— Głupia Łapo, wstawaj… — Usłyszał znajomy głos. Wiedział, że to czas.
Zabłąkana Łapa leżał skulony na swoim legowisku, oczy kocura były zamknięte. Wszystko słyszał. Każde słowo, każdy oddech Głupiej Łapy oraz każdy z jej kroków, które coraz bardziej się oddalały. Gdy głos kotów ucichł, ten otworzył swoje mgliste ślepia, zerkając w stronę Brukselkowej Łapy oraz Kosaćcowej Łapy, którzy również znajdowali się we własnych legowiskach.
— Nie ma już jej — wyszeptał, delikatnie szurając ogonem po ziemi, a po upewnieniu się, że wojowników już nie ma, Omen rozsunął mech łapą, odsłaniając zebrane wcześniej zioła. Zwinął je, gdy Jarzębina zabrała go na kolejny patrol jako towarzysza. Akurat natrafili na potrzebne im rośliny, więc grzechem byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Odrobinę mniszka lekarskiego oraz pięciornik. Usłyszał cichy szept Kosaćcowej Łapy, jednak nie zwrócił na to zbyt wielkiej uwagi. Dopiero gdy zauważył, jak młodszy uczeń wychodzi z legowiska, a Brukselkowa Łapa zaraz za nim, ten również ruszył za nimi. Przyczajony kocur obserwował, jak Sosnowa Gwiazda, Jadowita Żmija, Jaskółcze Ziele oraz Głupia Łapa mija się ze strażnikiem, który pilnował wejścia do obozu. Z tej odległości ciężko było mu określić, kim on był… Gdy czwórka kotów zniknęła, kocur przystąpił do działania. Zabłąkana Łapa niechętnie wygrzebał się z legowiska, jako jedyny celowo stając na widoku. Wojowniczce oczywiście to nie umknęło. Kocur zrobił krok do przodu, a po chwili kolejny, powoli kierując się do kotki, co któryś krok pozwalając sobie zahaczyć łapą o kamienie i gałęzie.
— Ktoś tu jest? — zapytał, podnosząc uszy do góry, stojąc w odległość jednego lisa od Zalotnej Krasopani. Kocur wciągnął powietrze nosem dla pokazu, a po chwili ponownie się odezwał. — Ach... Witaj. Mam drobną prośbę... Czy byłabyś w stanie wyprowadzić mnie z obozu, gdzieś w pobliskie krzaczki? Muszę pilnie zająć się moimi potrzebami, a do rana chyba nie wytrzymam! Poszedłbym sam, gdyby nie fakt, że szukając odpowiedniego miejsca, pewnie bym się zgubił — wymruczał w stronę kotki, tępo wpatrując się przed siebie, nie pozwalając na to, aby jego wzrok wylądował, chociaż na jedną sekundę na wojowniczce. Gdy kocica ujrzała ucznia, ta się wyprostowała.
— Och, no jasne, ale nie będziemy odchodzić zbyt daleko. Wciąż jeszcze zagadka z tajemniczym mordercą nie jest rozwikłana, może być trochę niebezpiecznie — miauknęła, wstając z miejsca.
— W takim razie chodź za mną — uśmiechnęła się, lecz po krótkiej chwili przyjęła obojętny wyraz pyska. Przecież uczeń i tak tego nie widział…
Gdy Kosaćcowa Łapa zobaczył, że Zabłąkana Łapa stanął na widoku, serce mu zaczęło łomotać jak szalone! Uczeń zatrzymał się, a otrząsnął dopiero wtedy, gdy srebrny kocur złamał jedną z gałęzi na drodze. Zabłąkana Łapa był w stanie dostrzec, jak młodszy spoglądał na Brukselkową Łapę, która siedziała z tyłu. Kosaćcowa Łapa dał znak ogonem, że mogli przechodzić po kryjomu. Zabłąkana Łapa liczył, że Kosaćcowa Łapa nic nie odwali, a klan ich nie nakryje na ucieczce… Podczas gdy Zabłąkana Łapa odwracał uwagę kocicy, dwójka uczniów zdołała się wydostać z obozu, skutecznie unikając innych kotów.
Minęło trochę czasu od momentu, jak uczeń opuścił obóz z wojowniczką. Po załatwieniu swoich potrzeb, ten wrócił razem z Zalotną Krasopani do obozu, krótko się z nią żegnając, gdy ten odchodził w stronę legowiska. Czas na drugą część planu... Musiał się jakoś wydostać, a jedyną możliwością było przeciskiwanie się przez jeżyny. Nie było to przyjemne zadanie, ale jakoś zdołał to zrobić. Odrobinę siebie poszarpał, ale kto by się tym przjemował... Teraz wędrował w stronę Kosaćcowej Łapy i Brukselkowej Łapy. Widział dwójkę kotów w oddali, a do uszu jego dotarł irytujący głos Kosaćcowej Łapy.
— To co dalej? Mamy czekać na Obłąkańca, aż do nas dotrze czy już ruszamy powstrzymać Sosnówkę i Żmiję? - powiedział kocur, na co Zabłąkana Łapa skrzywił pysk w niezadowoleniu.
— No... A jak emocje? Myślisz, że twoja matka też jest w kulcie? Albo ojciec? Siostra? Zamierzasz coś z tym później zrobić? — Rozległ się drugi głos, który tym razem należał do Brukselkowej Łapy. Z każdym krokiem Omen znajdował się coraz bliżej dwójki, coraz bardziej żałując zgodzenia się na ten plan…
— Szczerze? — rzekł Kosaciec, próbując utrzymać niewzruszoną minę. — Mój ojciec nie skrzywdziłby muchy, więc on raczej odpada. A moja mama i siostra... Cóż... — spojrzał w dół na swoje łapy — Jeśli są... To mam nadzieję, że przekonam je, aby stały po mojej stronie. Nie chciałbym mordować... — skrzywił się — ... rodziny. No, chyba że dla nich więzy krwi nie są tak ważne, jak dla mnie. — Spoglądnął swymi brązowymi, teraz ciemnymi oczami. Uśmiechnął się. — Ale zobaczymy! A jak z twoją rodziną, Brukselko? — odezwał się — Lubisz tego swojego brata, Koperka? Myślisz, że jeżeli moja siostra byłaby w to zamieszana, to on też? Ty chyba masz tylko jego, a o Obłąkańcu i Głupiej nic szczególnego nie wiem. Mam nadzieję, że ten ślepy w końcu do nas wróci po zrobieniu siusiu… — rzucił na koniec kocur. Jeszcze chwila, a ten go rozerwie na strzępy… Dopiero po paru uderzeniach serca dwójka uczniów usłyszała kroki. Był to Zabłąkana Łapa.
— Dobra, udało mi się uciec od tej... Jak jej tam było? Ach, co mnie to... Ważne, że udało mi się ją spławić — mruknął kocur, a następnie poprawił zioła, które trzymał w pysku. Smak ich na jego języku nie należał do przyjemnych. Już zaczynał współczuć Głupiej Łapie. — Co teraz? — zapytał niezręcznie, rozglądając się na boki.
Kosaciec mrugnął parę razy, aby stwierdzić, że to naprawdę Zabłąkany. Z ulgą westchnął, ale słowa go nie uradowały. Kosaćcowa Łapa w odpowiedzi zrobił minę, jakby ślepiec mu pół rodziny obraził!
— Jeśli każdemu nie chce już się siusiu ani kloca... To możemy przypomnieć sobie plany — zaczął. Kocur usiadł i zaczął coś mazać na glebie pazurem u prawej łapy — Zbliżcie się! — miauknął, a gdy Zabłąkana Łapa i Brukselkowa Łapa podeszli wystarczająco blisko, kontynuował. — Jesteśmy teraz w punkcie trzecim. Obudziliśmy się, Obłąkaniec spławił MOJĄ MATKĘ, Zalotną Krasopani — podkreślił wyraźnie słowa ,,moją matkę" i ,,Zalotną Krasopani" — i teraz jesteśmy w lesie. Punkt czwarty to... Eee... Znalezienie tropu Głupiej Łapy! To raczej jedyny trop, bo zapewne nikt z nas nie zbliżył się do tych psychicznych kocic. Piąty, ja się zajmę odwracaniem uwagi tych kotek, a wy pomożecie Głupiej Łapie. Obłąkaniec, wiesz co robić. Siódmy, jeśli mnie dojrzą, Brukselka wskakuje i razem walczymy. Ty, Obłąkańcu, uciekasz chyba z Głupią Łapą w bezpieczne miejsce, najdalej jak możesz. I punkt ósmy, Klan Gwiazdy nas nawiedza i robią magię. A potem wracamy do swoich ciał jakby nigdy nic! Śladami oraz zapachami chyba nie musimy się martwić, Klan Gwiazdy zamaskuje je z pewnością. I punkt dziewiąty, musimy się porządnie... Wykąpać... W wodzie... A potem wracamy do domu! Później wraca Głupia i im wmawia, że to ten zły samotnik zabił przywódczynię i zastępczynię. I to chyba tyle. Jakieś uwagi? — zakończył swój monolog, a Zabłąkana Łapa pokręcił głową zrezygnowany. To będzie ich koniec…
Kocur był w stanie dostrzec, że Kosaciec wcale nie miał planu. Improwizował, mając nadzieję, że wszystko wypali. Część trochę zgadzała się z tym, co mówił gwiezdny kot, a druga zupełnie, jakby Kosaciec znów gadał o Baziowym Kotku, ale z poważniejszą miną, jakby od tego zależało jego życie. W tym czasie skrobał jakieś dziwne linie na glebie, nie wiadomo co przedstawiały, wmawiając sobie, że tak wyglądał plan… Wszyscy umrą.
— Ty masz matkę? — mruknął nagle. Kocur strzepnął ogonem, przy okazji uderzając nim młodszego w pysk. — Może lepiej nie planuj nic... Już wszystko pomieszałeś. To ty i Brukselkowa Łapa macie obić pysk tym wariatką, a ja mam zapchać Głupią Łapę ziołami — prychnął. — Nie stawiaj wszystkiego na gwiezdnych. Wy też musicie się postarać, zapachy same nie znikną, ślady same nie znikną. A myć to ty się możesz w wodzie, ja sam sobie poradzę — dodał.
— Oczywiście, że mam! — odpowiedział Kosaciec. Gdy poczuł uderzenie ogonem prosto w jego twarzyczkę, oddał mu tak samo, ale jeszcze mocniej, spoglądając mu w oczy, widocznie zdenerwowany. Gdy skończył, Kosaćcowa Łapa miał ochotę go rozszarpać. Zachował się jednak do słów. — Ja nie chciałem pomocy od gwiezdnych wcześniej. Nie chciałem na nich polegać! — oburzył się — Najpierw gadacie, że powinniśmy im zaufać, a teraz co!? Czyżby przez ten księżyc Mroczna Puszcza cię pochłonęła!? — zadrwił, mrużąc oczy — Powiedziałem tak, bo Brukselkowa Łapa mogłaby ich wziąć z zaskoczenia, podczas gdy one będą zajęte mną — tłumaczył szybko, a na jego pysku widniał nerwowy uśmiech — Więc co proponujesz? Mamy zrobić to, co ten szalony samotnik!? A w dodatku, dzięki wodzie będziemy czystsi i nie będzie zarzutów, że to my, bo nie będzie od nas czuć odoru tych dwóch kocic! — podniósł na chwilę głos, a potem go ściszył — Poza tym, ty totalnie nie bierzesz tego na poważnie. ,,Zapchać Głupią Łapę ziołami", pff! Po co ty tu w ogóle przyszedłeś, jeśli na jej życiu ci nie zależy!? — zapytał, a potem zaśmiał się nerwowo. — Ach, no tak. Przecież ty nie masz rodziny. Masz nikogo. Jesteś nieczułym, obojętnym kotem! Poszedłeś tu po chwałę, o której nikt się nie dowie czy po ratowanie koleżanki z legowiska, którą zaraz czeka śmierć z łap tej szurniętej kotki!? — rzekł i wstał, po czym wziął głęboki wdech... i się uspokoił. Jakby nigdy do tego nie doszło. Kosaćcowa Łapa spojrzał w górę, a w jego oczach widniał smutek, może i też wstyd. Nie przeprosił, ale ponownie się odezwał. — Zróbmy to, co trzeba i z głowy. Uratujmy Głupią Łapę i zabijmy Sosnówkę, jak i Żmiję. Nieważne, jak to zrobimy; liczy się to, że to zrobiliśmy! — mówił niebywale spokojnym głosem. Uczeń wciąż patrzył w górę z miną, która nie wyrażała silnych uczuć.
Kocur w odpowiedzi tylko prychnął.
— Nie pyskuj do starszych. Chwała jest mi niepotrzebna — rzucił Zabłąkana Łapa. Kocur miał serdecznie dość tego wyszczekanego szczura, jeszcze chwila, a to Kosaćcową Łapę będą musieli ratować, nie Głupią Łapę. — Dla twojej wiedzy, tchórzu, mam rodzinę. Mam dwójkę rodzeństwa, matkę i ojca, ty mysi móżdżku. Starasz się atakować tam, gdzie ma to niby zaboleć najbardziej, a mimo wszystko to ci nie wychodzi. Myślisz, że każdy kot, któremu obojętne jest życie, ma jakieś kompleksy związane z rodziną? Wybacz młody, ale tylko ty je masz. Ja mam kochającą rodzinę. To ciebie matka nie kocha, a siostra traktuje jak wyrzutka. Może twój pusty łeb tego nie rozumie, ale nie każdy ma takie same kompleksy jak ty — mruknął. Mgliste oczy kocura przeskanowały otoczenie, zatrzymując się na Brukselkowej Łapie. — Szkoda słów na niego. Ruszajmy już, bo zaraz będziemy pozbywać się dodatkowego ciała — prychnął, podnosząc zioła, które jakiś czas temu wypadły mu z pyska. Kocur nachylił się nad ziemią, sprawnie odszukując zapach uczennicy i dwóch starszych kotek. — Tam — powiedział, ruszając z miejsca, nawet nie czekając na pozostałą dwójkę.
Kosaćcowa Łapa milczał. Do jego uszu żadna z obelg Zabłąkanej Łapy nie doszła, może jedynie ślina, gdy zaczął bełkotać i pluć swym jadem, co go strasznie irytowało. Nie chciało mu się po pierwsze słuchać takiej osoby, a po drugie mieli coś ważniejszego na głowie. Powiedział, co chciał. Nie będzie pozwalał, aby byle jaki kot próbował mu zaszkodzić, bo był szczery w słowach. Zaczął iść za Zabłąkaną Łapą, a bardziej za zapachem. Obejrzał się przez ramię na Brukselkową Łapę, oczekując na jej reakcję i na jej przyjście.
Gdy wzrok srebrnego spoczął na Brukselkowej Łapie, ta spoważniała i przytaknęła.
— Jasne — mruknęła cicho, starając się ukryć rozbawienie w głosie. W ciszy trójka kotów ruszyła do przodu. Nikt nie miał na tyle odwagi, aby ponownie się odezwać. Atmosfera była gęsta, napięta. Świetnie, mieli współpracować, mieli... uratować Klan Wilka, a zamiast tego się kłócą. Typowe. Brukselka dostrzegła, jak Kosaciec rzuca na nią wzrokiem. Czy doszukiwał się w niej oparcia? Nie po tym, jak kazał jej wykonywać najnudniejszą robotę!
— Słuchaj, młody, stety bądź niestety, uważam, że Omen ma rację. Mieliśmy walczyć ramię w ramię od samego początku, nie możesz nagle spychać mnie gdzieś na bok. Nie podoba mi się fakt, że w twoim planie miałam zostać tylko ostatecznym ratunkiem, gdyby dwie starsze kotki zbyt bardzo skopały ci zad — miauknęła, jej ton, choć nie wskazywał na to, że była ona zła, był chłodny i szorstki. Nie zamierzała stawać po stronie Kosaćca, tym bardziej nie po tym, jak on obślinił jej futro!
Zabłąkana Łapa widział, jak Kosaćcowa Łapa szedł do przodu, jak najszybciej, byleby uciec od innych. Usłyszał również, jak ten szeptał krótkie “Przepraszam”, a po chwili ziewnął ze zmęczenia, kontynuując wędrówkę za zapachem. Kierowali się zapewne tam, gdzie Głupia Łapa miała zostać złożona w ofierze.
Atmosfera nie była przyjemna, mimo wszystko Kosaćcowa Łapa uspokoił się znacznie szybciej niż reszta znanych mu kotów. Zapach Głupiej Łapy ciągnął się dalej, ale z każdym krokiem był on intensywniejszy. Kosaćcowa Łapa na chwilę się zatrzymał, próbując coś usłyszeć. Do jego uszu doszły ciche, kocie dźwięki. Jakiś szelest, ale daleki. Spojrzał się na resztę.
— Jesteśmy blisko — wyszeptał — Może powinniśmy się najpierw zaczaić? I zobaczyć, co się tam dzieje? — zapytał. Spojrzał na Brukselkę — I... chciałabyś ze mną odwrócić ich uwagę, podczas gdy Obłąkaniec będzie zapychać Głupią chwastami? — uśmiechnął się, a w jego oczach widniało zdeterminowanie. Oczekiwał pozytywnej odpowiedzi od Brukselki, a przynajmniej tylko od niej.
— To wy tam się bawcie po swojemu... Odbiję w lewo, aby odnaleźć Głupią Łapę. Przyczaję się w krzakach, a wy odwrócicie ich uwagę — powiedział kocur, sprawdzając wcześniej zebrane zioła, upewniając się, że ma wszystko, co było mu potrzebne do uratowania Głupiej Łapy. Mniszek lekarski i pięciornik... Chyba wszystko miał.
— Powodzenia — prychnął krótko. Nawet nie czekając na ich odpowiedź, kocur ruszył z miejsca, prędko znikając w ciemności. Mógł jedynie cicho liczyć, że wyjdą z tego w jednym kawałku.
[2141 słów; trening wojownika]
<Brukselkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz