Mrok jeszcze panował we żłobku. Zaspane ślepka Słoneczka błądziły po podłożu. Było pełne kolorowych malutkich kamyczków. Tworzyły miniaturowe ścieżki prowadzące niemal wszędzie. Małe łapki próbowały nimi podążać, ale były zbyt wielkie w porównaniu do nich i przypadkowo miażdżyła je. Zdenerwowana próbowała wciąż i wciąż, ale ciągle z tym samym skutkiem. Zirytowanie rosło w małym ciałku.
— C-co robisz? — głos matki to ostatnie czego by się spodziewała.
Aż dziwne, że kotka zwróciła na nią uwagę. Zawsze ją ignorowała. Nienawidziła jej. Słoneczko to widziała. Nie chciała jej przytulać. Nie chciała z nią rozmawiać. Była okropna!
— Zostaw mnie! Nie udawaj teraz, że ci zależy! — wrzasnęła na rodzicielkę i wybiegła w gniewie.
— W-wracaj! — miała głęboko gdzieś nią.
Była głupia. Głupią mamą. Gardziła nią! Biegła przed siebie. Jakieś koty coś do niej krzyczały. Zupełnie jakby ich obchodziła. Dobrze wiedziała, że cały ten klan ją miał głęboko pod ogonem. Wszyscy byli okropni i sztuczni! Skręciła do jednego z legowisk, by ukryć się przed potencjalnym pościgiem. Zapach starości uderzył do jej nosa. Skrzywiła się. Umieralnia. Tu przetrzymywali pół martwe koty czekając aż zdechną w końcu. Z pogardą spojrzała na śpiących starców. Wśród nich jeden rudy. Wyjątkowo dumny. Denerwujący. Nie znał swojego miejsca.
— Co się gapisz? — wypaliła do starca.
Rudy skrzywił się.
— Czego?
Był trochę straszny. Położyła zjeżone futerko. Słoneczko tupnęła łapą i podeszła do dziadka.
— Wszyscy mnie denerwują. — wyznała rozgoryczona, czując jak schodzą z niej emocje. — Moja mama jest strasznie głupia. Nienawidzę jej. — wypaliła.
Rudy nie zdawał się rozumieć się jej problemu. Zdenerwowała się na niego. Był jak inni.
— A mówisz mi to, ponieważ? — uniósł brew. — Kto cię wypuścił ze żłobka? Nie wiesz, że po naszym klanie chodzą Wilczaki? Mogą cię porwać i zjeść.
— W-wracaj! — miała głęboko gdzieś nią.
Była głupia. Głupią mamą. Gardziła nią! Biegła przed siebie. Jakieś koty coś do niej krzyczały. Zupełnie jakby ich obchodziła. Dobrze wiedziała, że cały ten klan ją miał głęboko pod ogonem. Wszyscy byli okropni i sztuczni! Skręciła do jednego z legowisk, by ukryć się przed potencjalnym pościgiem. Zapach starości uderzył do jej nosa. Skrzywiła się. Umieralnia. Tu przetrzymywali pół martwe koty czekając aż zdechną w końcu. Z pogardą spojrzała na śpiących starców. Wśród nich jeden rudy. Wyjątkowo dumny. Denerwujący. Nie znał swojego miejsca.
— Co się gapisz? — wypaliła do starca.
Rudy skrzywił się.
— Czego?
Był trochę straszny. Położyła zjeżone futerko. Słoneczko tupnęła łapą i podeszła do dziadka.
— Wszyscy mnie denerwują. — wyznała rozgoryczona, czując jak schodzą z niej emocje. — Moja mama jest strasznie głupia. Nienawidzę jej. — wypaliła.
Rudy nie zdawał się rozumieć się jej problemu. Zdenerwowała się na niego. Był jak inni.
— A mówisz mi to, ponieważ? — uniósł brew. — Kto cię wypuścił ze żłobka? Nie wiesz, że po naszym klanie chodzą Wilczaki? Mogą cię porwać i zjeść.
Wywróciła oczami. Koty jedzące inne koty. Jeszcze czego. Jakby nie było pożywienia. Na stosie zawsze były jakieś króliki. Mniej lub więcej. Skoro one się tam pojawiały same z siebie to oznaczało że nie ma opcji, że ktoś był głodny i miał ją zjeść.
— Też jesteś głupi. — krzyknęła na starca. — Nie zjedzą mnie,
Kocur zjeżył się.
— Sama jesteś głupia! I nieruda. Obrzydlistwo. Powinnaś się wstydzić. Za moich czasów takie koty jak ty miały więcej szacunku do rudzielców. Nikt cię nie wychował widzę.
Słoneczko nie wierzyła w to co słyszy.
— Ah tak? Moja mama jest jakoś ruda i głupia! To rudzi są głupi! — zarzuciła mu.
Zamilkł na uderzenie serca.
— Coś ty powiedziała? — wstał i podszedł do bachora, górując nad nią.
Słoneczko straciła na pewności. Straszliwy dziad z żądzą krwi stał nad nią i chciał ją zabić.
— Właśnie przed takie tępe jednostki jak ty mamy taką sytuację. Poprzednia liderka doprowadziła do wojny, była czarna, a mózg miała niczym mysz, też wygadywała takie bzdety i co? I zdechła. Jak widać kolor chodzi w parze z inteligencją, bo ię od niej niczym nie różnisz.
Słoneczko aż poczuła jak zbierają się jej łzy w ślepiach. Tego było za wiele, jak na jej mały łebek. Poczuła, jak łzy puściły, zalewając jej poliki.
— Sam też zaraz zdechniesz!
I puściła się biegiem przed siebie. Nie chciała więcej spotkać tego okropnego kocura. Był paskudny, stary i brzydki!
—Wracaj lepiej do matki, bo będziesz pierwsza! — krzyknął za nią.
— Też jesteś głupi. — krzyknęła na starca. — Nie zjedzą mnie,
Kocur zjeżył się.
— Sama jesteś głupia! I nieruda. Obrzydlistwo. Powinnaś się wstydzić. Za moich czasów takie koty jak ty miały więcej szacunku do rudzielców. Nikt cię nie wychował widzę.
Słoneczko nie wierzyła w to co słyszy.
— Ah tak? Moja mama jest jakoś ruda i głupia! To rudzi są głupi! — zarzuciła mu.
Zamilkł na uderzenie serca.
— Coś ty powiedziała? — wstał i podszedł do bachora, górując nad nią.
Słoneczko straciła na pewności. Straszliwy dziad z żądzą krwi stał nad nią i chciał ją zabić.
— Właśnie przed takie tępe jednostki jak ty mamy taką sytuację. Poprzednia liderka doprowadziła do wojny, była czarna, a mózg miała niczym mysz, też wygadywała takie bzdety i co? I zdechła. Jak widać kolor chodzi w parze z inteligencją, bo ię od niej niczym nie różnisz.
Słoneczko aż poczuła jak zbierają się jej łzy w ślepiach. Tego było za wiele, jak na jej mały łebek. Poczuła, jak łzy puściły, zalewając jej poliki.
— Sam też zaraz zdechniesz!
I puściła się biegiem przed siebie. Nie chciała więcej spotkać tego okropnego kocura. Był paskudny, stary i brzydki!
—Wracaj lepiej do matki, bo będziesz pierwsza! — krzyknął za nią.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz