Bezwładnie spoczywające na ziemi ciało wyglądało niczym żywcem wyciągnięte z najokropniejszych koszmarów. Poharatane na tyle, że posądzać o taką zbrodnię można by było co najmniej jedną grupę kundli ze wścieklizną.
„Kamień, dlaczego teraz?” — rozbrzmiewało w jej głowie za każdym razem, gdy tylko na dłużej zawieszała wzrok na zwłokach liderki.
Może powinna rzec, byłej, bo w takim stanie nie mogła spełniać swojej funkcji. A to z automatu stawiało Tygrys na tym stanowisku. Rola przywódcy, którego głównym zadaniem było trzymać klan w jednej, spójnej całości. Prowadzić go, pchać do przodu, pomimo wszelkich przeciwności losu.
Nie była na to gotowa. Przywykła do monotonni, do prostych schematów, a takie incydenty sprawiały, że wychodziła ze swej strefy komfortu. Sądziła, że gdy przyjdzie jej pora kadencji, będzie na tyle dojrzała, by wiedzieć, co robić.
Czuła się jednak, jakby nic nie wiedziała.
— Okropieństwo — wykrztusiła z obrzydzeniem Diamentowa Grota, odwracając pysk w jej stronę. — Błagam, znajdź kogoś innego do taszczenia jej cielska do obozu, ja spasuję! — rzekła z gorliwością.
Ciche westchnięcie umknęło z pyska Tygrys. Gdzie popełniła błąd w wychowaniu corki? Ta i tak zdawała się uspokoić swojego młodzieńczego ducha, który rzucał się na wszystkich z opryskliwym językiem, co jednak nie zmieniało faktu, że dalej miała problem z wyczuciem, kiedy sytuacja pozwalała na niestosowne reakcje.
— Zawróć, proszę do obozu i przyślij mi kogokolwiek silnego. Najlepiej dwie sztuki — zaleciła, na co ku jej uldze, wojowniczka ochoczo pokiwała głowa i zaraz to umknęła z jej widoku.
Ruda pozostała sama, nawet jej myśli wydawały się ją opuścić, bo panująca cisza zaczęła zdawać się zbyt uciążliwa, by można było ją znieść.
— Mam nadzieję, że wyjaśnisz mi wszystko na Srebrnej Skórze — wymamrotała, spoglądając w niebo.
Życia. Kamień ledwo co po nie poszła, a teraz to ona sama będzie musiała zabrać ze sobą Wiśniową Iskrę i udać się na tę podróż. Stanąć przed obliczem przodków z myślą, że ci mogą wiedzieć o niej więcej, niż ona sama. To wydawało się stresujące, a zarazem wywoływało u niej lekkie zaciekawienie.
Gdyby Topaz, jej ukochany Topaz, wierzyłby w Klan Gwiazdy, mieliby tę drugą szansę.
Zduszony okrzyk rozległ się zza jej pleców. Niespiesznie odwróciła się, patrząc na przybyłych wojowników. Spoglądali z przestrachem na zwłoki, choć o losie przywódczyni wiedziano już od dłuższej chwili — w końcu to jeden z patroli poinformował ją o owym znalezisku.
Obserwowała, jak dwójka kotów ostrożnie podnosi czarną, a następnie kieruje się w stronę obozu. Choć wiedziała, że nie tam chciała iść, pomilczała chwilę, wahając się nad jedną sprawą.
— Nie tam. Pójdziemy w inną stronę — oświadczyła, ku zdziwieniu pobratymców. Nie protestowali pomimo goszczącej na pysku niepewności. Po prostu ruszyli tam, gdzie wskazała nowa liderka.
„Kamień, dlaczego teraz?” — rozbrzmiewało w jej głowie za każdym razem, gdy tylko na dłużej zawieszała wzrok na zwłokach liderki.
Może powinna rzec, byłej, bo w takim stanie nie mogła spełniać swojej funkcji. A to z automatu stawiało Tygrys na tym stanowisku. Rola przywódcy, którego głównym zadaniem było trzymać klan w jednej, spójnej całości. Prowadzić go, pchać do przodu, pomimo wszelkich przeciwności losu.
Nie była na to gotowa. Przywykła do monotonni, do prostych schematów, a takie incydenty sprawiały, że wychodziła ze swej strefy komfortu. Sądziła, że gdy przyjdzie jej pora kadencji, będzie na tyle dojrzała, by wiedzieć, co robić.
Czuła się jednak, jakby nic nie wiedziała.
— Okropieństwo — wykrztusiła z obrzydzeniem Diamentowa Grota, odwracając pysk w jej stronę. — Błagam, znajdź kogoś innego do taszczenia jej cielska do obozu, ja spasuję! — rzekła z gorliwością.
Ciche westchnięcie umknęło z pyska Tygrys. Gdzie popełniła błąd w wychowaniu corki? Ta i tak zdawała się uspokoić swojego młodzieńczego ducha, który rzucał się na wszystkich z opryskliwym językiem, co jednak nie zmieniało faktu, że dalej miała problem z wyczuciem, kiedy sytuacja pozwalała na niestosowne reakcje.
— Zawróć, proszę do obozu i przyślij mi kogokolwiek silnego. Najlepiej dwie sztuki — zaleciła, na co ku jej uldze, wojowniczka ochoczo pokiwała głowa i zaraz to umknęła z jej widoku.
Ruda pozostała sama, nawet jej myśli wydawały się ją opuścić, bo panująca cisza zaczęła zdawać się zbyt uciążliwa, by można było ją znieść.
— Mam nadzieję, że wyjaśnisz mi wszystko na Srebrnej Skórze — wymamrotała, spoglądając w niebo.
Życia. Kamień ledwo co po nie poszła, a teraz to ona sama będzie musiała zabrać ze sobą Wiśniową Iskrę i udać się na tę podróż. Stanąć przed obliczem przodków z myślą, że ci mogą wiedzieć o niej więcej, niż ona sama. To wydawało się stresujące, a zarazem wywoływało u niej lekkie zaciekawienie.
Gdyby Topaz, jej ukochany Topaz, wierzyłby w Klan Gwiazdy, mieliby tę drugą szansę.
Zduszony okrzyk rozległ się zza jej pleców. Niespiesznie odwróciła się, patrząc na przybyłych wojowników. Spoglądali z przestrachem na zwłoki, choć o losie przywódczyni wiedziano już od dłuższej chwili — w końcu to jeden z patroli poinformował ją o owym znalezisku.
Obserwowała, jak dwójka kotów ostrożnie podnosi czarną, a następnie kieruje się w stronę obozu. Choć wiedziała, że nie tam chciała iść, pomilczała chwilę, wahając się nad jedną sprawą.
— Nie tam. Pójdziemy w inną stronę — oświadczyła, ku zdziwieniu pobratymców. Nie protestowali pomimo goszczącej na pysku niepewności. Po prostu ruszyli tam, gdzie wskazała nowa liderka.
***
Nie zamierzała kusić losu. Opinię o Kamiennej Gwieździe były różne, a wskaźnik rudych futer na tyle wysoki, by mieć obawy co do zachowania czystości w miejscu jej pochówku.
Sama srebrna wiedziała, że co po niektórzy szeptali już między sobą o tym, jak będzie im dane wyżyć się na kotce za wszelkie „niesprawiedliwości”, którymi zostali dotknięci z winy czarnej. A ta z pewnością nie chciałaby dla siebie owego końca.
— Pozwólmy jej zaznać spokoju — oświadczyła donośnie, przelatując wzrokiem po zebranych. Nie było to typowe miejsce na spotkanie, bo podeszli pod samą granicę, gdzie od Klanu Nocy dzieliła ich tylko woda. — Tym, czego by chciała, byłby odpoczynek. Jej ciało wrzucimy do rzeki i niech Klan Gwiazdy zadecyduje, gdzie ma trafić — dopowiedziała, nasłuchując głosów sprzeciwu.
Były. Ale nie na tyle groźne, by powinna się nimi przejmować.
Z żalem spojrzała na sklejone zaschniętą krwią czarne futro. Winni wydawali się oczywiści, aczkolwiek nie miała co do tego stuprocentowej pewności. Wilczacy byli potworami, ale czy tuż przed wojną byliby zdolni do takich zagrywek?
Nie każdemu pozwoliła na ostatnie pożegnania z Kamień. Pomimo dobrych stosunków z Rozżarzonym Płomieniem, spodziewała się po nim wszystkiego, co najgorsze, więc go wraz z resztą rudej świty odsunęła od już wystarczająco zmasakrowanych zwłok.
Nie szło jednak zawsze po jej myśli, bo wspominany kocur znalazł się na moment o krok za blisko poprzedniej liderki, a z jego pyska celowo wyleciało kilka kropel śliny. Splunął, jak gdyby spoczywał przed nim prawdziwy potwór.
— Żar! — Tygrys momentalnie obruszyła się, na co ten leniwie przekrzywił głowę, spoglądając na nią z czystą satysfakcją w ślepiach. — Litości, co ty robisz? Prosiłam cię przecież, byś się nie zbliżał! — upomniała ostrzej.
— Ja? — spytał niewinnie. — Nic, deszczyk spadł.
Kotka była w stanie przysiąść, że wyjątkowo pierwszy raz była o krok od zastosowania na kimś przemocy i strzelenia mu w tę pustą część łba. Poza tym nie miałaby go nawet jak ukarać, bo i tak jedną łapą siedział już w starszyźnie, a póki co każdy, kto potrafił walczyć, był potrzebny w obliczu nadchodzącej wojny.
— To, że jej nie lubiłeś, nie oznacza, że nie masz okazywać wobec niej szacunku — fuknęła.
Lekceważące podejście kocura wcale jej się nie podobało.
— Oj tam marudzisz, mogłem nasikać, a tego nie zrobiłem, bo jestem kulturalny — stwierdził, ale skoro tylko srebrna usłyszała o takiej możliwości, odczuła ulgę, że ciało Kamień odpłynie jak najdalej od co niektórych dziwaków.
Nie zamierzała skomentować tego dziecinnego zachowania. Jeśli wyjdą cało z walki, to pomyśli o konsekwencjach. Póki co na głowie miała masę ważniejszych spraw.
Obserwowała w ciszy, jak dwójka wojowników spycha ciało do rzeki. Nie opadło na dno, jak to byłoby adekwatne do imienia, a ruszyło dalej, wzdłuż brzegu. Nikt nie raczył się już więcej odezwać.
Połowa żegnała się z liderką, reszta przeklinała ją po raz ostatni.
***
Obóz zostawiła pod opieką Różanej Przełęczy. W dodatku posłała dwójkę wojowników na granicę z Klanem Nocy, gdzie ci mieli przekazać informację Daliowej Gwieździe o opóźnieniach w zaatakowaniu Wilczaków. Ta nagła sytuacja wymagała dodatkowych przygotowań.
Poprosiła Wiśniową Iskrę o towarzystwo i wraz z nią ruszyły w stronę sadzawki. Tunele nie były najbezpieczniejszym miejscem do zwiedzania, a ruda odbierała po każdym kroku wrażenie, że zaraz to wszystko zawali jej się na łeb. Śmierć w takich okolicznościach byłaby żałosna.
Starała się nie kwestionować tego, gdzie zaszła. Los, fart czy też przeznaczenie – wytłumaczeń było wiele, ale rozmyślanie nad tym zabrałoby jej tylko niezwykle cenny na ten moment czas. Pochyliła się ku tafli i wysunęła język. Jeden łyk pozwolił jej całkowicie zmienić otoczenie.
Chłód, który spowił jej ciało, nie był niczym przyjemnym. Jasność uderzyła ją z zaskoczenia, a ona potrzebowała chwili, by przyzwyczaić wzrok do takiego stanu. Czuła się obserwowana, choć tak naprawdę prócz tych, którzy stali przed nią, nie widziała nikogo więcej.
To oni właśnie mieli podarować jej życia i ostatecznie uznać, czy nadaje się na liderkę.
Pierwszej, która wystąpiła, nigdy nie widziała na oczy, a mimo to świetnie zdawała sobie sprawę, kim ona jest. O Chabrowej Bryzie wiele słyszała, ale ta zmarła, nim Tygrys w ogóle się urodziła.
Ruda pochyliła z szacunkiem głowę. Starała się nie myśleć o tym, co tak naprawdę ma tu miejsce. Nie rozumiała tego, ale i nie odczuwała potrzeby gdybania nad tym. Tak po prostu miało być.
— Witaj, Tygrysia Smugo — spokojny głos zagłuszył panującą dotychczas ciszę. — Z tym życiem ofiaruję ci dar rozsądności. By podejmowane przez ciebie decyzje, zawsze były słuszne i prowadziły do jak najlepszych rozwiązań, nie tylko dla ciebie, ale przede wszystkim dla całego klanu — rzekła, a srebrna mimowolnie poczęła zastanawiać się, czy to samo usłyszała Kamień.
Kolejna była szylkretka, jej mentorka. Ta, która zmarła dosyć tragicznie, ale utknęła w pamięci kotki na zawsze. Pomimo tego, że stanowiły swoje przeciwieństwa, Tygrys wiele się od niej nauczyła.
— Z tym życiem daję ci dar cierpliwości. Mnie jej brakowało, a wiem, że niektóre sytuacje wymagały czasu, aniżeli pochopnego działania.
Trudno było się nie zgodzić. Borówkowa Mordka bywała niezwykle żywiołowa i od zawsze ciężko było jej usiedzieć na dłużej w jednym miejscu. Niebieskooka odprowadziła ją wzrokiem i skupiła się na kolejnym kocie.
Rude futro sprawiło, że jej serce na moment przystanęło. Wesoły uśmiech na pysku brata wcale nie poprawił jej nastroju. Uderzyło ją poczucie niesprawiedliwości — nigdy nie było im dane być szczęśliwą rodziną. Poczęci dla sojuszu, Ryś ostała się w Klanie Klifu, a ona wraz z Klonem trafiła w szeregi Burzaków. A z ich dwójki tylko jedno przeżyło okres młodości.
— Miło widzieć, że zaszłaś tak daleko — oświadczył. — Z tym życiem daję ci dar pewności siebie. Wierz we własne umiejętności i zawsze podążaj za głosem swojego serca, nawet jeśli rozum będzie się z nim kłócił. Czasem warto go posłuchać — polecił, a w zielonych ślepiach zaiskrzyło.
Nie była pewna, czy chciał coś jeszcze powiedzieć. Zresztą, czas wydawał się ograniczony, bo zaraz to odsunął się, by ustąpić miejsca następnemu.
Indyczy Jazgot. Nie rozmawiała z nim zbyt wiele, ale pamiętała go całkiem dobrze.
— Z tym życiem daję ci dar odwagi. Strach to największy wróg, ale najczęściej siedzi tylko w naszych głowach — stwierdził ciepło, uciekając zaraz to na bok.
Myślała, że po widoku brata nic jej już bardziej nie złamie.
Myliła się.
Zwęglony Kamień. Jej przyjaciel, ten, który stracił życie z łap potwora. Dlaczego, choć od początku nie czuła zaufania względem Czarnowroniego Lotu, nie zareagowała? Tyle zwlekała z wieloma rzeczami, a teraz dosadnie odczuwała tego skutki.
— Z tym życiem ofiaruję ci dar wytrzymałości — rzekł z wyczuwalną ulgą w głosie. — Byś zawsze miała silę walczyć do samego końca, do ostatniego tchu — mruknął, uśmiechając się. — Będziesz dobrą liderką, nie martw się tyle.
Odwzajemniła ten gest, tylko słabiej.
Następnej kotki w ogóle nie znała. Przyglądała jej się, ale nawet we wspomnieniach nie potrafiła, chociażby znaleźć jednej wzmianki o niej.
Niebieska szylkretka calico z cętkami o zielonych ślepiach, pełnych takiego ciepła, że Tygrys mimo wszystko lekko się rozluźniła.
— Z tym życiem daję ci dar dobroci. Niech serce też ma udział w twoim życiu, bądź wyrozumiała i życzliwa dla każdego, przede wszystkim dla tych, którzy na to zasłużyli — mruknęła łagodnie, co całkowicie pasowało do jej wizerunku. — Empatia to ważna rzecz, jednak pamiętaj, że niektórzy lubią wykorzystywać miękkość innych serc.
Tygrysiej Smudze głupio było pytać, kim ona jest, choć czuła, że przez najbliższe dni nie zaśnie, próbując odkryć tożsamość kotki.
Szybka Łania sprawnie wystąpiła przed nią, odciągając jej myśli od nieznajomej.
— Z tym życie daje ci dar ambicji. Nie ograniczaj się, nie poddawaj, tylko dąż uparcie do celu — zaleciła.
Tygrys odbierała wrażenie, że niektóre życia brzmiały dosyć podobnie. Czy to była sugestia, że tych cech jej brakowało?
Przedostatnim okazał się Narcyzowy Pył. Zapamiętała to jako spokojnego staruszka i taki też jej się teraz wydawał.
— Z tym życiem ofiaruję ci dar lojalności. Trwaj jak najdłużej przy klanie, słuchaj jego członków i nawet gdy nadejdą najgorsze czasy, nie wątp w niego.
Przełknęła ślinę. Czy to czas na ostatni żywot?
Uniosła dumnie głowę, gotowa przyjąć to, co przodkowie jej przygotowali, ale zaraz to poczuła, jak umyka z niej wszystko.
Wszelkie myśli, emocje i resztki zdrowego rozsądku.
Wypluła z siebie słowa, że widok Klona czy Węgla był najcięższym to przetrwania. Wynikało to najpewniej z tego, że go za nic by się tu nie spodziewała.
Topaz przecież nie wierzył. Opowiadała mu wiele o Gwiezdnych i choć zawsze jej słuchał, tak nigdy nie wydawał się tym specjalnie zainteresowany. Czy wzrok plątał jej figle? Może wcale nie przyszła po życia, a to był tylko sen, służący do złamania jej serca.
— Dlaczego... — wykrztusiła, ale nie potrafiła się wysłowić. To nie miało ani grama sensu.
— Tu jestem? — uzupełnił jej wypowiedź. — Pewnie dlatego, że tu właśnie trafiają dobre koty. Zwątpiłaś kiedykolwiek w ciepło mojego serca? — zaśmiał się, a jego głos sprawiał, że była bliska utraty przytomności. — Spokojnie Tygrysia Smugo. Wyglądasz, jakbyś zobaczyła ducha i w sumie to słuszna reakcja — parsknął, spoglądając na siebie. — Z tym życiem daję ci dar miłości. Do samej siebie, do bliskich i do każdego, kto na to zasłuży. Nie martw się o mnie, będę na ciebie czekał — mruknął, puszczając jej oczko. — Przykro mi z powodu tego, co spotkało naszego syna. Może kiedyś będzie mi dane z nim porozmawiać.
Szczęka jej zadrżała. Całkowicie zapomniała jak się mówi. Chciała rzucić się w jego futro, pytać o więcej, ale nie potrafiła. Zatkało ją, a Topaz skinął jej głową i wycofał się. Nie dał jej nawet czasu na podjęcie decyzji.
Zawahała się. Przeliczyła w głowie ilość kotów i rozejrzała, zaskoczona tym, co się stało. Na moment zapomniała o ukochanym, zdając sobie sprawę z braku kogoś ważnego.
— A… A gdzie jest Kamienna Gwiazda? — spytała, spoglądając z lekkim zmartwieniem w stronę Chabrowej Bryzy. Kotka niespiesznie pochyliła głowę, wzdychając.
— Jej tu nie ma.
Odpowiedź była krótka. I niezrozumiała.
— To gdzie jest? — dopytywała. Nic jej się nie zgadzało. Dlaczego nie było tu czarnej, kiedy miała do niej tyle pytań? Czy według historii to nie poprzedni liderzy dawali życia swoim następcom?
Niebieska wydawała się niechętna do udzielenia odpowiedzi. Milczała, pozwalając rudej znosić coraz gorzej tę ciszę.
— Tam, gdzie nie sięga nasz blask.
Serce na moment stanęło jej w piersi. Chciała drążyć temat dalej, jednak język zaplątał jej się w gardle.
Chaber wystąpiła o krok bliżej, spoglądając na nią z beztroską.
— Witam cię nowym imieniem, Tygrysia Gwiazdo. Twoje stare życie minęło. Teraz otrzymałaś dziewięć żywotów przywódcy, a Klan Gwiazdy powierza ci przewodzenie Klanowi Burzy. Broń go, opiekuj się starszymi i młodszymi, czcij przodków i tradycję kodeksu wojownika, przeżyj każde kolejne życie z dumą i godnością.
Świst powietrza zgrał się z wypowiadanym równo przez przodków jej nowym imieniem. Jasne plamy zlały się na moment w jedność, a gdy szerzej otwarła oczy, znalazła się po raz drugi nad sadzawką.
Medyczka czekała cierpliwie. Nie pytała o nic, bo po minie Tygrys i tak nie szło nic wyczytać. Ruda nie mogła wybić sobie z głowy Kamień. Dlaczego nie zastała jej tam, u góry, wśród reszty? Czemu niejednoznaczne odpowiedzi Gwiezdnych musiały aż tak utrudniać jej życie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz