— Tato... Ja to wszystko wiem — westchnął, dyskretnie przewracając oczami. — Tłumaczę ci jednak, że Miłostka to inna kategoria — oświadczył powoli i wyraźnie, aby te słowa w końcu dotarły pod to brązowe futerko okalające czaszkę jego stworzyciela.
— Jeśli masz się za mądrego, powinieneś odpuścić. Upartość nie jest niczym dobrym, gdy nie ma się racji — wyjaśnił mu spokojnie, choć z każdym wypowiedzianym przez syna słowem — niezbyt przychylnie opisującym jego drugą latorośl — zdawał się tracić coraz bardziej nadzieję na ich pojednanie.
Sekrecik wstał na moment, otwierając pysk w geście zaprzeczenia, jednak zaraz to spoczął z powrotem. Zgodnie z wolą swojego staruszka, nie będzie się wykłócał.
— No to wolę być głupi, ale z honorem — stwierdził.
Miodek spojrzał na niego z pewnym zawodem. Nie był zdaniem kocurka na tyle duży, by powinien się tym przejąć. Co by się nie działo, rodzice i tak będą go kochać. W przypadku Miłostki miewał w tej sprawie pewne wątpliwości.
— Wiesz, że nie o to chodzi. Mama nie będzie zadowolona... ani z ciebie, ani ze mnie, jeśli po powrocie do środka nie przedstawisz żadnych wniosków, które powinieneś wyciągnąć z naszej męskiej pogadanki — zauważył, oglądając się za własny bark, w głąb krzewów.
Płowy przytaknął. Ojciec miał znacznie luźniejsze podejście. Mama nie była jakkolwiek zła ani sroga, jednak w jej przypadku, niezgoda między pociechami mogła wywołać smutek. A on nie chciał, by pyszczek mamy zdobił odwrócony uśmiech z jego (choć bardziej to Miłostki) winy.
— Pomyślę nad tym — odparł w końcu. — Przykro mi to mówić tato, ale ty to chyba oblałeś test na rodzicielstwo — rzucił po namyśle.
Czekoladowy powoli zamrugał, zerkając na niego z dezorientacją
— Słucham?
— Powoli i spokojnie. — Wziął głęboki wdech. — Kim jest Miłostka? — spytał z powagą.
— Moją córką, a twoją siostrą? — odpowiedział, bardzo ostrożnie.
Sekrecik pokiwał głową.
— Tak. To też. Ale przede wszystkim jest, tak jak mówiłeś — kotką. Młodą i naiwną. A okrutny świat jest pełen kocurów o złowrogich zamiarach pokroju Lna. Od takich trzeba jej bronić, a nie pozwalać na bliskość — wyjaśnił, wzdychając. — Zawiodłeś mnie, że tego nie dostrzegłeś.
— Skąd ty wiesz o jakimś okrutnym świecie i tych złych kocurach, jak ty ze żłobka nawet nie wychodzisz? — Na ten moment Miodek zdawał się brzmieć na rozbawionego, co było dla młodszego efektem zadowalającym.
— Ciii. — Popukał się delikatnie łapą w czubek łba. — Te uszy umieją słuchać.
Kocur w końcu wstał, patrząc na niego ze słabym uśmiechem.
— Ah, Sekreciku, mama nie będzie zadowolona, że do niczego nie doszliśmy, ale czy też chcemy tracić całe dnie na takie rozmowy? Chociaż udawaj, że coś zrozumiałeś i spraw mamie przyjemność, dobrze? — wymruczał. — Jeśli ty odpuścisz, to Miłostka się dostosuje i będziecie żyć w o wiele lepszej atmosferze.
Point nie zgadzał się z tymi słowami, ale — choć widok na obóz był ładniejszy niż na gałęzie krzewów — nie miał ochoty spędzić tu reszty życia i słuchać w kółko tych samych uwag. Obiecał postarać się zachowywać tak, by Migotka nie urządzała podobnie nudnych pogawędek Miodkowi i z tą myślą wrócili do wnętrza kociarni.
Wymamrotał coś miłego w stronę siostry, bez żadnych uszczypliwości, a po paru chwilach siedzenia od siebie w separacji, kulka mchu stała się ofiarą ich pogoni i kolejnych kłótni.
***
Zdawać by się mogło, że ani on, ani Miłostka, zupełnie nie zmienili swojego nastawienia względem siebie. Różnica była taka, że w ich nowym legowisku nie byli już otoczeni najbliższymi. Rzeczywistość była wręcz zupełnie odwrotna do tego, co mieli kiedyś — panował tu okropny tłok. Nie był pewien, skąd Owocowy Las wytrzasnął sobie taką ilość młodziaków (pomijając kilka specyficznych przypadków) do wytrenowania, ale śmiał wątpić w to, by w innych klanach sytuacja była podobna. Co to za przyjemność, by w najbardziej intensywnym od wysiłku okresie życia, być zmuszonym gnieździć się pośród tylu futer.
Może i nie narzekałby aż tak na swą codzienność, gdyby nie widywał z każdym wschodem słońca tego parszywego, kremowego pyska, który zaraz to całą swoją uwagę kierował na jego niczemu winnej siostrze.
Z początku starał się to ignorować, a swój czas spędzać naprzemiennie z Kruszynką albo innym uczniami. Nieraz też zdawało mu się przytupnąć do ojca, który wiekowo znacznie wybijał się na tle zebranych na gałęziach kasztanowca kotów. Swoją drogą umiejscowienie legowiska na drzewie było dla Sekrecika najbardziej absurdalnym pomysłem, na jaki ktokolwiek mógł wpaść. Nie zawsze wspięcie się do niego wychodziło mu sprawnie, a szczególnie jego łapy zdawały się plątać, gdy gdzieś w pobliżu był Len. Ostatnie, czego sobie życzył, to upokorzenia w jego towarzystwie.
— Nie martwisz się czasem tym, jak rzadko bywa tu Miłostka? — zagadnął pewnego wieczoru ojca, który za dnia, prócz patroli, większość czasu spędzał u boku Migotki.
— Czemuż bym miał? — zdziwił się. — Jest młoda, niech korzysta z życia — mruknął z uśmiechem.
Sekrecik nieznacznie ściągnął brewki. Tatko niczego się nie nauczył od czasu ich rozmowy przed żłobkiem.
— Oczywiście, aczkolwiek powinna mieć do tego bardziej adekwatne towarzystwo — zasugerował. — Nie wiadomo, gdzie ten jej „kolega” ją wyprowadza... A co gorsza, nigdy nie jest pewne, czy któregoś dnia nie zaprowadzi jej do wcześniej wykopanego dołka, nie wepchnie do środka, zasypie i już nigdy więcej nie zoba...
— Mój drogi synu. — Miodek przerwał mu gwałtownie. — Nie sądzisz, że ta wizja brzmi zbyt... nieprawdopodobnie? — podsunął.
— Nie. Czasem należy podjąć się wszelkich środków ostrożności. Jestem tylko zatroskanym bratem, nie powinieneś mnie o nic winić — rzucił spokojniej.
<Tatku?>
[910 słów]
[przyznano 18%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz