Odwrócił się ospale na drugi bok, a gdy i to nie pomogło, kocię otworzyło jedno zielone ślepie, leniwie wpatrując się w powolnie unoszący się, a potem opadający bok swojego brata. Przez umysł przeszła mu chęć obudzenia go, lecz zawahał się, finalnie tego nie robiąc. Jakież miał szczęście! Bok mamy doskonale go osłaniał przed okrutnym światłem, przynosząc poczucie bezpieczeństwa.
Podniósł się delikatnie ze swojego miejsca, starając się nikogo nie obudzić. Łapkami wymanewrował tak, że nie nadepnął na śpiących, choć był bliski temu. Zaczął spozierać naokoło - prędko dostrzegł parę liści, które rozłożone były nierównomiernie, a kolory, jakie przynosiły ze sobą, wprawiły Zajączka w konkretny zachwyt. Zefirek, jaki wdarł się do nory, poruszył jego uszami, podnosząc je powolnie. Futerko uniosło mu się, wyglądał teraz jak taki jeżyk.
Przez parę uderzeń serca zastanawiał się, czy ktoś nie zauważy jego porannej aktywności, ale gdy nikt nie zareagował, uśmiechnął się pod nosem, następnie podszedł do jednej ze ścian ostrożnie, podskakując z ogonkiem uniesionym wysoko. Poruszył wąsikami, czując delikatne drżenie w powietrzu. Wyglądał prawie niczym taki zając, który przemierzał z radością łąki, doszukując się przyjemnego ciepła oraz przypływu adrenaliny spowodowanego nagłym biegiem, uspokajającym, a także przypominającym o wolności i dzikości, jaka im towarzyszyła. Różnica była taka, iż on robił to z dużo większym spokojem, nie musiał przed nikim uciekać.
Chwycił szeleszczący przedmiot w pyszczek, przygryzając go lekko swoimi igiełkami. Poczuł chrupnięcie wewnątrz, jednak nie zniechęciło go to. Pognał lekkim truchtem w kierunku kąta legowiska, wciskając tam swój skarb. Zależało mu na tym, by ładnie ozdobić żłobek. Bo w końcu kto to zrobi, jeśli nie on? Była to niezwykle spontaniczna decyzja, acz nie żałował jej. Teraz będzie tu dużo ładniej! Tak... przyjemniej. Nawet jeśli dla karmicielek jeden liść w tę, czy we w tę nic nie robił, dla niego zmieniał naprawdę wiele.
Poruszył wąsikami z zadowoleniem, przypatrując się swojemu dziełu. Nie planował tego nadto jednakże podobał mu się. Może należało zająć się czymś jeszcze? Tylko czym? Mały element drzewa zaintrygował go, ale on już miał wybraną przestrzeń. Teraz należało doszukać się czegoś jeszcze. Czegoś nowego, temu też przydzieli odpowiedni róg.
Zielone spojrzenie wylądowało na piórku - nie dojrzał go wcześniej. Zajączek raz jeszcze podreptał bezszelestnie do upodobanego przedmiotu. Przesunął je łapką, czując, iż jest bardzo mięciutkie. Jego ogonek uniósł się radośnie, a on sam poczuł nietypową satysfakcję z takiego znaleziska. Tworzyło to niezwykle ciekawy dla niego kontrast do elementu natury, z którym miał do czynienia przebłysk temu.
Westchnął z zachwytem, nie mogąc nacieszyć się znaleziskiem. Kąciki pyszczka wykrzywiły się w szczerym uśmiechu, a w oczach zatańczyły iskierki. Sierść na karku nastroszyła się jedwabnie, a poduszki łap wgniotły nieco konkretniej w grunt, nie zostawiając większego śladu po sobie - spowodowane było to tym, iż kremus nie ważył wiele, ani nie naciskał mocno. Nie miał pojęcia, do kogo należała ów zguba, jednak jeśli nikt na niego nie krzyczał za sam fakt dotykania jej; oznaczało to, że nie należała do nikogo albo właściciel był nieobecny.
Ostrożnie chwycił szarawe pierze w ząbki, drepcząc w kierunku mamy i odpoczywającego brata. Wetknął sierpówcze znalezisko w legowisko kotki opiekującej się nimi, by się nie zgubiło. Następnie wycofał się jakby w sposób zachęcający karmicielkę do podążania za nim. Nie na tym mu zależało. Spojrzał w stronę wejścia do wgłębienia, wiedząc, że nie powinien się tam zbliżać. Był na to za mały. Jego ciekawość ścierała się z poczuciem obowiązku, ale ostatecznie odwrócił wzrok, przekonany, że lepiej pozostać na miejscu. Nawet jeśli świat na zewnątrz go intrygował, wiedział, że mama nie byłaby zadowolona. Westchnął cicho, czując lekki niepokój. Czy faktycznie coś mogłoby mu się tam stać? Słyszał wiele historii o niebezpieczeństwach, ale starał się nie dawać im za bardzo wiary. Czasem tylko myśli same napływały do głowy, jakby podsuwały mu możliwe zagrożenia.
Nastroszył ogonek dzielnie, co teraz należało wykonać? Przestawił skarb, by wskazywał dach żłobka, a potem odbił się na drugi kąt jamy. Gdyby ktoś mu to zepsuł, nie czułby większego żalu. Nie zapowiadało się na to, by ktokolwiek miał w planach mu cokolwiek rujnować; był za to wdzięczny.
Ciekawe, kiedy obudzi się Zajączek? Może poukładałby razem z nim wszystkie te rzeczy innych kotów? Może wcale nie należały do kogoś, a jedynie przypadkiem przywiało je do żłobka? Zielonooki nie mógł się zdecydować, na czym najpierw powinien się skupić. Miał ochotę wyjść z nory, aczkolwiek miał pewność, że mama nie byłaby z tego powodu zadowolona - mogło mu się coś stać, czego nikt nie chciał.
Wzdrygnął się, gdy do główki przypłynęły mu straszne obrazy przedstawiające jego nieruchome ciało - spadł z drzewa, ostatnie podrygi oznaczały, iż za niedługo jego cierpienie się skończy, a on wyzionie ducha, dołączając do gwiezdnych przodków.
Pokręcił główką nagle, odganiając te straszliwe skojarzenia. Skąd się w ogóle brały? Będzie musiał mniej podsłuchiwać innych. Potem będzie się bać w nocy, a przecież nikt za niego nie odeśpi! Musi spać, bo inaczej nie urośnie, czyż nie? Przecież jest bezpieczny tutaj, przy swojej rodzinie. Wcale nic złego mu się nie stało, zatem te obrazy nie miały większego sensu.
Odwrócił główkę, przechylając ją nieznacznie. Obiło mu się o uszy - ścieżka do zewnętrznego wejścia była stroma, a także zdradliwa. Pręgus czasami ciekawił się, jak ciężko byłoby mu się nią przedostać. Czy urwaliby mu za to uszy? Czy zastanawianie się nad takimi rzeczami nie było przypadkiem stratą czasu? Prędzej czy później będzie mu dane postawić tam łapę, ale nie dziś. Dzisiaj czekało go układanie wszelkich bzdetów, hojnie rozsianych po wgłębieniu, jakie zamieszkiwał. Miał ochotę kogoś zaczepić, ale nie wiedział kogo i czy nie wywołałoby to u któregoś z kociąt irytacji. Mógłby nietaktownie dobrać słowa, co za tym idzie; może nawet i narobić sobie wrogów. Wiedział, że jeśli nie spróbuje, to się nie dowie, ale jak się za to w ogóle zabrać? Czy naprawdę potrzebował towarzystwa innych, by w pełni zadowolić się swoim wolnym czasem, jaki powinien poświęcić na dowiadywanie się o kodeksie wojownika, a także innych najważniejszych dla kotów Klanu Klifu sprawach? Może wypadałoby podpytać mamę o gnębiące go pytania. Ona na pewno znałaby na nie odpowiedź...
Zawrócił, kierując się teraz do miejsca, z którego wyruszył. Miał chęć zrobić tak wiele rzeczy, a nie był w stanie zdecydować się na jedną konkretną. Westchnął raz jeszcze, nie mogąc już znieść tego uczucia. Wyglądało to dosyć komicznie, usłyszał nawet cichy chichot, ale nie był w stanie znaleźć nadawcy takowego gestu. Futerko zjeżyło mu się, wyglądał obecnie na większego, niż był w rzeczywistości. Ziewnął jeszcze raz i przeciągnął się, układając łapki pod siebie. To sprawnie wyeliminowało dziwne ukłucie, jakie do niego dotarło. Może powinien się jeszcze przespać, co by tu więcej porobić... Uśmiechnął się do siebie, próbując znaleźć zajęcie, które sprawiłoby mu radość bez zakłócania spokoju innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz