Ruina już od dłuższego czasu czuła się obserwowana, miała wrażenie, że to tylko przeczucie wojny. I miała rację. Kilka wschodów słońca później króliko- i rybojady zaatakowały. Jednak efekt zaskoczenia nie zadziałał, byli przygotowani i wyćwiczeni przez Chłodnego Omena i Szakali Szał. Jednakże była jedna rzecz, o którą się martwiła. Że przegrają. Sosnowa Igła nawet sama powiedziała; "Jedyne, co na tej wojnie będziesz robić, to przeszkadzać.". Wiedziała, że będzie towarzyszył jej Trujący Bluszcz i cieszyła się z tego, gdyż tak naprawdę się bała. I to straszliwie. Jedna nadzieja jaką mogła mieć, to wyobrazić sobie słowa Stokrotkowej Polany (nie wiedziała, czy mogła nazwać ją matką) "że wszystko będzie dobrze". A jeśli nie będzie dobrze?
***
TW: krew i brutalne sceny
Byli ustawieni w szeregu, by napierać na pozostałe klany, jednak nie wytrwał długo i rozpadł się na kilka części. Co chwila oglądała się na partnera, gdyż nie miała na razie za przeciwnika nikogo wymagającego. Jednak nadszedł czas... Zobaczyła kogoś... To rude futro... Uznała, że to czas jego śmierci. Musiał umrzeć. Wrzasnęła gardłowo i oderwała go od jego przeciwnika, sama zaczynając go napastować. To była jego wina. To przez niego rodzina ją wydziedziczyła. Jednak jak on umrze, grzechy zostaną jej darowane. Ten się jednak tylko jak głupi zaśmiał i jak pirania rzucił tej się do ogona. Ona sprawnym ruchem osunęła się i rzuciła mu na pysk. Rudy też wykonał unik i udawał, że celuje w jej bark. Pomyślała, że chce ją zmylić i to w brzuch celował, na który się oglądnął. Nie był to jednak jej szczęśliwy dzień. To ucho było celem, nie brzuch. Sprawnym ruchem rozerwał jej skórę. Szkarłatna krew zalała jej oczy, a ona na chwilę oślepiona nie zauważyła, jak tchórz się wywinął. Nienawidziła Nocniaków. Choć teraz następny wpadł jej w łapy, jakiś strachliwy starszy. Nie mieli wojowników, że starszyznę brali na wojnę? Zaśmiała się pod nosem i rzuciła na niego. Na początku się tylko z nim bawiła - wskakiwanie, ledwie miziała go łapką, a on był ciągle zdezorientowany. Dziwne, że nikt go wcześniej nie zabił. Jednak potem nie myśląc rozcięła mu brzuch - rana była tak głęboka, trzeba było działać szybko. Chciała z nim skończyć jak bohaterka. Ten już tak długo charczał, że aż uznała, że wykorzysta to do pomysłowej śmierci.
- No widzę, że cię gardło boli. Może picia? - po tych słowach oderwała sprawnym ruchem mech od drzewa i szybko zamoczyła we krwi pokrywającej ziemię. Złapała w łapę zielsko i trzymała za jego głową - Oh, nie możesz złapać. Pozwól, że ci pomogę. - świat jakby się zatrzymał. W błyskawicznym tempie złapała za jego gałkę oczną, a ona zaczęła się wylewać, ale jej to nie obchodziło. Jego pysk obróciła o 180 stopni, rozkoszując się dźwiękiem pękających kości złamanego karku. Puściła go na ziemię i zasypała go lekko ziemią i wycisnęła mech nad jego ciałem, a ciecz wsiąkała w jego futro i ciało. Miała na jedno nadzieję. Że ktoś to oglądał...
[przyznano 30%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz