— Phi! Lepsze krzywe łapy niż taki krzywy pysk i jęzor, jak twoje! — syknęła. Złość wylewała jej się wręcz uszami, a gdyby mogła, to wyrwałaby mu te głupie wąsy. — Masz szczęście, że umiem się hamować, bo inaczej już byś był taki łysy, jak Pani Cierń! A własnymi pazurami bym cię tak załatwiła!
— Ta! Mhm! — wyszczerzył się krzywo Sekrecik, pokazując jasne kiełki. — Ledwo umiesz odciąć ptaku piórko, a co dopiero takie coś. Siły masz w sobie jak żuk... Ba! Nawet mniej, bo one potrafią toczyć naprawdę duże ciężary.
— Żeby ja zaraz ciebie nie potoczyła! Wszystko by się zgadzało, bo też śmierdzisz jak kupka... Kubka kupy! — warknęła, a futerko na szyi stanęło dęba. Miłostka przygotowała się już do skoku, już miała dać bratu popalić, aby ten zapamiętał ją na długo. Nikt nie będzie obrażał JEJ przyjaciół, nawet ten głupi Sekrecik!
— Szaleńcy! O co wam znowu chodzi...? — Do legowiska wszedł Miodek, a za nim dreptała Migotka. Para wyszła na spokojny spacer, zabierając ze sobą Kruszynkę, którą matka niosła w pyszczku. Starsze potomstwo miało zostać tutaj pod (nie)czujnym okiem śpiącej teraz Cierń oraz właśnie Lnu, który minął się z rodzicami kociąt, kiedy wychodzili. Żółte ślepia były jednocześnie pełne rozbawienia, ale i wyuczonej już rodzicielskiej powagi. Uczeń rozejrzał się po kociarni, spoglądając dłużej na ciężarną mentorkę, ale szybko wracając do swoich małych destruktorów. — O... Wasz kolega sobie poszedł?
— Całe szczęście — odpowiedział kocurek, prychając na samą myśl o kremowym uczniu.
— Ojej... Coś się podziało? Pokłóciliście się? — odezwała się cichutko mama, kładąc wcześniej najmniejszą córeczkę na mięciutkim, wymienionym przez stróżów i uczniów tego ranka, mchu. Jej zielone ślepka, chociaż wciąż zmęczone i lekko podkrążone, lśniły miłością, a także ciekawością, co też znów wyczyniły jej pociechy; zwłaszcza że ich spacerek wcale nie był bardzo krótki; zdarzyć się mogło niesamowicie wiele.
— Sekrecik jest bucem i jego niemiłe nastawienie go odstraszyło! — jęknęła szylkretka, patrząc wielkimi oczami to na mamę, to z wyrzutem na brata.
— Ta jasne... Moja wina, oczywiście! — odpowiedział jej wrogo, a następnie zwrócił do Migotki — Ona kłamie. Len poszedł z Panią Listek, podobno na niego czekała już bardzo długo. To bardzo nieodpowiedzialne, że siedział tutaj i zabawiał Miłostkę swoimi wymyślonymi historiami, a nie trenował, jak przystało na porządnego wojownika. — wyrecytował, prostując się.
— No tak... To dobrze, że nie dostał żadnej kary. Mimo wszystko... Dla ucznia w jego wieku to bardzo ważne, żeby starał się na treningach. Pamiętajcie o tym, bo was też to czeka, moi najsłodsi. — Uśmiechnęła się mama.
— Oczywiście! Ja bym nigdy nie zapomniał o czymś takim! Nie to, co ten nieporządny i leniwy Len! Widzisz Miłostko, nie można nawet powiedzieć "lenistwo" nie mówiąc "Len" — zaśmiał się płowy złośliwie.
— Przestań! Usłyszy i nie będzie przychodzić — krzyknęła Miłostka, która pod wpływem paniki i wszystkich gromadzących się emocji, zaczęła pękać, a jej oczka zaszły łzami. — Może i ty go nie lubisz, ale ja tak! Jesteś okropny i szkaradny i nie do wytrzymania! W ogóle o mnie nie myślisz. Jakbyś mógł, to patrzyłbyś tylko na ten swój zapylony głupi zadek! — pisnęła i po chwili wpadła w szaleńczy szloch.
<Sekreciku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz