Przed oczami znów miał przestraszonego Nagietka, nieprzytomnego Igłę, płonącego żywcem kocura, którego wrzask obudził go dziś w nocy. Nie rozumiał, dlaczego Klan Gwiazdy nie pozwolił mu go uratować (bo nagłe zasłonięcie mu drogi musiało być ich interwencją, prawda?) Najgorszemu wrogowi nie życzyłby takiej śmierci…
No, może poza Lisem. Obnażył kły, przypominając sobie, jak blisko tej kupy łajna stał wczoraj. I znowu nie zrobił tego, co powinien, znów przez lidera… Ale nie mógł pozwolić, żeby Igle coś się stało, prawda? Nie mógł…
Czuł, że go to przerasta. Gdy wrócili do obozu, gdy opadła panika, strach, a pojawiło się zmęczenie; gdy rano wstało słońce, dotarło do nich najgorsze.
Las spłonął. To co z niego zostało zdecydowanie nie zasługiwało na tę nazwę. Zgliszcza, wciąż śmierdzące strachem i ogniem, parę smętnych kęp drzew, osmalone i zmizerniałe. I truchła zwierząt, które nie zdążyły uciec… Przynajmniej będą mieli co jeść. Wilcze Serce uśmiechnął się sardonicznie. Dobrze wypieczone, jak za dawnych czasów, gdy mieszkał u Państwa.
I polecenie, żeby opuścili te tereny… Szczerze, kocura nic tu specjalnie nie trzymało. Owszem, miejsca przywoływały wspomnienia, i te dobre, i rzeczy, o których wolałby zapomnieć. Niedaleko stąd zginęła jego Rodzina… Ale teraz, jego dom był tam, gdzie klan i jeśli mają stąd odejść, zrobi to bez żalu.
Klan… Właśnie szedł, żeby spotkać jednego z jego członków. Tamta noc była ciężka i niejeden z wojowników niespokojnie kręcił się przez sen, a część w ogóle nie spała tej nocy. On wsłuchiwał się w nierówne oddechy, próbując zastąpić nimi krzyki płonącego kocura.
<Nagietku? Igło? Kogo Wilczy odwiedzi i zapyta o samopoczucie? ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz