Kochała go, jak każdego ze swojej rodziny, ale nie popierała jego akcji.
— To głupie, ciągle odpędza mi znajomych — westchnęła cierpiętniczo, patrząc na siostrę i lekkie niezadowolenie, które wstąpiło na jej pysk. — Tobie też się to nie podoba? Głupi jest, prawda? Bardzo głupi. Nie to, co ty. Ty jesteś mądra — uznała z podziwem.
Aksamitka była nawet w stanie pokusić się o stwierdzenie, że zaraz po niej, Lisek była najinteligentniejszym kotem z ich licznego rodzeństwa. Trochę jej jeszcze brakowało, by dorównać niebieskiej, ale kto wie, może kiedyś geniusz liliowej jej dorówna?
Jasna pointka uśmiechnęła się lekko w jej kierunku.
— Dzięki, że tak o mnie sądzisz — miauknęła. — Urdzik już taki jest. Dam mu lepę w łeb za to co robi — dodała, na co szylkretka lekko zesztywniała. Przemoc nie była prawdopodobnie najlepszym rozwiązaniem, ale może ten jeden raz nie warto powstrzymywać kotki? — Może chciałabyś wyjść kiedyś razem na polowanie czy coś? Jakiś wojownik na pewno by nas zgarnął, a w końcu jesteśmy siostrami. Powinnyśmy spędzać ze sobą więcej czasu.
W morskich ślepiach zaiskrzyło z ekscytacji. To, o czym mówiła, było spełnieniem jej marzeń. Tak rzadko ze sobą gdziekolwiek wychodziły, że szansa na zmianę tego, brzmiała wspaniale.
— Oczywiście! Szkoda, że Cętkowana Gwiazda już mnie nie uczy, na pewno chętnie by z nami poszła. Jest taka miła i spokojna! Czasem trochę za, ale to jej mogłam wybaczyć — westchnęła, spuszczając na moment wzrok. Trochę rzeczywiście za nią tęskniła. — No nic, znajdzie się ktoś jeszcze. Może... O, Złota Pręga wydaje się fajna! Albo Fioletowe Spojrzenie, ma śmieszne oczka! A może mama z nami pójdzie? Nie będzie mogła odmówić, jak się ładnie uśmiechniemy!
Lisek wydawała się rozbawiona, ale nie przerywała jej. To pozwoliło Aksamitnej Łapie poczuć się jeszcze pewniej i gdyby nie Igła, która przyszła poprosić je o pomoc, zasiedziałyby się tak do następnego ranka.
***
Dorosłość była straszna.
Przynajmniej takie wnioski nasunęły się Aksamitce, gdy nieustannie wodziła wzrokiem za czwórką rozbrykanych kotek. Jej trzy małe kopie i jedna, która stanowiła idealną mieszankę jej i Niedźwiedzia. Młode, pełne życia i beztrosko gnające za własnym ogonem.
Z niej ta dziecięca radość nigdy nie uciekła. Ale reszta? Już pomijając jej partnera, który był chodzącą definicją gburowatości (i zapewne się takim ponurakiem urodził), tak wiele kotów w klanie zdecydowanie za dużo zrzędziło. A przecież nie byli tacy starzy, by mieć na co narzekać.
Przez te ciągłe niezgody dochodziło do licznych wojen. Okrutne i bezsensowne przelewy krwi. Czy nie mogli po prostu porozmawiać? Albo urządzić sobie zawody, jeśli już koniecznie musieli kraść czyjekolwiek tereny?
Spuściła wzrok na ziemię. Wszystko się zmieniła. Nawet stan jej rodziny.
Igiełka nie żyła, Daglezja siedziała w Owocowym Lesie i nie chciała się nawet do nich odezwać, Wilczek wrócili, ale trzeba im było czasu, aby przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości w klanie, Urdzik mniej z nią gadał i mniej przeszkadzał, a Lisek...
Z Lisim Ognikiem dawno nie rozmawiała. Siostra wydawała się w ogóle nie zmienić, choć wieści o tym, co tak naprawdę działo się z jej mentorem, musiały być dobijające.
Niebieska przeciągnęła się sprawnie i dostrzegając ruch w okolicach wejścia do żłóbka, zerwała się z posłania. Bury spojrzał na nią pytająco, a ta w odpowiedzi liznęła go w czubek nosa.
— Muszę coś załatwić. Pilnuj je, bardzo dużo biegają — ostrzegła.
Głębokie westchnięcie potraktowała jako zgodę, choć bliżej temu było do rezygnacji. Niedźwiedzia Siła nawet się nie stawiał, on po prostu akceptował swój los.
Obóz wcale nie tętnił życiem, jak to bywało w jej wyobrażeniach. Było dosyć chłodnawo i nieprzyjemnie, więc większość kotów pochowała się w zakamarkach własnych legowisk.
Nie chciała rozmawiać z siostrą w miejscu, gdzie w zestawie była masa ciekawskich uszu. Ona sama lubiła wyłapywać każdą rozmowę, więc po swoim przypadku doskonale wiedziała, jak to jest.
Zajrzała na moment do środka, ale wśród znajomych pysków nie widziała liliowej pointki.
Po chwili przeanalizowania aktualnej sytuacji postanowiła na nią poczekać. Przez dosyć długi czas kręciła się po obozie, czekając na siostrę i nie martwiąc się o dzieci pozostawione z Niedźwiedziem. Im pod ich opieką na pewno nic się nie stanie, za to on przy nich nie miał zapewnianego bezpieczeństwa.
Bacznie obserwowała otoczenie, aż w końcu długo wypatrywane przez nią futerko nie pojawiło się w pobliżu.
— Liseczku! — zamruczała, przylegając do boku siostry. — Bardzo za tobą tęskniłam, wiesz? Tak dawno cię nie widziałam — westchnęła, muskając językiem jej polik. — Aleś ty brudna, co ty robiłaś na tym polowaniu?
Kotka zastrzygła uszami, spoglądając na nią ze zmieszaniem.
— Też się cieszę, że cię widzę, chociaż ciężko mówić o tęsknocie, skoro widzimy się codziennie — zauważyła z lekkim rozbawieniem.
Aksamitka od niechcenia pokiwała głową. I tak teraz liliowa jej się nie wywinie.
Niby to przypadkiem, opierała się o nią na tyle mocno, by pchać ją w stronę żłóbka.
— Myślę, że to czas, aby moje dzieci poznały najlepszą, najwspanialszą, najmądrzejszą i najmilszą ciocię, jaką tylko mogły mieć — zamruczała, patrząc na nią z nadzieją. — Pokochasz je, naprawdę! Tak mocno jak ja! Kwiatuszek, Listek, Księżycek i Promyk są takim słodziakami! Wiedziałaś, że kocięta są takie malutkie, że można je łatwo zgnieść? Dobrze, że nas nikt nie zgniótł, jak byłyśmy małe, bo by nas nie było — rzuciła tą jakże błyskotliwą myśl, która tak znienacka napłynęła jej do głowy.
<Lisek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz