Sekrecik wciągnął w nozdrza powietrze, jakby miał zaraz wybuchnąć nową falą złośliwości, ale zamiast tego tylko westchnął i odwrócił wzrok. Co by się nie działo, czuł się związany z kotką tą przeklętą, rodzinną więzią. Podczas gdy ona zdawała się kompletnie głucha na jego wszelkie ostrzeżenia przed złowrogimi zamiarami kremowego kocura, nie potrafił ot tak jej olać i zająć się w pełni swoimi sprawami. O ile miał do roboty coś więcej niż podstawowe obowiązki ucznia.
— Wiesz co... Ty się możesz śmiać, kłapać jęzorem i trzepać ogonem, ile tylko chcesz... Ale gdyby Len cię wystawił, byłbym pierwszym, do którego byś przyleciała się wypłakać — rzucił to niemal mimochodem, jakby mówił o pogodzie. A potem opadł swobodnie na swoje posłanie. — I nawet, choćby mnie ogromnie kusiło, nie wypomniałbym ci wtedy wszystkich głupot, które teraz plączą ci się na języku.
Miłostka stała chwilę w miejscu, przestępując z łapy na łapę.
Zrobiła mu tym nadzieję. Widząc jej skupiony wyraz pyska, uznał, że może pierwszy raz w życiu zacznie myśleć i za moment przyzna mu rację, może nawet pokusi się na jakiś czuły, siostrzany gest, czym pogodzi ich na wszeczasy.
Gdy jednak przeniosła na niego wzrok, błysk w jej zielonych ślepiach zdawał mówić mu coś zupełnie innego.
— On taki nie jest — odparła, wzdychając z udręką. Dziwnym faktem i tak było nie słyszeć z jej strony zbulwersowanych okrzyków. — Nie mam do ciebie sił. Mówię ci jedno i to samo od tylu księżyców, a ty masz uszy zalepione miodem! Nic do ciebie nie dociera — rzekła chłodniej, tupiąc wręcz łapą ze złości.
— Ty mówisz o sobie, tak? — prychnął. — Bo ten opis doskonale oddaje to, co czuję, męcząc się z tobą każdego dnia.
— Już nie wiem, czy zazdrościsz Lnu tego, jaki jest fajny, czy mi, że mam z nim tak dobre relacje. Jak chcesz być jego kolegą, to idź i mu to powiedz. W przeciwieństwie do ciebie nie jest głuchy i głupi.
Zmrużył oczy na absurd tych słów. Nie pierwszy raz sugerowała mu takie okropieństwa.
— Fuj. Nie obrażaj mnie.
— Ty to wszystko zacząłeś. Skoro ci się nudzi, to idź się prześpij, może przyśni ci się w końcu rozum. Może wtedy byłby z ciebie materiał na wojownika, a nie na wypłosza do straszenia kociąt — rzuciła.
Sekrecik zsunął łapę z pyska i wystawił język w jej stronę.
— Mówisz, jakbyś już jutro miała mieć mianowanie, tylko że zamiast na zwiadowcę, to od razu na lidera. — Ziewnął przeciągle. — Jakbyś wcale nie była najbardziej przemądrzałym jeżem w kocim futrze...
— Przynajmniej coś robię. Ty tylko siedzisz, gadasz i się żalisz — stwierdziła. — Poza tym, nigdy nie wiadomo, robię takie postępy w porównaniu z tobą, że lada dzień a opuszczę to legowisko. Nie licz wtedy na rady ode mnie, jak szybciej dorosnąć. W twoim przypadku to proces równie odległy co dalekie jest słońce od nas — skwitowała.
Sekrecik prychnął tak głośno, że Kruszynka — dotychczas drzemiąca na sąsiednim posłaniu — wybudziła się gwałtownie, patrząc niespokojnie to na swojego brata, to na siostrę. Nie raczyła jednak skomentować ich kłótni. Z pewnością do tego przywykła.
— Oczywiście. O byciu tak wspaniałym jak ty, to mogę sobie co najwyżej pomarzyć. O niech los i ta cała Wszechmatka dadzą mi, chociaż możliwość bycia w drobnej części tak niesamowitym jak ty. Każdego dnia budzę się we łzach, bo znów jestem w swoim futrze, a nie twoim.
Miłostka uśmiechnęła się słodko. Aż za słodko. Taki uśmiech zapowiadał tylko katastrofę.
— No to skoro już to ustaliliśmy, możesz zamknąć już pyszczek, bo ci kurz naleci.
Te słowa zakończyła ich kolejną batalię. A przynajmniej na tamten moment, bo w przeciągu dnia zdążyli "skoczyć sobie do gardeł" co najmniej kilka razy. Oczywiście nikt nie ucierpiał na tym, nie licząc uszu tych, którzy mieli nieszczęście znaleźć się w ich otoczeniu.
— Wiesz co... Ty się możesz śmiać, kłapać jęzorem i trzepać ogonem, ile tylko chcesz... Ale gdyby Len cię wystawił, byłbym pierwszym, do którego byś przyleciała się wypłakać — rzucił to niemal mimochodem, jakby mówił o pogodzie. A potem opadł swobodnie na swoje posłanie. — I nawet, choćby mnie ogromnie kusiło, nie wypomniałbym ci wtedy wszystkich głupot, które teraz plączą ci się na języku.
Miłostka stała chwilę w miejscu, przestępując z łapy na łapę.
Zrobiła mu tym nadzieję. Widząc jej skupiony wyraz pyska, uznał, że może pierwszy raz w życiu zacznie myśleć i za moment przyzna mu rację, może nawet pokusi się na jakiś czuły, siostrzany gest, czym pogodzi ich na wszeczasy.
Gdy jednak przeniosła na niego wzrok, błysk w jej zielonych ślepiach zdawał mówić mu coś zupełnie innego.
— On taki nie jest — odparła, wzdychając z udręką. Dziwnym faktem i tak było nie słyszeć z jej strony zbulwersowanych okrzyków. — Nie mam do ciebie sił. Mówię ci jedno i to samo od tylu księżyców, a ty masz uszy zalepione miodem! Nic do ciebie nie dociera — rzekła chłodniej, tupiąc wręcz łapą ze złości.
— Ty mówisz o sobie, tak? — prychnął. — Bo ten opis doskonale oddaje to, co czuję, męcząc się z tobą każdego dnia.
— Już nie wiem, czy zazdrościsz Lnu tego, jaki jest fajny, czy mi, że mam z nim tak dobre relacje. Jak chcesz być jego kolegą, to idź i mu to powiedz. W przeciwieństwie do ciebie nie jest głuchy i głupi.
Zmrużył oczy na absurd tych słów. Nie pierwszy raz sugerowała mu takie okropieństwa.
— Fuj. Nie obrażaj mnie.
— Ty to wszystko zacząłeś. Skoro ci się nudzi, to idź się prześpij, może przyśni ci się w końcu rozum. Może wtedy byłby z ciebie materiał na wojownika, a nie na wypłosza do straszenia kociąt — rzuciła.
Sekrecik zsunął łapę z pyska i wystawił język w jej stronę.
— Mówisz, jakbyś już jutro miała mieć mianowanie, tylko że zamiast na zwiadowcę, to od razu na lidera. — Ziewnął przeciągle. — Jakbyś wcale nie była najbardziej przemądrzałym jeżem w kocim futrze...
— Przynajmniej coś robię. Ty tylko siedzisz, gadasz i się żalisz — stwierdziła. — Poza tym, nigdy nie wiadomo, robię takie postępy w porównaniu z tobą, że lada dzień a opuszczę to legowisko. Nie licz wtedy na rady ode mnie, jak szybciej dorosnąć. W twoim przypadku to proces równie odległy co dalekie jest słońce od nas — skwitowała.
Sekrecik prychnął tak głośno, że Kruszynka — dotychczas drzemiąca na sąsiednim posłaniu — wybudziła się gwałtownie, patrząc niespokojnie to na swojego brata, to na siostrę. Nie raczyła jednak skomentować ich kłótni. Z pewnością do tego przywykła.
— Oczywiście. O byciu tak wspaniałym jak ty, to mogę sobie co najwyżej pomarzyć. O niech los i ta cała Wszechmatka dadzą mi, chociaż możliwość bycia w drobnej części tak niesamowitym jak ty. Każdego dnia budzę się we łzach, bo znów jestem w swoim futrze, a nie twoim.
Miłostka uśmiechnęła się słodko. Aż za słodko. Taki uśmiech zapowiadał tylko katastrofę.
— No to skoro już to ustaliliśmy, możesz zamknąć już pyszczek, bo ci kurz naleci.
Te słowa zakończyła ich kolejną batalię. A przynajmniej na tamten moment, bo w przeciągu dnia zdążyli "skoczyć sobie do gardeł" co najmniej kilka razy. Oczywiście nikt nie ucierpiał na tym, nie licząc uszu tych, którzy mieli nieszczęście znaleźć się w ich otoczeniu.
***
Nie było już z nim aż tak źle. Czasem nawinął mu się pod pazur jakiś drozd albo mysz, a on niezależnie od rozmiaru swojej ofiary, z dumą dorzucał ją do stosu zwierzyny. Szczególne starał się to robić, gdy w obozie znajdowała się jego siostra. Nie, żeby zależało mu na jej uwadze. Liczył po prostu na to, że w końcu obierze Lna za gorszego od niego.
— Ah, to był udany trening — rzucił, jakby od niechcenia, przechodząc obok szylkretki. — Ty też pewnie dzisiaj ładnie pracowałaś. Len mógłby brać z nas przykład — dodał, nie mogąc się oprzeć od wypowiedzenia tych słów.
Miłostka westchnęła ze znużeniem.
— Kiedy zamierzasz skończyć? Z jednej strony próbujesz być miły, ale i tak starasz się mi dowalić. Uspokój się — poleciła powolnie.
Klapnął się obok niej, zadowolony, że kremowego choć raz nie ma w jej otoczeniu. Cień drzew znajdujących się w obozowisku wyjątkowo umilał im ten ciepły i duszny dzień.
— Nie próbuję. To szczere intencje. Bardzo cię szanuję, siostrzyczko — mruknął spokojniej.
— Siostrzyczko? — powtórzyła, o dziwo brzmiąc na rozbawioną. — Braciszku, to ja pierwsza przyszłam na ten świat. Spytaj mamę albo tatę, chociaż źle musi być z twoją pamięcią, bo jestem pewna, że powtarzali to nieraz — upomniała.
— Czy ten krótki czas różnicy między naszymi narodzinami ma aż takie znaczenie? — jęknął. — A może rodzice nas oszukują? Może to ja byłem pierwszy, tylko zobaczyli, że tobie bardziej zależy, więc dla spokoju okłamują cię od dawna? A co jeśli Kruszynka jest najstarsza? — zasugerował nagle.
<Miłko?>
[845 słów]
[przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz