Przez zaistniałą sytuację z medykami nie była w stanie zmrużyć oka. Zamiast spać, czuwała, reagując na każdy ruch czy dźwięk rodzeństwa i babci. A gdy któryś z medyków zaglądał do kociarni, czmychała w kąt, mając nadzieję, że ci jej nie dostrzegli. I tak egzystowała do ceremonii mianowania na uczniów. Brzęczkowy Trel dołożyła wszelakich starań, aby wnuczęta dobrze się prezentowały, lecz nic nie mogła poradzić na zaczerwienione oczy Szanty i swego rodzaju foch wymalowany na mordce kocięcia. Poza tym szylkretka była drażliwa na każdy głośniejszy dźwięk i karcące uwagi padały z jej małego pyszczka niemal co chwilę, gdy któreś z rodzeństwa zachowywało się za głośno. Gdy nie miała nic według niej ważnego do powiedzenia, milczała, odwracając głowę w przeciwną stronę do rozmówcy.
– Po ceremonii masz udać się do medyków. Słyszysz mnie, Szanta? – Ton głosu babci, mimo że wyrażał troskę, był ostry. Szanta wlepiła w cynamonową kotkę szeroko rozwarte oczęta i nimi zamrugała, robiąc minę sugerującą, że nie rozumie, co do niej babcia mówi. Starsza westchnęła, żartobliwe grożąc, że jeśli się do nich nie uda, to zostanie w żłobku do końca swego życia i zostanie Wiecznym Kociakiem. Cóż, Szanta, zamiast zaprzeczyć, zaczęła zastanawiać się, czy ta rola nie byłaby jej na łapę. Nie musiałaby polować, jej futerko nie brudziłoby się od ziemi, a przede wszystkim nie męczyłaby się na treningach. Zamiast przynosić starszym jedzenie, to jej by przynosili. Królowe dbałaby o jej futerko, rozpieszczając ją, a ona miałaby całe dnie na analizy. Same plusy na pierwszy rzut oka. Ale inne kocięta i młodzi uczniowie, z którymi się wychowała, śmialiby się z niej. Ukryte minusy.
Zawsze mogła zostać wiecznym analizującym kociakiem. W takiej roli na pewno by się spełniła.
– Dobrze babciu. – rzuciła krótko
Ceremonia mianowania uczniów wyglądała tak jak każda ceremonia. Królicza Gwiazda poprosił o wystąpienie po kolei potomstwo Cykoriowego Pyłku. Cała czwórka została mianowana na uczniów wojownika. A na dodatek Szanta otrzymała na mentorkę samą zastępczynię. Czuła swego rodzaju dumę, wiedząc, że dzięki posiadaniu mentorki na tak wysokiej pozycji na pewno sama zaliczy swego rodzaju niewidzialny awans w klanie. W końcu poza byciem koleżanką kociąt aktualnego lidera starała się również wcisnąć do grupy kociąt, którymi przewodziła córka jej mentorki i zastępczyni. W końcu fajnie było być częścią grupy tych fajnych kociaków. No i z tego co mówiła czekoladowa "liderka", kiedyś ona zostanie liderem, jak już wybierze ją jej mama, więc miała przyjemność znać same szychy i to mając zaledwie parę księżyców. Można by rzec, że wygrała na loterii.
W końcu faktycznie udała się do medyków, gdy po powrocie do obozu z treningu dostrzegła grożącą jej łapą babcie. Tym razem widząc na wejściu Motylkową Łapę, zdecydowała się ominąć ją szerokim łukiem, w obawie, że kotka poczęstuje ją znowu kocimiętką. Co prawda szylkretka lubiła zapach rośliny, jak i jej wygląd, ale nie podobało jej się to, że jej język się rozwiązywał. Dlatego też skierowała się do Skowroniego Odłamka, mając nadzieję, że kocur nie zechce zadrwić z umyślnej "niemowy". Leżąc na posłaniu wysłanym króliczą skórą i pachnącymi ziołami, przyglądała się pozostałym kotom przebywającym na parterze Skruszonej Wieży. Plotki, nazwy roślin i inne informacje zalewały umysł kotki. Niektóre wlatywały jednym uchem i wylatywały drugim, inne wryły się w jej mózg. W końcu starszy brat "liderki" zbliżył się do młodej uczennicy i przyniósł zioła na bezsenność.
– Dziękuję.
Wyleczeni: Szanta
[540 słów - trening wojownika]
[przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz