Odkąd Pożar wrócił, jego życie nabrało sensu. Wyczekiwał go każdego dnia, a gdy się zjawiał, na jego pysku pojawiał się szeroki uśmiech. Nie był już senną marą, ani nawet marzeniem. Był prawdziwy. Prawdziwy! Uwielbiał wtulać się w jego sierść, leżeć z nim w dziurze przez resztę dnia tak, jakby wcale nie byli więźniami na łasce Mrocznej Gwiazdy. Pierwszy raz od tak dawna był szczęśliwy.
Otworzył oczy, wracając do rzeczywistości, gdy usłyszał kroki. Potrafił już doskonale rozpoznać zapach wilczaków, którzy do niego przychodzili. Nie było w nich tego należącego do partnera. Ich chód był szybki i nierówny. Śpieszyli się. Podniósł się na łapy, zadzierając łeb w górę. W jego oku pojawiła się złotawa sylwetka, która wskazała go burasowi. Z ich słów wynikało, że miał zostać stąd wyciągnięty. Po co? Dlaczego?
— Puszku — rozległ się jej władczy głos, co spowodowało, że skupił na niej wzrok. — Twój pan wydał rozkaz. Zabij każdego burzaka. Każdego. Ale nie krzywdź nikogo poza nimi, bo się z tobą później policzy.
Burzak? Był tu burzak? A nawet znacznie więcej? Radość i niecierpliwość go rozpierała. Kiwnął łbem dając do zrozumienia, że informacja dotarła, a następnie zbliżył się bardziej do krawędzi oczekując na ofiarę. Zamiast jednak wspomnianego burzaka, Szczurzy Cień nachylił się i złapał go za kark, wspomagany przez wojowniczkę, i wspólnymi siłami wyciągnęli go z dołu.
Szok to mało powiedziane co przeżył.
Gdy tylko jego łapy znalazły się na górze, zastygł, rozglądając się na boki. Ten ogrom przestrzeni... Nie! To było za dużo! Zaczął się cofać, by wrócić do dołu, ale wilczaki złapali go za kark i odciągnęli od jego domu. Nie! Nie!
— Nie! — krzyczał przeraźliwie. — Nie! Ja dziuła! Dziuła! Nie! — Szarpał się w ich uścisku, próbując nie patrzeć. Nie mógł. Nie potrafił. Ta wolna przestrzeń go przytłaczała. Jedyne co znał to ziemię. Zadzierał łeb, by ujrzeć gałęzie drzew i liście. Teraz ta perspektywa się zmieniła. Czuł się jak tonący, chociaż oddychał świeższym, niemulistym powietrzem.
— Masz wykonać rozkazy swojego pana! Jazda! — Został popchnięty, na co upadł, czując jak serce wali mu coraz szybciej.
Nie potrafił przywyknąć do tej nowej sytuacji. Targnęły nim mdłości oraz nieuzasadniony lęk. Załkał, kuląc się, ale postąpił krok na przód. I kolejny, i kolejny. Koty eskortowały go po obu stronach, zawężając mu pole widzenia, dzięki czemu na chwilę jego lęk został w pewnym stopniu ograniczony. Ale i tak szedł przed siebie. Nie było ścian, nie było granic. To się dłużyło, chociaż narzucili szybsze tempo. Sam dziwił się, że ich nie zaatakował, ale był w tak ogromnym szoku, że nie docierało do niego to co się dzieję. Chciał tak bardzo do dziury! Do Pożara! Nie chciał tu być!
Zatrzymali się, gdy odgłos walki stał się głośniejszy. Stokrotkowa Polana wskazała mu cel, pokazała coś co mu się nie śniło. Zapach krwi, okrzyki agonii, a to wszystko zmieszane z tak znajomym mu zapachem...
— Zabij ich. Wszystkich. — Poczuł ugryzienie, które rozpaliło jego gniew. Chciał uderzyć napastnika, lecz za nim już nikogo nie było, za to w jego stronę zmierzała pierwsza ofiara.
Wojownik wydał z siebie bojowy okrzyk, zaraz zamierając jak gdyby spotkana przez niego kreatura nie miała prawa istnieć. Puszek jednak nie czekał. Ból, zapach krwi i wszechobecny zgiełk spowodował, że zaatakował. Walczył jak zwierzę, nie jak wojownik. Przemawiała przez niego chęć zaspokojenia pragnienia jakim był nieugaszony przez księżyce głód. Za to jego przeciwnik miał rozum i co najważniejsze wyszkolenie. Był silny, młody i nie pokrzywdzony przez życie jak on.
— Jeleni Puchu! Przestań! — krzyczał, lecz te słowa do niego nie docierały. Wpadł w szał, a jego cel stał się jedynym co teraz widział. — To ja! Ostowy Pęd! Twój uczeń!
Te słowa były nadaremne. Nie reagował na nie tak jak przewidywał przeciwnik. Został zraniony, a smak krwi na jego języku wzmógł jego apetyt.
Walka trwała dalej... Padały kolejne koty, a on... A on nareszcie mógł zapolować na burzaki.
***
*tw krew, mord*
Był wściekły co było widać już po jego zakrwawionym pysku i obłąkanym wzroku. Nie udało mu się zabić żadnego burzaka. Wbijał kły w ich ciała, orał pazurami, ale ci okazywali się sprytniejsi, odpychając go, krzycząc do niego słowa, których nie rozumiał. Teraz jednak dotarł ze swoim stadem do ich leża. Pan rozkazał wyciągnąć starszych.... Idealnych dla Puszka. Puszek się cieszył. Szczęście powoli wychodziło na wierzch, ponieważ Pan obiecał, Pan dał burzak. Nawet nie czekał. Gdy tylko ranna zwierzyna pojawiła się w zasięgu jego wzroku, zaatakował. Wgryzł się w gardło, szarpiąc tak jakby to była piszczka.
— Jeleni Puchu! Co ty robisz! Przestań! — skrzeczał Dziki Gon, obserwując jak szok i niedowierzanie pojawia się na pysku Słonecznikowej Łodygi, który krztusząc się krwią, odchodził do Klanu Gwiazdy.
Puszek nie rozumiał co burzak mówił. Za bardzo skupiony był na pysznym uczuciu rozlewającym się na jego języku. Nawet, gdy starszy już odszedł, wciąż kąsał jego ciało, póki nie nabrał pewności, że był martwy. A następnie... Cały umazany krwią, opływając wręcz w nią... zaatakował swojego drugiego dziadka.
Gdy obaj burzacy byli martwi, a jego łaknienie krwi zaspokojone, w jego kierunku zmierzył Pan. Puszek liczył na pochwałę tak bardzo, że jego oko zrobiło się aż maślane.
— Dobry, Puszek. — Poklepał go po łbie, na co uśmiech rozjaśnił mu pysk. Był dobry! Tak! Był bardzo dobry! Puszek spełnił swoją role! Zabił burzak! Tak jak Pan zawsze tego chciał! — Na dziś starczy. Nikogo nie jeść. Zostaw — przemówił do niego prosto i zwięźle, a on pokiwał głową.
Już dość burzak. Za dużo burzak. Mógł liczyć się z tym, że nie dane mu będzie pozbyć się wszystkich. Zwiesił pokornie łeb i odszedł do znanych mu już wilczaków, którzy mieli go pilnować.
Emocje powoli z niego schodziły i czuł się tak bardzo zmęczony. Tęsknota za dziurą wróciła. Nie podobał mu się ten świat. Jego był lepszy, prostszy.
— Potwór nażarty i już spokojny — prychnął Szczurzy Cień, obserwując w zadumie jak kleją mu się oczy.
Prawda. Tak było. Głód na chwilę został ugaszony, ale wiedział, że wróci. Zawsze wracał. Nieważne ile zjadł. On wciąż trawił mu brzuch, a być może i samą duszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz