zaufania wyrzygany kłak, dz-dziczy odbyt, jaszczu-jaszczurczy gnój - pierwsze łzy spłynęły w cętkowane futro. - K-ku-kupa - Urywany wdech. - Ła-jna.
Próbowała wyzywać go dalej, ale nie pozwolił jej płacz, coraz silniej targający jej ciałem. Kocur instynktownie przywarł do niej i położył ogon na jej grzbiecie, próbując ją uspokoić. Schowała się w jego czarnym futrze, szlochając.
- Sroczko, ja… Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. - Wziął głęboki wdech, przypominając sobie tamten dzień. - Wtedy… podjąłem najgorszą decyzję w życiu. Nie było chwili, żebym tego nie żałował. - Liznął ją po łbie, jakby próbując zadośćuczynić za tamte chwile.
Odsunęła się gwałtownie, a on przestraszył się, że pozwolił sobie na zbyt wiele. Tak na niego działała, była tak blisko, że słyszał jej oddech…
Zapadła cisza. Nie chciał jej znowu stracić przez jakiś głupi błąd, więc delikatnie się od niej odsunął. Jeśli ona…
Jej rozmyte od łez spojrzenie zajrzało wprost do jego duszy. Uśmiechnęła się głupkowato i powiedziała coś, czego zupełnie się nie spodziewał:
- Jesteś najgorszym debilem jakiego dane mi było w życiu spotkać, wiesz? Próbowałam nienawidzić cię z całej siły i raz na zawsze wyrzucić z łba, ale cały czas uparcie tam siedziałeś. - Zamyśliła się, posmutniała. - Dlaczego to zrobiłeś? - w jej głosie brzmiała gorycz. - Czemu to niby miało służyć, co?
- Ja… Wtedy… Nie, znaczy… - Westchnął, powstrzymując się od ponownego wtulenia w jej futro. Odetchnął głębiej, porządkując myśli. - Planowałem zabić Lisa, a gdy tylko dotrzemy do obozu. Chciałem się poświęcić dla klanu, zemścić za jego krzywdy, ale gdy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłem… - Zamknął oczy. - Po prostu chciałem, żebyś jak najszybciej o mnie zapomniała i znalazła kogoś, kto na ciebie zasługuje. Z kim będziesz szczęśliwa.
- Lisi bobek! Nie powinnam cię nigdy spotkać, nigdy! - Zamilkła, spojrzała mu prosto w oczy. - Ale teraz, gdy jesteś obok mnie, nie potrafię odejść.
Kocur poczuł jak jej ogon delikatnie, jakby nieśmiało oplata się wokół niego. Jego serce przyspieszyło. Równie ostrożnie odwzajemnił gest, jakby bojąc się ją spłoszyć. Tak blisko, tak ciepło, tak pięknie pachniała...
- Jak mi to wszystko wynagrodzisz? - spytała lekko drżącym głosem. Spojrzał na nią, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, chłonąc każdy detal jej wyglądu. Nigdy nie przestanie go zaskakiwać, tego był pewien. - Co zrobisz, żebym ci wybaczyła? - Wtuliła się w niego, czuł że jej serce bije równie szybko co jego. Blisko, tak blisko...
- Może mi coś zaproponujesz? - wymruczał prosto do jej ucha. Czuł, jak zadrżała. Ośmielony, polizał ją po policzku. Drugi raz. I troszkę niżej…
Zachód słońca oglądali razem, przytuleni. Szeptał jej do ucha, próbując nadrobić stracony przez własną głupotę czas i po raz pierwszy od długiego czasu czuł pewność, że będzie dobrze.
<Sroczko? Parno, porno i w ogóle, pora na specjalistów od kociej miłości>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz