Od początku wiedziała, że nie będzie dobrą matką. Nie miała ani jednej cechy, która przydałaby się w wychowywaniu i opiece. Była wiecznie zlęknioną i głupią kotką a musiała się zajmować taką gromadą… To było strasznie męczące i stresujące. Nie potrafiła na chwilę spuścić z nich oka. Zbytnio się bała, że coś im się stanie. Jej priorytetem było to, by mieli dobre dzieciństwo, chociaż to i tak nie wychodziło… Wiele razy wspominała sobie swoje młodzieńcze lata i nie były to miłe chwile. Matka nią gardziła, a kryjówka w świecie Dwunożnych nie była bardzo bezpieczna- z każdego zakątka mogło na nie coś wyskoczyć. Przyjście do Klanu Nocy mogło odmienić jej życie, ale chyba zmieniło na jeszcze gorsze. Spotkała Nastroszonego, który całkowicie przejął nad nią władzę- nad tym co robiła, co myślała z kim spędzała czas. Był niczym złowrogi cień, którego nie potrafiła odpędzić. Owszem, lubiła z nim być bo dawał jej poczucie bezpieczeństwa i opiekował się nią, ale to wszystko było do czasu aż jej nie zgwałcił i porzucił. Właśnie dlatego bała się puszczać dzieci swobodnie- nie potrafiłaby obronić ich przed takimi kotami. Nie umiałaby im pomóc odciąć się od okrutników, którzy by ich krzywdzili. Wolała, żeby byli przy niej i nie musieli się martwić o byle co. Zdawała sobie sprawę, że z czasem będą musiały poznać innych, ale przez te pierwsze dwa lub trzy księżyce życia wystarczy im ona… Może. Bo widziała jak bardzo chcą mieć kolegów, poznać tatę i resztę rodziny, ale nie mogła im na to pozwolić.
- S-skarbie, t-to n-nie jest ciekawe. A-ale j-jeśli chcesz w-wiedzieć…- mruknęła cicho, ulegając kocięciu.- W ż-żłobku. B-byłam t-trochę starsza od ciebie.
Uradowany pyszczek malucha to było to co najbardziej ją cieszyło. Uśmiechnęła się szeroko, mając nadzieję, że Kawka chociaż przez chwilę utrzyma radosny nastrój.
- A jak t-to było? Opowiesz więcej?- miauknęła czarna podekscytowana jeszcze bardziej. Westchnęła ciężko. Nie… Nie mogła już więcej. Nie o Nastroszonym. O tym… Potworze.
- N-nie, m-musisz… M-musisz iść j-już spać- pisnęła cicho, wymyślając szybko wymówkę. Kawka od razu spochmurniała. Ukłuło ją to w serce, ale przyjdzie czas by powiedzieć im wszystko. Po prostu… Nie byli gotowi. Szybko wyczyściła kotkę z kurzu i przysunęła bliżej tak, by mieć pewność, że nie wypadnie z legowiska. Zgarnęła do siebie również Morelkę i Makrelka. Jeszcze by im się coś stało…
- S-skarbie, t-to n-nie jest ciekawe. A-ale j-jeśli chcesz w-wiedzieć…- mruknęła cicho, ulegając kocięciu.- W ż-żłobku. B-byłam t-trochę starsza od ciebie.
Uradowany pyszczek malucha to było to co najbardziej ją cieszyło. Uśmiechnęła się szeroko, mając nadzieję, że Kawka chociaż przez chwilę utrzyma radosny nastrój.
- A jak t-to było? Opowiesz więcej?- miauknęła czarna podekscytowana jeszcze bardziej. Westchnęła ciężko. Nie… Nie mogła już więcej. Nie o Nastroszonym. O tym… Potworze.
- N-nie, m-musisz… M-musisz iść j-już spać- pisnęła cicho, wymyślając szybko wymówkę. Kawka od razu spochmurniała. Ukłuło ją to w serce, ale przyjdzie czas by powiedzieć im wszystko. Po prostu… Nie byli gotowi. Szybko wyczyściła kotkę z kurzu i przysunęła bliżej tak, by mieć pewność, że nie wypadnie z legowiska. Zgarnęła do siebie również Morelkę i Makrelka. Jeszcze by im się coś stało…
***
przed mianowaniem Poranka, Ryjówki i DrozdaZiewnęła jeszcze raz, cholernie zmęczona. Kiedy ostatni raz się dobrze wyspała? To było trudne pytanie. Miała ochotę po prostu zasunąć powieki, ale strach, że kociaki gdzieś uciekną i zrobią sobie krzywdę, był większy. Zamglonym wzrokiem próbowała jakkolwiek pilnować maluchy i strzec przed niebezpieczeństwem. Chciałaby się położyć, zjeść coś i zadbać o siebie, ale… Co jeżeli złamią sobie coś? Ktoś je pobije? Lepiej było udawać zombie i na wpół żywo obserwować to jak się razem bawią. Nie potrafiła jednoznacznie określić czy jakkolwiek się lubili, lecz raczej znosili swoje towarzystwo.
Byli już tacy duzi. Mieli trzy księżyce. Nie wiedziała jakim cudem to tak szybko minęło. Dopiero co byli noworodkami. Mimo wszystko wolałaby się cofnąć do tego pierwszego księżyca niż opiekować się nimi teraz, bo byli strasznie ruchliwi i musiała próbować im przekazywać wiedzę podstawową o klanie. Najważniejsze było jednak to, że obiecała dać im większą swobodę. To był już chyba na to czas.
- Makrelku?- powiedziała najgłośniej jak umiała do kociaka, który coś kombinował przy wejściu do żłobka. Nawet nie dosłyszała co odpowiedział, bo jego słowa zlały się w jeden szum. Mrugnęła szybko i poczekała aż łaskawie przyjdzie bliżej. Morelka leżała niedaleko niej a Kawka… Była tuż przy jej boku, jak zawsze.
- M-mam w-wam… C-coś… Ten… D-do powiedzenia…- wymamrotała na wpół żywa. Kociaki zainteresowały się co ona tam mamrocze i przysunęły się bliżej. Czuła jak Morelka w końcu wchodzi na legowisko, by na pewno dosłyszeć to całe ogłoszenie.- S-sądzę… Wy… J-jesteście d-duzi… B-bardzo… W-więc ch-chyba w-wypadałoby z-zapoznać się z innymi… Dz-dzieci Mysiego O-okrucha z-za niedługo b-będą uczniami… M-możecie… Rozmawiać z nimi… T-ten… Uh… Z innymi t-też… A-ale mówcie z k-kim… Proszę, j-jeżeli ktoś jest n-niemiły… T-to koniec rozmawiania.
Przetarła łapą oczy, by lepiej dojrzeć maluchy. Spojrzała na Kawkę. Miała nadzieję, że będą chociaż odrobinę bardziej zadowolone z życia, skoro dostały możliwość jawnego (bo pewnie robiły to kiedy przysypiała) kontaktowania się z innymi.
<Kawko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz