Zwiadowczyni nie spodziewała się jednak, że właśnie w tym momencie kocię zwróci swoją uwagę w jej stronę.
— Pani jest taka piękna! Mam dla pani prezent! — zawołała Jeżyna, szybko podbiegając do starszej i upuszczając dzieło przed jej łapami.
Szylkretka zamrugała powiekami, zaskoczona.
— Och, dla mnie? — powtórzyła z nutą zainteresowania w głosie. — A z jakiej to okazji?
Ślepia koteczki rozbłysły.
— Z takiej, że ma pani naprawdę śliczne futerko, które idealnie pasuje do mojego wianka! — wyjaśniła z dumą. — To on panią wybrał.
— Jestem zaszczycona — zaśmiała się tortie. — Ale wiesz co, tobie też z pewnością by pasował. W końcu kolorystycznie nie różnimy się od siebie aż tak bardzo — zauważyła, wskazując na sierść młodszej. — Tak samo jak ja, masz bure umaszczenie. Inny odcień, to prawda, ale nadal podobny. Ja mam na sobie pomarańczowe plamki, a ty oczy tej barwy. Myślę, że wyglądałabyś w nim równie świetnie!
— Naprawdę pani tak uważa? — Jeżyna z zadowoleniem przyjrzała się swojemu futerku, podczas gdy starsza kiwnęła głową. — Wianek, tak czy siak, należy do pani!
Na pysk Mirabelki wkradł się rozczulony uśmiech. To pierwszy prezent, jaki dostała, od czasu opuszczenia żłobka.
— Dziękuję, miło mi. — Podniosła wieniec z ziemi i z precyzją ułożyła go na swojej głowie. — I jak się prezentuje?
Koteczka przed nią omal nie podskoczyła.
— Świetnie!
Zwiadowczyni musiała przyznać, że w swoim nowym wyglądzie czuła się bardzo dobrze. Gdyby tylko nie krótka żywotność zerwanych roślin, to kto wie, może noszenie wianków stałoby się nawet jej cechą rozpoznawczą?
Na ten moment jedno było pewne – podarek od Jeżyny będzie nosić tak długo, jak to tylko możliwe.
***
Odkąd odnaleziono ciało Kamyczka, w Owocowym Lesie panowała szalenie napięta atmosfera. Każdy zdawał się mieć własną teorię na temat tożsamości zbrodniarza i jego motywacji. Samej Mirabelce przechodziły przez głowę setki pomysłów, wraz z upływem czasu tylko gorsze. Widziała jednak ile emocji i zamieszania wywoływało samo dzielenie się swoimi przypuszczeniami na forum, dlatego trzymała język za siekaczami. Najgorszy dla niej był pogląd Orzeszka, któremu z zaskakującą łatwością przyszło szkalowanie imienia niedawno zmarłej kotki oraz nagłe podawanie się za eksperta w naukach o Wszechmatce, jednocześnie tworząc sprzeczne z tą wiarą wytłumaczenia. Spekulacje Bukszpana i Ambrowiec z kolei… wzbudzały w niej silny lęk. Nie miała możliwości sprawdzenia, czy to, co mówią, jest prawdą, ale uzasadniali swój punkt widzenia na tyle szczegółowo, że na razie nie miała powodów, aby im nie ufać.
Jednak jeszcze nie wszystko było stracone. Na tę chwilę nie mogli określić, kto stał za tym wszystkim, ale jedno mogli stwierdzić na pewno – sprawca umyślnie próbował ich między sobą skłócić, zdezorientować. I do tej pory wychodziło mu to zatrważająco doskonale. Dlatego sama z determinacją próbowała uświadomić resztę, że zamiast dzielących społeczność dyskusji, powinni wszcząć realne działania w celu dorwania tego psychopaty.
— Uważaj!
Pogrążona w swoich myślach, o mało co nie wdepnęła w ptasie fekalia.
— O fuj! Dziękuję Jeżyno — zwróciła się do towarzyszki patrolu, na co ta posłała jej wzrok mówiący „nie ma sprawy”.
Właściwie to Mirabelka chętnie usłyszałaby, co bura ma w tej sprawie do powiedzenia. Była jedną z bardziej rozgarniętych osób, miała kontakt z wyraźnie dotkniętymi sytuacją Czereśnią i Skałką. Może miała przez to dokładniejszy pomysł, jakie działania najlepiej byłoby podjąć, od czego zacząć?
— Powiedz mi — zaczęła, stopniowo ściszając głos — co sądzisz o tej całej sprawie? Tej… z Kamyczkiem. — Zerknęła na z niepokojem. — Wydajesz się rozsądną partnerką do chłodnej rozmowy na ten temat.
<Jeżyno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz