Klan Wilka powoli przystosowywał się do nowych warunków. Spodziewał się, że taka zmiana dla jego kotów może je zdziwić, ale nie zamierzał odbierać im czasu na przyswojenie nowych informacji - oczywiście tym, którzy nie mieli sposobności być z nimi przy podbijaniu Klanu Burzy.
Nawet, jeśli teraz odebrali im niezależność, tak dla nich cenną, wciąż byli wrogim klanem. Dlatego należało pilnować się, wkraczając na ich tereny, mimo stale pilnujących ich Wilczaków.
Przekroczył próg obozu ze snującym się za nim Błękitnym Ogniem. Kocur starał się wyglądać neutralnie, ale lider dostrzegał błysk czujności w jego oku. To był dobry młodzieniec. Z pewnością z potencjałem.
Kiedy tylko biała łapa z towarzyszącą mu eskortą zawitała w obozie, zwróciły się na niego dziesiątki łypiących spojrzeń. Nie ufał temu miejscu. Nie każdy z nich musiał uznawać władzę Klanu Wilka. Ale pokażą im, że warto jest być po ich stronie. Jeszcze zmienią zdanie.
— Radziłbym uważać, komu posyłacie takie spojrzenia — miauknął. — Nie zamierzam robić nikomu krzywdy, ale to może się zmienić.
Z jakiegoś powodu widok tej kocięcej bezradności wywoływał w nim satysfakcję. Za tą cholerną Burzaczkę, Kamienną Gwiazdę, która pozbawiła życia mentora, który był dla niego niemal jak ojciec. Za Ryś urodzona z Burzacką krwią i Tygrysią Gwiazdę, która dzieliła z nią rodziców. Obrzydliwość.
Obrzydliwość.
Ale jeszcze bardziej gardził Burzakami z powodu Łasiczego Skowytu. Zdradziła go i był na nią wręcz wściekły, ale to kolejne ziemskie konflikty. Już jej nie było, przynajmniej nigdzie nie mógł jej znaleźć. Jeśli była już duchem w Mrocznej Puszczy, nie zamierzał kontynuować przyziemnej waśni, ale jeśli wciąż żyła i ukrywała się przed jego wzrokiem... Zacisnął zęby.
Uciekła w brzuchu z jego wnuczętami. Myśl, że pętały się teraz gdzieś wśród burzackich cielsk, napawała go odrazą. Byli pewnie równie wypaczeni, co Chłodny Omen, gdy był jeszcze Klifiakiem.
Ich też dałoby się złamać.
Każdy kot mógłby przejść na jego stronę, gdyby sprawił mu odpowiedni ból, gdyby wykorzystał odpowiednie metody szantażu emocjonalnego. Ale wciąż nie był pewien, czy tego chciał. Czy chciał w swojej rodzinie... Burzaki.
Sam dźwięk tego określenia przyprawiał go o odruch wymiotny. Rozglądał się po obozowisku, jakby to miało mu pomóc. Jego wnuczęta powinny być już młodymi dorosłymi.
W legowisku medyków panoszyło się paru Wilczaków. Brali część ziół, ale nie wszystkie, by przypadkiem nie doprowadzić do wybicia Królikojadów. Chociaż patrząc na ich wstrętne mordy i równie odrażający zapach, nie miałby nic przeciwko.
Jakiś rudy Burzak idąc przez obóz, padł ofiarą Stokrotkowej Polany, która syknęła na niego cicho, gdy podszedł zbyt blisko, chcąc po prostu wyminąć złotą. Van zaciekawiony uniósł pysk w ich kierunku i jego wzrok spoczął na rudzielcu. Było ich w Klanie Burzy więcej, niż gdziekolwiek indziej, za sprawą jakże niesławnej dyskryminacji nierudych. Piaskowa Gwiazda zadbała o to, by wyplenić to, co według niej było plugawe.
Może powinien się poniekąd zainspirować?
Jego wargi zadrgały w lekkim uśmiechu.
— Zwracaj uwagę, do kogo się zbliżasz — wymruczał pod nosem, jednak na tyle głośno, by słyszalnie dla Stokrotki i młodzika z Klanu Burzy. Jego ton głosu przypominał bardziej radę, niż ostrzeżenie. — Nieprzestrzeganie tej zasady może doprowadzić do szybkiej śmierci.
Gestem ogona odprawił złotą, która tylko przez moment piorunowała spojrzeniem wojownika, a potem odeszła, wzruszając ramionami.
— Jak ci na imię? — spytał. Jak już tu był, nie zaszkodziłoby wyciągnąć od niego trochę informacji. Może wiedział coś o Łasicy. Może o słabościach swojej liderki. A może po prostu byłby skłonny zdradzić swoich sprzymierzeńców.
<Wnusiu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz