Gdy pierwsze promienie wschodzącego słońca zawirowały na łaciatym pyszczku młodej wojowniczki, ta mruknęła z niezadowoleniem, przewracając się na drugi bok. Wyprostowała szczupłe łapy i miała zamiar powrócić do słodkiego snu, jednak pacnięcie mocnej łapy skutecznie ją zbudziło. Lekko zdezorientowana podniosła głowę, by zgromić przyczynę tej koszmarnej pobudki zagniewanym wzrokiem złotawych ślipi, ale orientując się, że stał przed nią nie kto inny jak Barani Łeb, szybko wstała z posłania i przeciągle ziewnęła. Starszy kocur rzucił w jej stronę gardzące spojrzenie, a następnie nieprzytomnie mruknął.
— Berberysowa Bryzo, idziesz teraz na patrol z Żurawinowym Bagnem, Jarzębinowym Strumieniem oraz Żołędziową Łapą — rzucił na odchodne kremowy, opuszczając ociężałym krokiem legowisko wojowników. Szylkretka zmarszczyła brwi obserwując, jak arlekin przeciąga się na zewnątrz po czym kieruje potężne łapy w tylko sobie znanym kierunku. Nie podobało jej się zachowanie kocura uważającego się za o niebo lepszego niż inni; w dodatku obecny zastępca Klanu Klifu wychował na swoje podobieństwo Bluszczowy Poranek, brata Żywicy i Jarzębinki, który od dłuższego czasu działał wszystkim klanowiczom na nerwy. Z gardła kotki wydobyło się zrezygnowane westchnienia, a ona sama odszukała reszty składu porannego patrolu, by jak najprędzej go rozpocząć.
***
Córka Gronostajowego Kroku musiała przyznać, że świeże, leśne powietrze działało na nią naprawdę uspokajająco i pozwalało na chwilowe porzucenie wszelkich trosk oraz zmartwień, jakie ciążyły jej na niebieskim karku. Żurawinowe Bagno, idący na przedzie, nadawał w miarę szybkie tempo, więc uwaga kotki w większości skupiała się na mijanej granicy z Klanem Nocy. Jednak po chwili do uszu żółtookiej dotarł wesoły głos Jarzębinowego Strumienia, która zjawiła się tuż przy boku młodszej.
— Berberys, przyznaj się, podoba ci się mój brat! — zaśmiała się perliście, rzucając jej oczekujące spojrzenie. Zapytaną kocicę z lekka wmurowało; no bo co ona miała niby odpowiedzieć?
— Żywica jest moim najlepszym przyjacielem — ucięła pospiesznie temat, odwracając łeb w przeciwną stronę, by liliowa nie dostrzegła zawstydzenia obecnego w słonecznych oczętach. Starając się zmienić temat, niepewnie zagadnęła. — A tobie się ktoś podoba?
— Co? Dobre mi żarty — odparła rozbawiona arlekinka, jednak szybko odskoczyła od calico pod pretekstem "sprawdzenia jak ma się trening Żołędzia". Berberys postanowiła nie kontynuować rozmowy, lecz powróciła do uważnego obserwowania otoczenia. Gwałtowne poruszenie wśród krzaków nieopodal Płaczącego Strażnika sprawiło, że stanęła w miejscu, wysilając wszystkie zmysły, by zlokalizować ich sprawcę. Niestety, podejrzane szmery nie ustały, więc kocica, uprzednio rozglądając się dookoła oraz upewniając, że żaden z Klifiaków nie zwraca na nią uwagi, skoczyła w kierunku, z którego dochodziły odgłosy.
— Dzik? Dzik, jesteś tam? — zapytała ostrożnie z nadzieją w głosie. Tak dawno nie widziała tej drobnej kluseczki! Co, jeśli faktycznie na nią trafiła? Chociaż miała świadomość, że tym sposobem zdradza swój klan, musiała się upewnić. — Dzik?!
— Czego szukasz na moich terenach, zapchlony parszywcu?! — odpowiedział jej potężny głos, należący do naprawdę masywnego, niebieskiego kocura pokaźnych gabarytów. Nie dość, że był od niej o wiele wyższy to i masą przekraczał wagę calico o co najmniej kilkanaście razy. Spoglądał na nią srogim wzrokiem, gramoląc się ociężałym krokiem w stronę kocicy.
— Myślałam, że byłeś moją starą znajomą — odparła córa Rosomaka, starając się nie okazywać, jaki stres ścisnął jej serducho. Biorąc sporawy haust świeżego powietrza uniosła łeb i spojrzała w żółte oczy kocura.
<Bobur?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz