Miło jej było ujrzeć w końcu Niedźwiedzia.
To znaczy — to nie było tak, że nagle o niej zapomniał. Trafiła na dobrego partnera, który w jakiś sposób był pewnie i dobrym ojcem, codziennie ją odwiedzał i spełniał jej żywieniowe zachcianki, ale im dłużej siedziała sama, tym bardziej zwiększała się jej potrzeba zrobienia czegoś szalonego.
Bo choć dzieci były cudowne, tak w pierwszych chwilach swojej egzystencji nic ciekawego nie robiły. Jedyne co to spały bądź piły, a ona poniekąd oczekiwała, że niemalże od razu po narodzinach wstaną. Jak na razie było jej piekielnie nudne i czekała z niecierpliwością na to, jak rozbrykanych malców będzie wszędzie pełno.
Gorzej, jeśli odziedziczą lenistwo po burym, a jej marzenia umrą niczym chęci do życia Grzybowej Gwiazdy. Swoją drogą będzie musiała z nim porozmawiać, bo ostatnio wydawał się jeszcze dziwniejszy, niż zwykle. To wojna tak na niego wpłynęła?
Otrząsnęła się. Niedźwiedzia Siła grzecznie czekał, aż zwróci na niego uwagę i cokolwiek powie.
— No w końcu! — wyrzuciła zrezygnowana. — Nudziło mi się straaasznie. One ciągle leżą, piszczą i poza byciem ultra słodkimi nic nie robią — westchnęła, dziabiąc go dla zabawy w łapę. Kępa jego futra pozostała jej w pysku i potrzebowała chwili, by pozbyć się jej z języka.
Ten w odpowiedzi spojrzał na nią zdumiony, nic nie robiąc sobie z jej drobnego ataku.
— Są małe i od ciebie zależne. Zaczną coś robić, gdy poznają słowa i otworzą oczy — wytłumaczył jej to, przenosząc wzrok na ich pociechy. — Będą się wtedy bawić, uciekać ze żłobka, aby zwiedzać świat... — opowiadał dalej. — I ja będę musiał je pilnować — westchnął cierpiętniczo. — Jeżeli cierpisz na brak bodźców, to może zostaniesz z nimi dłużej? — zaproponował.
Machnęła na niego zbulwersowana łapą, przewracając oczami. — Nie przywrócę szczęścia na świecie, jeśli będę ciągle siedzieć tutaj — prychnęła mimowolnie. — Naprawdę, Misiu, używaj ty czasem główki, bo mówisz same głupoty! Zastępca nie może siedzieć ciągle w żłóbku, a ty powinieneś dać przykład innym tatusiom, że oni też mogą opiekować się kociętami. Dlaczego są karmicielki czy tam królowe, a nie ma karmicieli bądź... królów? To trochę niesprawiedliwe — stwierdziła, mrużąc ślepia, gdy dostrzegła tę charakterystycznie krzywą minę partnera. Co mu znowu nie pasowało? Stawiała sprawę jasno, przecież ich kocięta już by to szybciej załapały, niż on!
— Ugh... Ja niezbyt znam się na klanowych zasadach. Nie urodziłem się tutaj, jak dobrze wiesz. Dla mnie ta cała społeczność jest dziwna. Jednakże skoro jesteś w tej całej Radzie, może uda ci się coś zmienić... W końcu teraz jesteś równie ważna jak sam lider — miauknął, spuszczając wzrok na własne łapy. — Aksamitko... A tak z ciekawości. Co byś zrobiła, gdybyś była liderem?
Zastrzygła uszami. Było to całkiem ciekawe pytanie, którego nie było jej jeszcze ani razu dane słyszeć. Róznili się od innych klanów systemem władzy, toteż każdą kwestię trzeba było poruszać wśród ścisłego grona i dopiero tam można było szukać rozwiązań.
— Wszystko, co uczyni ten świat lepszym — rzekła, zapierając się dumnie. — Ta Rada jest trochę głupia, strasznie ogranicza moje genialne pomysły. Na pewno nie pozwoliłabym już kiedykolwiek na żadną wojnę. Jak ktoś chce kraść nam tereny, to powinien przyjść i urządzilibyśmy zawody w berka. — W morskich ślepiach zaiskrzyło od ekscytacji. Przeniosła wzrok na burego. — I wsadziłabym tatusiów do żłóbka. W ogóle jakiś sesnowny podział opieki nad dziećmi by się przydał. Trzeba bardziej zaangażować was, kocury, bo się roleniwiliści — palnęła. — A ty to już szczególnie...
<Niedźwiedź?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz