Zastrzygła uchem, słysząc jego słowa. No tak, do młodych to on już nie
należał. Ona zresztą też, ale wciąż miała przed sobą jeszcze trochę
księżyców życia, nim rzeczywiście będzie można określić ją mianem
niedołężnej staruszki. Miała jeszcze wiele rzeczy do zrobienia, więc
wypadałoby wykorzystać ten czas jak najlepiej.
— Nie mam ci tego za złe, to w końcu czynnik niezależny od ciebie — zauważyła, spoglądając w zachmurzone niebo.
Brzydka
pogoda była idealnym odzwierciedleniem tego, co miało nastąpić. Wojna,
krew i sama rozpacz. Wolała bardziej pokojowe rozwiązania, ale w czasie
zgromadzeń nie było na nie miejsca. Niestety, to zaszło za daleko i choć
jej wnętrze cierpiało, a ona dalej stroniła od walki, to wiedziała, że
dla klanu i dla syna trzeba się poświecić. Niby od czegoś miała pazury,
ale czy ich funkcji nie można byłoby ograniczyć do samych polowań?
—
Liczyłem na spokojną starość, a mam... to — sarknął, uśmiechając się
słabo. — No proszę, pani "stwórzmy pokój na całym świecie" wywołuje
wojnę — parsknął, a sierść na jej karku mimowolnie drgnęła.
— To nie
jest śmieszne. Cud, że Kamień nie zrzuciła mnie z fuchy zastępcy za tak
poważną samowolkę — mruknęła, wpatrując się we własne łapy. Już wkrótce
przekona się, ile jest w stanie nimi zrobić.
— Nie zrobiłaby tego. A wojna była nieunikniona, to była jedynie kwestia czasu — stwierdził.
Westchnęła,
zaciskając zęby. Może i miał rację, może i nie, ale ona nie mogła
czasem znieść tego poczucia winy. Jeśli ktoś zginie, to przez nią.
***
Nie
mieli Wiśniowej Iskry ani jej córki. Tygrys nie bardzo potrafiła
zadecydować, co sądzi o Gepardziej Łapie. Kotka miała ponad 40 księżyców
i dalej była uczennicą. Gdyby nie okoliczności, ruda próbowałaby
zaingerować w to, jednak na razie potrzebowali kogokolwiek, kto znał się
na medycynie w mniejszym bądź większym stopniu.
Potrzebowała
porozmawiać. Na jakikolwiek temat, byleby na chwilę nie myśleć o tym
chaosie. Ostatnie czasy zabrały jej wielu bliskich, ale
wciąż miała pod łapą Rozżarzonego Płomienia. Kocur na szczęście przeżył
napad na obóz, toteż do niego poszła na krótką pogawędkę.
— Masz chwilę czasu? — zagadnęła go.
Spojrzał na nią wymownie.
— A czy wyglądam, jakbym miał coś do roboty w aktualnym momencie i przy obecnych warunkach?
Rozejrzała się. Rzeczywiście, głupie pytanie z jej strony.
—
Chodź gdzieś ze mną — poprosiła. — Gdziekolwiek, gdzie nie usłyszy ani
nie dojrzy nas żaden Wilczak. Mam dosyć bycia liderką, przy której
klan się wali. Mam dosyć Mrocznej Gwiazdy i tego, jak pewnie stąpa po
naszych ziemiach — wyrzuciła, krzywiąc się na ton własnego głosu. Taka
ekspresja nie pasowała dorosłej kotce, będącej przywódcą tak dużej
grupy. — Dlatego chcę, czy też muszę nawet, z tobą porozmawiać —
oświadczyła.
— O czymkolwiek. Możesz nawet pomarudzić sobie na nierudych, przeżyję to.
<Żar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz