Wyjść na zewnątrz? O nie. Nie podobał mu się ten pomysł. Mała mogła sobie coś zrobić. Nawet jeżeli dalej byłaby schroniona przed wzrokiem latających drapieżników pod chłodnymi ścianami jaskini, tak obawa, że kocię mu ucieknie tylko w nim rosła. Był odpowiedzialny za tego szkraba. Gdyby coś jej się stało, nie potrafiłby spojrzeć Aksamitce w oczy.
— Na takiego małego kociaka jakim jesteś wiele rzeczy może zagrozić. Od kota, który przypadkiem na ciebie nadepnie, po drapieżniki czające się poza jaskinią. Świat nie jest placem zabaw. Zawsze istnieję coś co może sprawić ci krzywdę. — Pochylił łeb nad kocięciem, stykając się z nią czołem. Chociaż jej czółko było takie malutkie, że bardziej ta dotykała go całą swoją głową.
Widział jak powoli na jej pyszczku maluje się niezadowolenie i ta iskra, która chciała wyrwać się z niewidzialnych oków jego słów.
— Ale tatooo! — pisnęła, próbując przekonać go do zmiany zdania.
I co miał zrobić? Ulec? Zgodzić się na ten krok? Kiedyś życie było znacznie łatwiejsze...
— No dobrze, ale tylko przed żłobek. I trzymaj się blisko mnie — uległ, kierując kroki wraz z małą w rejon, na którym mogła się poruszać. Obserwował ją uważnie. Praktycznie nie zwracał przez to na nic uwagi. Dalej nie przywykł do ojcostwa i wiele spraw musiał nauczyć się z biegu. Taka na przykład podzielność uwagi, która była trudna do opanowania.
***
Aksamitna Chmurka tak jak zapowiadała wróciła do swoich spraw, a on zasiadł w żłobku. Opieka nad kociętami i to aż całą czwórką, była przerażająca. Maluchy wiły mu się przy brzuchu, by ogrzać się w jego gęstej sierści i w zasadzie ten stan lubił. Gorzej się robiło, gdy zaczynały się budzić i skakać. Wtedy rozpierzchały się w różne strony, a on musiał na każdą mieć oko. Taka Kwiatuszek uwielbiała najbardziej uciekać, a łapanie jej powoli zaczynało wchodzić mu w krew. Nic więc dziwnego, że od opieki nad dziećmi, zaczął czuć się tak strasznie wyczerpany, jak po dobrym treningu. Nigdy nie spodziewał się, że macierzyństwo, a w jego przypadku tacierzyństwo było takie trudne.
— Księżycek! — zawołał do córki widząc jak ta próbowała oderwać kawałek mchu z posłania. — Tu masz kulki mchu. — Wskazał na zabawki łapą, zwracając uwagę nagle na Listek, która w podskokach rzuciła mu się na grzbiet. Nie poczuł nic niezwykłego, ponieważ córka była lekka, ale jej rozbrykanie i energiczność chyba najbardziej dawały mu w kość.
Za jakie grzechy przyszło mu to przeżywać? Nie wiedział. A raczej wiedział... Nie był w końcu dobrym kotem. Czyli tak wyglądała nauczka za te wszystkie popełnione zbrodnie?
<Księżycek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz