Gdy się ocknął był w dziurze. Powitał ten widok z radością, która uciekła z jego pyska. Jak wspaniale było wrócić do domu! Okropna otwarta przestrzeń była jak koszmar i powodowała niezaprzeczalny strach. Chociaż coś mu tu nie pasowało. Ta dziura wydawała mu się inna. Trochę nad tym się głowił, węsząc po miękkim piasku i spoglądając na nietknięte pazurem ściany. To nie było dokładnie to samo miejsce, które znał. Był tu mech. Coś czego nigdy nie posiadał. No i ta czystość... Nie śmierdziało. A góra? Gdy uniósł łeb, dojrzał tylko błękit nieba. Nie było ani jednej gałęzi, która zasłaniałaby mu widok. Nie za bardzo wiedział jak na to zareagować. Był w szoku. Czyżby to była nagroda od pana za dobre rozprawienie się z burzakami?
Uśmiechnął się pod nosem, wtulając się w piasek, który od razu znalazł się w jego sierści. Było tak miękko, tak miękko. Nie było twardej nawierzchni, która wbijałaby mu się w kości. Tutaj odetchnął. I to naprawdę. Kochał to miejsce. Nie chciał opuszczać swojego nowego domu. Do szczęścia jednak brakowało mu Leśnego Pożara. Gdzie był jego ukochany? Gdzie?
***
— Jak się dziś czujesz, Jeleni Puchu? — Padło to samo pytanie, tym samym neutralnym tonem głosu, które słyszał przez ostatnie kilka dni.
Uniósł łeb na kocicę, która go odwiedziła, wysuwając się z wnęki. Zmiana była dość widoczna, ponieważ prawie co chwilę ktoś do niego przychodził porozmawiać. Wcześniej to zdarzało się rzadko. Zatracił przez to umiejętność mowy. A teraz... Teraz powoli uczył się jej na nowo.
— Puszek szczęśliwy — odpowiedział szylkretce. — Kocha dziuła. Jest jak niebo. — Zaczął kręcić się tuż przed miejscem, w którym stała. — Przynieść jeść? — Oblizał się, węsząc.
— Cieszy mnie to — skomentowała jego opinie na temat swojego nowego domu. — A na co byś miał ochotę? — zapytała.
Na co miał ochotę? To chyba było jasne! Kocica mogła jednak tego nie wiedzieć, w końcu dopiero od niedawna ją widywał. Ale co takiego lubił? Co sprawiało, że jego brzuch się cieszył ze szczęścia? Wspomnienie tego jak pan rzucał mu kąski, które znał pod postacią jednego słowa, powróciło.
— Burzak! Pycha burzak! — Ślina gęściej pociekła mu po pysku, skapując na ziemię. Przełknął ją, oblizując się ponownie. Już nie mógł się doczekać! Chciał dorwać jakiegoś w swoje zęby!
Ucho kotki drgnęło, chociaż wyraz pyska pozostawał niezmienny
— Chyba nie chcesz zjadać kotów, które cię karmią prawda? — odparła spokojnie — Co powiesz na coś, co nie jest mięsem z tego samego gatunku?
Zamrugał zaskoczony. Burzaki go karmiły? Tak... karmiły go sobą. Nie rozumiał co przez to chciała mu uświadomić kocica. Może chodziło jej o to, że skoro sama była burzakiem, to chciała dać mu w zamian coś innego, aby jej nie tknął? Trochę się zawiesił, ale ostatecznie pokiwał głową.
— Ja lubić kic, kic. Kic, kic to jak burzak. Pachnieć jak wy. Pan dawać mi i mówić "Burzak" — wyjaśnił to nieznajomej, której wspomnienie dawno już mu się zatarło w odmętach umysłu.
<Róża?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz