— Patrzyłeś na mnie?
Mewa uciekł oczyma gdzieś w bok. Po chwili ociągania pokiwał niepewnie głową i wydął dolną wargę. Westchnęła. Najchętniej tupnęłaby łapą i strzeliła focha, czując, jak powoli traci chęci.
— W takim razie, jeszcze raz, bo ci nie wierzę — miauknęła w końcu, przygarniając ucznia do siebie łapą.
Pisnął zaskoczony. Zanim zdążył się zachwiać i wpaść do wody przytrzymała go za sierść na karku, delikatnie, ale stanowczo kierując jego głowę w stronę wody. Cofnęła się o krok i stanęła obok niego, upewniając się, że tym razem patrzy się na nią i na rzekę, a nie chmury. Poczekała cierpliwie, aż jakaś drobna rybka przypałętała się na płyciznę, i ponownie zaprezentowała ruch synowi.
— Teraz twoja kolej — uczeń spojrzał na nią niepewnie — Chodź, pomogę Ci.
***
Śnieg ciągnął się w dal, aż po horyzont. Zmrużyła brwi. Jedyne, co przerywało biel, to pas brzozowych i dębowych drzew. Słońce nie zdążyło jeszcze całkowicie wzejść, ciesząc jej oczy. W końcu nie odbijało się od jasnego puchu, nie przywoływało mroczków i kolorowych blasków światła za jej powieki.
Brnęli w ciszy, w stronę lasu przed nimi. Jeszcze poprzedniego dnia, wieczorem, Spieniona Gwiazda podeszła do niej z prośbą o poprowadzenie kolejnego ze specjalnych patroli wraz z dwójką kotów jej wyboru. Prędko z jej języka uciekły dwa imiona, jedno starszego syna, drugie młodszego. Już następnego ranka, obudzona, zanim zrobiło się jasno, stanęła z nimi na ośnieżonym polu. Wiatr szarpał jej futrem.
Jej oddech przyspieszył, drobne ciało upadło pod jej łapy. Łaciata sierść prędko pokryła się czerwienią. Spanikowane oczy złączyły z nią spojrzenie; wzdrygnęła się, chciała cofnąć, ale jej łapy protestowały. Reszta patrolu zamarła w bezruchu. Widziała ich kątem oka, niewyraźny wzrok skupiając jednak na samotniczce i szkarłacie otaczającym jej głowę niczym aureola. Przełknęła z trudem. Przypominało jej to Kruczy Szpon oraz jej brata... A przecież od tamtego wydarzenia minęły już cztery sezony. Zamrugała, gdy Czereśniowy Pocałunek podeszła bliżej, nadal ubrudzona własną krwią, i trąciła nieznajomą nosem-
— Mamo? Idziemy dalej? — Ikra przysunął się do niej o krok bliżej i musnął jej policzek swoim — Czy coś nie tak?
Ocknęła się, nawet nie notując momentu, w którym jej myśli zaczęły gdzieś odpływać. Jej łapy zaczęły sztywnieć z zimna. Odwróciła głowę w stronę orientala i uśmiechnęła się lekko, kręcąc głową. Wojownik odwzajemnił gest, z iskrą w oczach, ale i także nutką zmartwienia. Nie zwróciła na to uwagi.
Zagłębili się między drzewa. Było tu nieco ciemniej, ale udało jej się nie wpaść na nic i nikogo. Nie przemyślała wcześniej kierunku ich patrolu, więc wybrała losowy. Cisza przerywana tylko bablaniną Mewiej Łapy... Jeżeli miała przyznać, nie skupiała się za bardzo na otoczeniu. Dopiero, kiedy dobiegł do niej szelest, którego nie spowodował żaden z jej towarzyszy, kazała mu ucichnąć na moment. Stanęła, spięta, spoglądając w kierunku dźwięku.
Oderwała łapy od ziemi i cofnęła się o krok. Spieniona Gwiazda zaczęła pocieszać zszokowaną Nimfie Zwierciadło, której ogromne oczy wbiły się w szyję nieznajomej. Wymieniły ze sobą parę słów, coś o pochówku, coś o twardej ziemi... Orientalka podeszła bliżej, drżenie ogona ledwo widoczne. Już po chwili łaciate ciało znikło, zakopane pod śniegiem. Łodyżka czerwonych jagód położona na grobie-
Zza krzaków nie wychyliło się nic ani nikt. Ponownie nastała cisza, wiatr szarpał gałęziami drzew. Otrząsnęła się. Straszy z synów podszedł bliżej, delikatnie stawiając łapy. Nie zatrzymała go, gdy wsadził pysk między krzewy. Wstrzymała jednak oddech.
— Nikogo tu nie ma.
Rozluźniła łapy. Mewa wychylił się zza jej boku; oboje podążyli wzrokiem za wiewiórką, która zbiegła z drzewa. Zdradliwe zwierzę.
— To dobrze — słowa wyrwały się z jej pyska — Znaczy, właściwie to niedobrze. Chyba jestem przewrażliwiona — bąknęła.
Lśniąca Ikra cofnął się z powrotem do grupy. Posłał mamie zamyślone spojrzenie, na które odpowiedziała podniesioną brwią. Po chwili wydął policzki i strzepnął ogonem.
— Ah, prawie o tym zapomniałem — odchrząknął — Jeszcze nie miałem okazji rozmawiać z Czereśniowy Pocałunkiem... Ale wyglądała na przygnębioną.
— Biedna, na pewno nie spodziewała się takiego niefortunnego obrotu spraw — dreszcz przebiegł wzdłuż jej grzbietu — Ale była dzielna. Zdobyliśmy... W miarę dużo informacji.
— Chociaż tyle, że nie straciła ucha na marne — skrzywił się — Dziwnie to zabrzmiało.
— Straciła ucho? — żółte oczy Mewy pojawiły się tuż przed jej pyszczkiem — Jak? Odpadło? Nie będzie teraz słyszeć?
Mimo woli parsknęła cicho. Buzia ucznia zaczęła zamieniać się w podkówkę.
— Będzie słyszeć, głuptasie. Nie ma tego fragmentu, o tutaj — wskazała to miejsce na własnym uchu.
— A mi ucho nie odpadnie, prawda? — jego ślipia rozszerzyły się bardziej, nieco w panice — Prawda?
— Twoje uszy są bezpieczne — mruknęła — Dopóki nie będziesz pakował się w żadne bójki, to zostaniesz w całości.
Mewa pokiwał powoli głową. Zmarszczył brwi i przyjrzał się jej pyszczkowi.
— Mamo, a ty pakowałas się w bójki?
— Nie przypominam sobie — odpowiedziała niepewnie — Dlaczego?
— No bo patrz, masz taki znaczek na nosie. Bliznę — podniósł łapkę i pacnął nią dokładnie to miejsce — Tutaj.
Odruchowo cofnęła głowę i zamrugała parę razy.
— Wiem, że tam jest — odpowiedziała z nutką suchości w głosie. Nie chciała teraz myśleć o jej historii — Nie walczyłam z nikim, jest już dosyć stara... Ktoś kiedyś bardzo się na mnie zezłoscił, i oto proszę — skrzywiła się — Ale pamiętającie, tak nie robimy. Nigdy nie krzywdzimy kogoś, dlatego, że nas wkurzył. Zrozumiałe?
Poczekała, aż uczeń przytaknie. Podniosła brew na brak reakcji że strony Ikry. Kocurek przełknął ślinę i zgodził się pod jej uważnym spojrzeniem.
— Wiem o tym, mamo.
— Bardzo się z tego cieszę.
***
Mewi Puch. Według niej brzmiało ładnie, uroczo. Nie jak wojownicze imię, ale tu musiała się z synem zgodzić - na wojownika także nie wyglądał. Nie zachowywal się, także... Nadal widziała go jako małego, nieporadnego brzdąca. Może coś w tym było.
Nie zważając na to, była dumna. Udało się jej nauczyć go tego i owego, nawet mimo niechęci. Raz z jej, raz z jego strony. Utuliła go, siarczyście wycałowala główkę. Pogratulowała. Nowomianowany mruczał głośno, ona także. Teraz wszystko się ułoży.
<bagieta?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz