— Jeżeli zaraz nie przestaniesz! — warknęła kotka. Jednak gdy otworzyła oczy, ujrzała Algową Strugę. Księżniczka spojrzała na nią wyczekująco, po czym wyszła z legowiska. Pręgowana wstała i zaczęła iść w kierunku wyjścia, ale nie było to takie proste. Nie chciała nikogo zbudzić, więc z ostrożnością omijała grupki śpiących. Kiedy niebieskie oczy zobaczyły wyjście, zaczęły szukać również Algowej Strugi. Bicolor kotka stała przy krzewach, czekając na Stokrotkę. Przy niej stała Syreni Lament i Krabowe Paluszki wraz z Pluskającym Potokiem. Baśniowa Stokrotka podejrzliwie spojrzała na syna, ale po chwili przestała.
— Tu jesteś… — szepnęła — Streszczaj się, idziemy na patrol — wymamrotała. Mimo jej wyrazu pyszczka wyglądała na zadowoloną. Stokrotka była trochę speszona, bo nie lubiła, gdy ktoś przerywał jej sen. Wojownicy zamoczyli się w wodzie i zaczęli płynąć w stronę lądu. Kremowa zanurkowała pod wodę, ale po usłyszeniu dziwnego bulgotania, wynurzyła się. Prędko dopłynęła do gruntu, kiedy go poczuła, wydostała się z wody. W miarę wytrzepała się i poczekała na resztę. Kiedy dymna wraz ze srebrną dotarły, szylkretka do nich dołączyła. Matka Pluska musiała mu pomóc, bo ten miał z tym problem. Kiedy każdy był gotowy, patrol przedostał się do lasu. Zimny śnieg kłuł ich w łapy, a wiatr sprawiał, że stawało się coraz gorzej. Wszyscy byli cicho, najwyraźniej żaden z nich nie miała ochoty pogadać. Zrujnowany Most wyłonił im się zza mgły, Baśniowa Stokrotka poszła pierwsza. Przeskakiwała ze szczebla na drewniany szczebel, tak samo, jak Algowa Struga, a za nimi młoda wojowniczka. Pręgowany kocur poszedł kolejny, a Krabowe Paluszki ostatnia. Na szczęście nikt z nich nie wpadł do wody. Patrol udał się do Brzozowego Zagajnika, przeszli przez zarośla do niezbadanych terenów. Wtedy każdy kot zaczął się rozglądać. Stokrotka dobrze pamiętała to miejsce tak jak i tego samotnika.
W jej stronę poleciały ostrzegawcze syknięcia, ale Stokrotka siedziała cicho. Cętkowane futro nastroszyło się z zimna, kotka podeszła do krzewów i je odsłoniła. Po niedługim truchcie usłyszeli w oddali dźwięki rozmowy. Krótki, stanowczy ruch ogona Algowej Strugi, idącej na przedzie grupy, wystarczył, by wojownicy rozpierzchli się po brzozach.
Długość wysokiego drzewa dalej, od białego śniegu odcinały się dwie, dobrze widoczne mimo warunków pogodowych, kocie sylwetki. Srebrny kocur, o klasycznym wzorze pręg, a także ciemny, najprawdopodobniej bury kot. Ich rozmowa nabrała na głośności, gdy zbliżyli się bliżej miejsca ukrycia Nocniaków. Całe szczęście, że wiatr wiał na ich korzyść, przez co włóczędzy nie byli w stanie ich wyczuć.
— [...] Nie no, serio, dobre było! — Po lesie rozszedł się rozbawiony rechot — Nasączyć trochę krwią i idzie zjeść!
W odpowiedzi na słowa włóczęgi, jego ciemny kompan wydał z siebie zniesmaczony odgłos.
— Nawet o tym nie mów, bo już czuję, jak mi obiad do gardła podchodzi. Nie jestem równie zdesperowany co ty, by zajadać się jak jakiś zając zielonym!
— Narzekasz. Spróbowałbyś raz a dobrze i by ci podpasywało. Zresztą, jaki znowu obiad? Z tego, co pamiętam, to jedyne co nam dają to śniadania. Zwierzyny braknie, wszystko uciekło za granicę — burknął pod nosem srebrzysty.
Drugi włóczęga zadarł wysoko łeb, pusząc swą bujną, włochatą kryzę.
— A no! Cieplutki obiadek, świeżo upolowany przez moją "futrzankę" — pochwalił się.
— Ty? Masz futrzankę? Co ty gadasz, stary, znowu za dużo kocimiętki wzi- — Głos zastygł mu w gardle. Przystanął gwałtownie, krzywiąc się — Nie no... Nie gadaj, że przemiziałeś się ze staruchą!
— Cśś, cicho! — Bury paluch został przytknięty do jasnej mordki — Nie oceniaj! Wcale nie jest taka zła, w dodatku ostatnie nastroje wśród nas mnie dołują — dodał.
Na pręgowanym pysku wymalowała się mina mówiąca w krótkim tłumaczeniu "Nie wierzę!"
— Uch, w porządku. Nieważne. Rób, co chcesz. Zresztą, mi też ktoś by się przydał. Ciągle tylko praca i stres. W dodatku rybojady coraz częściej się u nas panoszą! Szczególnie w naszym rewirze. Pewnie to oni wszystko zeżarli, wystarczy zerknąć na ich boczki — warknął, trzepiąc ogonem po śniegu.
— No, mówili przecież o tym na ostatnim zwołaniu. Pająki ci mózg zasnuły? Rybki się przecież wkurzyły za urywanie łapy ich bachorowi i teraz na nas polują. Pamiętasz Krostkę? — spytał buras.
— Faktycznie, ten wariacik. Że też One nadal nie wysłały nikogo na wsparcie. Morszczyny nie mogą kogoś pożyczyć?
Bury zaśmiał się.
— Morszczyny? Naprawdę jesteś dzisiaj jakiś nieprzytomny. Przecież tam składują samą gównarzerię. To, że przewodzi im Kra, nie oznacza, że każdy ich członek jest taki jak ona. Sama ledwo co mleko od nosa odstawiła, a rządzi się jakby była na równi z Nimi. Poza tym słyszałem, że ostatnio dała im zabić jakąś młódkę. Już ja widzę, jak świetnie sobie radzi — rzucił ze wzgardą — Wracajmy. Jest zimno i czuję, że zaraz łapy mi odpadną.
— Nie chcesz dojść do samego krańca? Co jak One się dowiedzą?
— Jak przestaniesz mielić jęzorem, to się nie dowiedzą! Jesteśmy prawie u nich, żadna różnica, czy zawrócimy tu, czy parę lisich długości dalej.
Kocury skręciły w tył, po czym powoli zniknęły pośród nocnych mroków leśnego gąszczu.
Po chwili ciszy zastępczyni zdecydowała się na odwrót, koty ostrożnie opuściły las, nie pozostawiając po sobie śladów.
— Tu jesteś… — szepnęła — Streszczaj się, idziemy na patrol — wymamrotała. Mimo jej wyrazu pyszczka wyglądała na zadowoloną. Stokrotka była trochę speszona, bo nie lubiła, gdy ktoś przerywał jej sen. Wojownicy zamoczyli się w wodzie i zaczęli płynąć w stronę lądu. Kremowa zanurkowała pod wodę, ale po usłyszeniu dziwnego bulgotania, wynurzyła się. Prędko dopłynęła do gruntu, kiedy go poczuła, wydostała się z wody. W miarę wytrzepała się i poczekała na resztę. Kiedy dymna wraz ze srebrną dotarły, szylkretka do nich dołączyła. Matka Pluska musiała mu pomóc, bo ten miał z tym problem. Kiedy każdy był gotowy, patrol przedostał się do lasu. Zimny śnieg kłuł ich w łapy, a wiatr sprawiał, że stawało się coraz gorzej. Wszyscy byli cicho, najwyraźniej żaden z nich nie miała ochoty pogadać. Zrujnowany Most wyłonił im się zza mgły, Baśniowa Stokrotka poszła pierwsza. Przeskakiwała ze szczebla na drewniany szczebel, tak samo, jak Algowa Struga, a za nimi młoda wojowniczka. Pręgowany kocur poszedł kolejny, a Krabowe Paluszki ostatnia. Na szczęście nikt z nich nie wpadł do wody. Patrol udał się do Brzozowego Zagajnika, przeszli przez zarośla do niezbadanych terenów. Wtedy każdy kot zaczął się rozglądać. Stokrotka dobrze pamiętała to miejsce tak jak i tego samotnika.
W jej stronę poleciały ostrzegawcze syknięcia, ale Stokrotka siedziała cicho. Cętkowane futro nastroszyło się z zimna, kotka podeszła do krzewów i je odsłoniła. Po niedługim truchcie usłyszeli w oddali dźwięki rozmowy. Krótki, stanowczy ruch ogona Algowej Strugi, idącej na przedzie grupy, wystarczył, by wojownicy rozpierzchli się po brzozach.
Długość wysokiego drzewa dalej, od białego śniegu odcinały się dwie, dobrze widoczne mimo warunków pogodowych, kocie sylwetki. Srebrny kocur, o klasycznym wzorze pręg, a także ciemny, najprawdopodobniej bury kot. Ich rozmowa nabrała na głośności, gdy zbliżyli się bliżej miejsca ukrycia Nocniaków. Całe szczęście, że wiatr wiał na ich korzyść, przez co włóczędzy nie byli w stanie ich wyczuć.
— [...] Nie no, serio, dobre było! — Po lesie rozszedł się rozbawiony rechot — Nasączyć trochę krwią i idzie zjeść!
W odpowiedzi na słowa włóczęgi, jego ciemny kompan wydał z siebie zniesmaczony odgłos.
— Nawet o tym nie mów, bo już czuję, jak mi obiad do gardła podchodzi. Nie jestem równie zdesperowany co ty, by zajadać się jak jakiś zając zielonym!
— Narzekasz. Spróbowałbyś raz a dobrze i by ci podpasywało. Zresztą, jaki znowu obiad? Z tego, co pamiętam, to jedyne co nam dają to śniadania. Zwierzyny braknie, wszystko uciekło za granicę — burknął pod nosem srebrzysty.
Drugi włóczęga zadarł wysoko łeb, pusząc swą bujną, włochatą kryzę.
— A no! Cieplutki obiadek, świeżo upolowany przez moją "futrzankę" — pochwalił się.
— Ty? Masz futrzankę? Co ty gadasz, stary, znowu za dużo kocimiętki wzi- — Głos zastygł mu w gardle. Przystanął gwałtownie, krzywiąc się — Nie no... Nie gadaj, że przemiziałeś się ze staruchą!
— Cśś, cicho! — Bury paluch został przytknięty do jasnej mordki — Nie oceniaj! Wcale nie jest taka zła, w dodatku ostatnie nastroje wśród nas mnie dołują — dodał.
Na pręgowanym pysku wymalowała się mina mówiąca w krótkim tłumaczeniu "Nie wierzę!"
— Uch, w porządku. Nieważne. Rób, co chcesz. Zresztą, mi też ktoś by się przydał. Ciągle tylko praca i stres. W dodatku rybojady coraz częściej się u nas panoszą! Szczególnie w naszym rewirze. Pewnie to oni wszystko zeżarli, wystarczy zerknąć na ich boczki — warknął, trzepiąc ogonem po śniegu.
— No, mówili przecież o tym na ostatnim zwołaniu. Pająki ci mózg zasnuły? Rybki się przecież wkurzyły za urywanie łapy ich bachorowi i teraz na nas polują. Pamiętasz Krostkę? — spytał buras.
— Faktycznie, ten wariacik. Że też One nadal nie wysłały nikogo na wsparcie. Morszczyny nie mogą kogoś pożyczyć?
Bury zaśmiał się.
— Morszczyny? Naprawdę jesteś dzisiaj jakiś nieprzytomny. Przecież tam składują samą gównarzerię. To, że przewodzi im Kra, nie oznacza, że każdy ich członek jest taki jak ona. Sama ledwo co mleko od nosa odstawiła, a rządzi się jakby była na równi z Nimi. Poza tym słyszałem, że ostatnio dała im zabić jakąś młódkę. Już ja widzę, jak świetnie sobie radzi — rzucił ze wzgardą — Wracajmy. Jest zimno i czuję, że zaraz łapy mi odpadną.
— Nie chcesz dojść do samego krańca? Co jak One się dowiedzą?
— Jak przestaniesz mielić jęzorem, to się nie dowiedzą! Jesteśmy prawie u nich, żadna różnica, czy zawrócimy tu, czy parę lisich długości dalej.
Kocury skręciły w tył, po czym powoli zniknęły pośród nocnych mroków leśnego gąszczu.
Po chwili ciszy zastępczyni zdecydowała się na odwrót, koty ostrożnie opuściły las, nie pozostawiając po sobie śladów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz