Słońce świeciło wysoko na niebie, wyraźnie oznajmiając, że właśnie nadeszło południe. Koty ochoczo wychodziły z obozu, ciesząc się ciepłem dnia, podczas gdy inne wracały, nieco naburmuszone, że nie mogły dłużej korzystać z pięknej pogody. Pietruszkowa Błyskawica obserwowała to wszystko z wysokiej półki, tuż nad legowiskiem wojowników. Machnęła ogonem, a potem radosnymi susami zeskoczyła na ziemię. Jej promienny uśmiech, który niemal zawsze zdobił jej pysk, znów rozjaśnił jej oblicze. Przemknęła między kotami, witając się z każdym po drodze i życząc im miłego dnia. Nawet najbardziej gburowaty wojownik nie mógł się oprzeć jej pozytywnej energii i chociaż na chwilę odwzajemniał uśmiech. Kotka wskoczyła do legowiska uczniów i niemal od razu wyłapała wzrokiem swojego podopiecznego.
— Gąsienicowa Łapo, czas na trening! — miauknęła do kocura, który właśnie mył swoje futerko na posłaniu.
Na jej słowa Gąsienicowa Łapa podskoczył jak oparzony i z radosnym uśmiechem wybiegł z legowiska. Ruszyli w stronę wyjścia z obozu, ale zanim zdążyli wyjść, ktoś zastąpił im drogę. Była to Źródlana Łapa — kotka o jasnoniebieskim futrze i błyszczących, żółtych oczach. Przyjaźnie się uśmiechała, a po chwili odezwała się uprzejmym tonem:
— Dzień dobry, pani Pietruszko! — posłała też krótkie mrugnięcie w stronę Gąsienicowej Łapy, który lekko się zmieszał pod wpływem jej zachowania.
— Miałabym pytanie, jeśli to dobry moment.
Pietruszkowa Błyskawica rozpromieniła się jeszcze bardziej i poruszyła wąsami zaskoczona. Była lubiana w klanie, ale rzadko ktoś przychodził do niej z pytaniami — zwłaszcza tak młody kot!
— Witaj, Łuno! — uśmiechnęła się ciepło. — Jasne, pytaj śmiało!
— Idziecie teraz na trening? — zapytała Źródlana Łapa. Gąsienicowa Łapa kiwnął głową na potwierdzenie.
— W takim razie… chciałam zapytać, czy mogłabym się do was dołączyć, jeśli to nie problem. Słyszałam, że bardzo lubi pani wspinać się na drzewa, a ja bardzo chciałabym się tego nauczyć!
Pietruszkowa Błyskawica zamrugała kilka razy, zerkając na swojego ucznia w poszukiwaniu sprzeciwu. Gąsienicowa Łapa nie wyglądał na zachwyconego faktem, że będzie musiał dzielić się mentorką… a jednak w jego oczach błyszczało podekscytowanie na myśl o treningu z innym uczniem. Zanim Pietruszkowa zdążyła odpowiedzieć, Źródlana Łapa pośpiesznie dodała:
— Nie mogę wyjść sama z obozu — przypomniała — Byłam już dzisiaj na treningu z panią Bożodrzew, ale wcale nie jestem zmęczona! Myśli pani, że drzewa nie są już oblodzone?
Pietruszkowa Błyskawica poruszyła ogonem w geście zamyślenia. Wojownicy często zabierali na treningi nie tylko swoich uczniów. Poza tym była pewna, że Bożodrzewowy Kaprys nie miałaby nic przeciwko — w końcu Pietruszkowa Błyskawica była jednym z najlepiej wyszkolonych wojowników. A jej wiedza na pewno mogłaby się przydać młodej Źródlanej Łapie.
— Jasne, że możesz iść z nami! — zamruczała Pietruszkowa Błyskawica, spoglądając z entuzjazmem na młode koty. — Co do drzew, to nie jestem pewna. Zobaczymy na miejscu. A jak coś, to po prostu zapolujemy.
Nie martwiła się tym, że będzie musiała pilnować dwóch uczniów. Źródlana Łapa była opanowana, a Gąsienicowa Łapa… cóż, on potrafił trzymać się w odpowiedniej odległości od grupy.
— Dziękuję, pani! — zamiauczała Źródlana Łapa i zamrugała, wyczekując wyjścia.
Pietruszkowa Błyskawica machnęła ogonem i ruszyła do wyjścia. Po drodze minęła się z Melodyjnym Trelem, dlatego zatrzymała się na moment i czule polizała ją w bark. Starsza wojowniczka głośno zamruczała, odwzajemniając gest. Następnie zerknęła na swojego syna i delikatnie przejechała ogonem po jego barkach, chcąc dodać mu odwagi. W końcu koty opuściły jaskinię.
Wspięły się po zboczu, gdzie Pietruszkowa Błyskawica na chwilę się zatrzymała. Wiatr szarpał ich futra, ale mimo to stały niewzruszone. Wojowniczka wbijała wzrok w tereny Klanu Klifu z dumą w oczach. Szybko jednak zauważyła, że Gąsienicowa Łapa za czymś węszy. Chrząknięciem przywołała go do porządku, po czym ruszyła w stronę lasu.
Ziemia była już miękka, a śnieg niemal całkowicie stopniał. Tu i ówdzie dało się dostrzec krokusy i przebiśniegi, przebijające się przez zgniłe poszycie lasu.
W końcu cała trójka zatrzymała się przy jednym z drzew. Pietruszkowa Błyskawica wysunęła pazury i jednym, płynnym ruchem wskoczyła na pień. Wspięła się wyżej, po czym z gracją zeskoczyła na ziemię.
— Drzewa są w porządku — oznajmiła. Następnie spojrzała na Gąsienicową Łapę. — Już raz wspinałeś się na drzewa. Powiedz, co pamiętasz?
Kocur spuścił wzrok na swoje łapy, wyraźnie zawstydzony.
— Em… no, to jakby… — zaczął niepewnie.
— Spokojnie, nic się nie stało — przerwała mu łagodnie. — Powtórzymy to jeszcze raz. Możemy ćwiczyć tyle razy, ile będziesz potrzebować.
Podniosła łapą jego pyszczek do góry, zmuszając go, by na nią spojrzał. Gąsienicowa Łapa uśmiechnął się słabo, ale skinął głową.
— Dobrze, więc wspinając się na drzewa, ważna jest praca całego ciała — zaczęła tłumaczyć Pietruszkowa Błyskawica. — Pazury muszą łatwo się wysuwać i chować. Najlepiej jest odbić się od ziemi i skoczyć na pień, chwytając się go mocno. Następnie trzeba oprzeć ciężar na tylnych łapach i wybić się w górę, wcześniej chowając pazury. Wspinamy się ruchem do przodu i w górę, co jakiś czas ponownie wbijając pazury w korę.
Przerwała na chwilę, biorąc oddech, a potem kontynuowała:
— Jeśli chcecie wejść na gałęzie, możecie albo podciągnąć się na nie od dołu, albo podejść od góry i delikatnie na nie zeskoczyć. Zejście z drzewa jest trudniejsze. Oczywiście można po prostu skoczyć na ziemię, ale jeśli wolicie bezpieczniejszą metodę, to najlepiej schodzić tyłem — puszczając korę i łapiąc się jej na zmianę.
Pietruszkowa Błyskawica rozejrzała się po uczniach i lekko przekrzywiła głowę.
— Jakieś pytania? — zapytała, gotowa do dalszych wyjaśnień.
<Źródlana Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz