BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

07 kwietnia 2023

Od Psiej Pokory (Źródlanego Dzwonka)

Poruszyła zirytowana nosem, czując silny zapach mięty, którego źródła nie mogła dostrzec. Obróciła się wokół własnej osi, ostrożna, by nie spaść z wysokiego drzewa, na którym wcześniej siedziała. Nie było nic takiego, co mogło wydzielać ten smród. Westchnęła, zeskakując na najniższą gałąź po przeciwnej stronie pnia. Przekrzywiła głowę, zaskoczona.
— Pasikonik? — zawołała do kotki na ziemi. Ta niepewnie się uśmiechnęła. Odwzajemniła to i zeskoczyła do niej. Zaczęły iść przed siebie, by przestać, dopiero gdy zza krzaków wyskoczył ciemny kocur.
Oplotła czerwono-różowy łańcuch wokół kamienia i z satysfakcją zerknęła na szarą kotkę, czekając na pochwałę za swój pomysł co zrobić z agresywnie samotnikiem. Nie dostała jej, bo w pysku starszej wisiała czarno-ruda skóra, zajmująca jej całą uwagę. Odwróciła się więc. Popchnęła kamień, by ten wpadł na zakrwawiony organ, tworząc mały ołtarz. Tyle. Jej praca została ukończona. Uniosła głowę, znów szukając czegokolwiek u matki i krzyknęła, widząc zbyt znajomy wzór na głowie trupa. Cofnęła się, straciła grunt pod nogami, zaczęła spadać…
Z niepokojem rozejrzała się, mając nadzieję, że Pasikonikowy Nów była cała. Tak, leżała kawałek dalej, oddychając. Odetchnęła.
Przebiegła przez wyjście legowiska i znalazła się w gęstym lesie u boku Echo. Z pyskiem przy ziemi śledziła trop, pilnując się boku kotki czuciem, ufając, że przypilnuje, by na nic nie wpadła. Trop urwał się nagle i równie niespodziewanie zatrzymała się, rozglądając z otwartym pyskiem. 
Towarzysząca jej kotka trąciła ją, obejmując plecy ogonem. Źródlany Dzwonek uśmiechnęła się radośnie na tę bliskość i oparła o nią.
— Nie martw się, jeszcze coś znajdziesz, Myszko. 
Mruknęła coś, dając znać, że nie jest tego taka pewna i wyciągnęła grzbiet, śledząc dotyk nakrapianego ogona.
— Muszę, byłoby niezręcznie wyjść na polowanie i wrócić z pustymi łapami. — przypomniała, kierując nos z powrotem w źdźbła trawy. Poczuła, jak Echo obok sztywnieje i usłyszała, jak parska.
— Aha, czyli zależy ci bardziej na jakiejś marnej zdobyczy niż spędzaniu ze mną czasu?
Zatrzymała się w bezruchu na kilka uderzeń serca, ważąc swoje opcje i uspokajając zirytowanie, które nagle się w niej obudziło. Dla złagodzenia humoru oparła się o nią mocniej, chcąc mruczeniem zagłuszyć jej obruszenie. 
— Oczywiście, że nie! Ale przecież polując spędzamy ze sobą czas! — wyjaśniła. Lubiła przebywać z przyjaznymi kotami. Echo była jednym z nich. A skoro musiały wypełniać obowiązki, mogły to wykorzystać, by być razem.
Po energii u jej boku czuła, że biała nie kierowała się taką logiką.
— Na pewno to nie jest wymówka? Hm? Jeżeli ci na mnie nie zależy, to po prostu to powiedz. Czekam.
Otarła się czołem o podbródek kotki, nie odpowiadając, ważąc słowa i próbując znaleźć powiązania. 
— Może… może omówmy, jak lubimy spędzać czas i znajdźmy wspólny grunt. Bo zależy mi na tobie, Echo. Nie chcę, żebyś tak myślała. 
— Na pewno? Czy po prostu znowu mnie okłamujesz?
Położyła uszy, czując, jak zaczyna jej się ciężej oddychać. Miały już setki takich rozmów i nigdy do niczego nie dochodziły. Nie była kłamcą, a szylkretka ciągle jej to wypominała i powoli traciła świadomość tego, czy widzą ten sam świat i czy jej pamięć dobrze funkcjonuje.
— Mówię prawdę, na pewno. Lubię cię. Jesteś moją przyjaciółką.
Odpowiedziała jej krótkim mruczeniem i delikatnym muśnięciem języka na policzku.
— Mam nadzieję, że nie wciskasz mi kitu. Wtedy nie byłoby miło, prawda?
Zmiękły jej łapy. Podkręciła przecząco głową.
— Wiesz, byłabym na ciebie bardzo zła...- wymruczała jej do ucha — Przecież tyle dla mnie znaczysz... Ale nie powstrzymałabym się przed niczym. Nie lubię, jak ktoś mnie krzywdzi. Nie chcesz tego doświadczyć.— zębami zahaczyła o małżowinę, by po paru chaotycznych uderzeniach serca, dodać ciepłym tonem — Nie myśl o tym.
— Z-zrozumiałe. — łapy drżały jej w zgięciach i nerwowym spojrzeniem szukała czegokolwiek, co zadziałałoby jako rozpraszacz. — Możemy... Usiąść tam pod drzewem? — przełknęła ślinę — Może jak posiedzimy, coś samo przyjdzie i da się upolować…
Starsza wzruszyła ramionami.
— Skoro tak ci na tym zależy…— znów objęła ją ogonem.
Skinęła i ruszyła ku ratunkowi, otrzepując się, by zrzucić stres. Ciężko opadła na ziemię, opierają grzbiet o drzewo i śledząc towarzyszkę oczami. Ta położyła się tuż obok, liżąc ją za uchem. Przymknęła oczy, delektując się ciepłem drugiej istoty. Chciałaby, żeby te pieszczoty trwały wiecznie…
— Ostatnio ktoś nauczył mnie robić wianki... Może kiedyś pójdziemy na kolorową łąkę, jak wtedy? — zaproponowała lekkim tonem, nie myśląc, że wywoła to negatywną reakcję. 
— Z kim to tak mile spędziłaś czas? — dalej lizała ją po głowie, ale znowu wydawała się chłodna. Automatycznie ją to zaalarmowało. Nie mogła powiedzieć, że myślała o Pasikonikowym Nowiu. Echo mogła źle zareagować na wzmiankę o Klanie Burzy. Mogła je obie wkopać. 
— Z... Takim jednym... To nie ma znaczenia. — podkręciła głową 
— Z kim? No pochwal się, z kim to tak czas spędzałaś, mając mnie w nosie... Z chęcią posłucham.
Skrzywiła się na jej oskarżenia. Nie chciała się czuć nimi zmęczona. Miała wrażenie, że to niesprawiedliwe względem Echo. Wzięła głęboki wdech.
— ... Kimś. I nie mam cię w nosie! Po prostu byłam na spacerze! — przylgnęła do niej, jak tylko było możliwe, chcąc fizycznie ją zatrzymać, czując, że się od siebie w jakiś sposób oddalają.
— Aby na pewno? — położyła pysk na jej boku — Wiesz, nie jest mi chyba tak spieszno do grobu, by szukać kogoś innego!
— Co ma grób do kogoś innego...? — zmarszczyła nos. Przecież mogła dzielić swój czas między kogoś a Echo. 
— Przestań udawać, że nie wiesz, o co chodzi. Chciałabyś się mnie pozbyć, by mieć już spokój, co? Kiedy ja tak próbowałam o ciebie dbać i naprawdę cię lubię... To przykre, że już poszukujesz innych na zabicie czasu, gdy mnie nie będzie. Może nawet wbijesz mi pazury w gardło? Hm?
Zakręciło jej się w głowie. Na chwilkę zapatrzyła się w szarawą trawę, czując, jak ciężar miażdży jej brzuch i płuca.
— Nie jestem mordercą. — położyła uszy, odsuwając się od niej, zraniona i obracając na drugi bok, by ją widzieć — I wcale nikogo nie szukam na zamianę! Przecież tu jestem!
Szylkretka zaśmiała się.
— Ah tak? Tak? To czemu wcześniej nie mówiłaś mi o tym, że się z kimś spotykasz? Czemu to przede mną ukrywałaś?!
— Nie spotykam się, wpadłam na nich przypadkiem i znamy się tylko przelotnie! — skuliła łapy bliżej siebie, chowając głowę w ramionach, wodząc spojrzeniem gdzieś po niewidzialnych rozpraszaczach. 
— Mówisz? Przelotnie? — syknęła przez zęby i gwałtownym ruchem łapy ściągnęła jej głowę do ziemi, zostawiając ucisk. —Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! Kto to jest?!
Zaskomlała, z przerażeniem w oczach.
— Nikt w-ważny!
— Ktoś z klanu? — czuła pazury wnikające powoli w jej skórę. Zacisnęła powieki. — Powiedz mi do jasnej cholery!
— Nie! Nie jest od nas! — wypiszczała, jedną łapą zahaczając o jej łapę, jednak bez użycia zbyt dużej siły, chcąc w jakiś sposób ją zatrzymać samym gestem, nie robiąc jej krzywdy. To by zakończyło ich przyjaźń. Nie mogła.
Ale starsza nie obawiała się tego, bo uniosła łapę. Źródlany Dzwonek spodziewała się, że humor kotki znowu się zmienił i zaczęła się powoli podnosić. Zdążyła dostrzec jej rozwścieczony wyraz pyska, nim jej głowa odbiła się od ziemi pod naporem gwałtownego uderzenia. Zamroczyło ją, zatrzęsło. Głucho jęknęła, czując pieczenie skóry i powoli wyciekającą krew ze szram. 
— Przestań zaprzeczać! Czemu wszystko ukrywasz?! Masz mi mówić wszystko, co może zaszkodzić w naszej relacji!
Ledwo rozumiała jej słowa przez szum w uszach. Znowu podniosła się z trawy, ograniczając się do siadu. Wciąż miała ciemno przed oczami. Przede wszystkim, buzowała w niej złość, podbijana szokiem.
— Mówię prawdę! Nie jest stąd! — podniosła głos, tupiąc łapą.
— Ah tak? To skąd niby jest?! — wydarła się tak, że młodsza się cofnęła.
— To samotniczka! — palnęła.
Minęły dwa uderzenia serca, nim Zanikające Echo się odezwała 
— Jaka znowu samotniczka?! Zdradzasz klan czy jak?!
— Nie! — fuknęła, cała nastroszona, czując ból w sercu — Po prostu się spotkałyśmy kilka razy! Jest niegroźna!
Wojowniczka westchnęła, jakby rozprawiała się z krnąbrnym uczniem. Liliowa uniosła łapę, krzywiąc się na jej wyraz pyska.
— Z tobą się nie da rozmawiać... Chciałam tylko wiedzieć, czy nie spotykasz się z kimś podejrzanym, a ty od razu się wściekasz!
— Ja?! — praktycznie na nią splunęła. — Pewnie, wszystko to moja wina! — Machnęła agresywnie ogonem i odwróciła się z zamiarem odejścia, nie zwracając uwagi, że zabrzmiała jak przyjaciółka.
Za sobą usłyszała warknięcie i nim się zorientowała, czekoladowa pociągnęła ją za kark po ziemi. Obezwładniła ją swoim ciałem.
— Tak, wszystko to twoja wina, bo nic mi nie mówisz!
— Jak tak reagujesz, to chyba faktycznie zacznę ci nic nie mówić! — warknęła przez zęby, czując, jak gorące łzy frustracji wypływają jej spod powiek, nie robiąc nic, by wydostać się spod kotki.
— Reaguję tak, bo spotykasz się z kotami, którym nie wolno ufać! Nigdy nie możesz być pewna, czego od ciebie chce taki samotnik! Uspokój się i pomyśl logicznie!
— Bo co! Nikt nie mówi nic o ufaniu im! Przecież nie zrobi mi krzywdy, umiem się bronić!
— Skoro spędzałaś czas z tą samotniczką, musiałaś jej zaufać. A skąd wiesz, jakie miała intencje? Później taki samotnik może ci wbić pazury w gardło i co wtedy?
— Nie zrobiłaby tego.
— A ty dalej swoje... Nie możesz być tego taka pewna. Każdy może cię zdradzić w najmniej możliwym momencie, tym bardziej obce koty. Jak jesteś z kimś bliżej, znasz go lepiej i wiesz, czy byłby do tego zdolny. Za to nie wiesz wszystkiego o takiej obcej pannie…
Prychnęła, nie przyjmując takiego tłumaczenia i podparła się łapami o ziemię, z zamiarem wyrwania się jej.
— Przestaniesz w końcu?! — warknęła starsza, chwytając ją za szyję. Charknęła, zastygając w bezruchu. Mimo to nie została uwolniona. Coraz bardziej kaszlała, po chwili zaczynając się szarpać, coraz bardziej panikując, miarodajnie z zanikającym widokiem trawy przed oczami. Czerń coraz częściej powracała, dźwięki zaczęły się ściszać.
***
Czuła jak coś zaciska się jej na szyi, więc drapała w nią, ryła, mając wrażenie, że jej pazury zaczepiają o jakieś ciało obce. Czuła powoli cieknącą ciecz na jej szyi. Na języku smakowała zapach krwi. Chyba była gotowa przebić się do organów w środku. Może wyrwałaby sobie język, struny głosowe, cokolwiek, byle nie wydawać już dźwięków, które tak ją żenowały. I nagle siła puściła, a wraz z nią zniknęła energia w kończynach i bezwolnie opadły jej na ziemię.
Słyszała swój płytki, spanikowany oddech. Myśl o łące już jej nie uspokajała, jakkolwiek próbowała się w niej zatracić. Ten sen pojawiał się tak często, że nie wiedziała już, czy naprawdę nim jest, czy to coś, co wydarzyło się naprawdę. Ale Echo taka nie była. Niesprawiedliwie projektowała na nią swój ból fizyczny. Dla pewności nacisnęła na policzek, szukając szram albo siniaka po uderzeniu. Nie było. Ciężko westchnęła, to tylko zmora, nic realnego.
Wpatrzyła się w mrok nocnego nieba. Kociaki spokojnie spały, wciąż z zamkniętymi oczami. Było za wcześnie, by orientowały się w swoim nieszczęściu.
Zginą tu wszyscy troje. Nawet, teraz gdy zrosła się jej złamana łapa i jeśli może niedługo pozwolą jej wyjść, nie może zostawić tutaj maluchów. 
Myśli w spirali zasugerowały jej, że zrobili to po to, by ją tu zatrzymać. Oczywiście, było to niemożliwe. To był przypadek, na logikę rozumiała. A oni nie mieli po co tego robić; jedyne co robiła to… ukrócenie cierpienia kilku istot. Jakiejś samotnej matki. I innych, których pamiętała jak przez mgłę. Takie zadania mógł robić ktokolwiek. Nie była pewna, czy kiedykolwiek dałaby się przekonać do ich powodów. Teraz robiła to, by dać im poczucie kontroli, władzy, by po prostu oszczędzić sobie cierpienia. Nie zamierzała odgrywać twardej bohaterki jak Nocna Tafla; bez sensu. Niepotrzebnie sprowadzała na siebie cierpienie. Ból, który nie był ani przyjemny, ani potrzebny.
W pewnym sensie zazdrościła tym samotnikom. Była zmęczona. Czasami przez myśl przeszło jej sprowokowanie Sosnowej Igły, by wykorzystać jej zamiłowanie do bójki, wrzucenie się do więzienia Puszka na głowę, zjedzenie napotkanych roślin. Tutaj wciąż miała dostęp do jednej z tych opcji. Mogła po prostu nie obudzić się po nocy, chociaż to wymagało powodu. Czemu jeszcze się tu trzymała? Nie chciała dać im satysfakcji czy miała jeszcze jakąś podświadomą nadzieję, że się wydostanie? Coraz mniej w to wierzyła. A nawet jeśli… Dawno zaczęła wątpić w swoje chęci powrotu do Klanu Nocy. Nie chciała, by mieli świadomość wydarzeń z jej pojmania. Tego, że dała się złapać i nie podejmowała prób ucieczki. Nie sugerowała się już nawet tym, że nie szukali. Nie, sama by siebie nie szukała. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby ktoś zginął za nią, bo była tego po prostu niewarta. 
Może też bała się wrócić, obawiając się ich reakcji. Powracający z niewoli w Klanie Burzy ogłaszani zdrajcami nie dawali jej zbyt dużej nadziei na przyszłość poza Klanem Wilka. Ona nie wierzyła w ich zdradę, ale czy ktoś uwierzy w jej niewinność? Nigdy nie zdradziła tu nic dotyczącego ich społeczności, ale oni o tym nie wiedzieli. Gdyby ogłosili ją zdrajcą… wątpiła, by jej nerwy to wytrzymały. Mogła tylko liczyć na mądrość Rudzikowego Śpiewu. Pomysł powrotu wywoływał u niej większą panikę, niż zostanie tutaj, zaobserwowała, gdy nerwowo uderzała ogonem w ziemię. Gdyby teraz została sama w obozie, nawet bez kociąt… uciekłaby? Błaganie, bronienie się przed tym, wydawało się bardziej przekonujące, niż wolałaby się przyznać. Co więcej, gdyby wiedzieli, co zrobiła... Tutaj nie było terenu czy uczniów, których chciała bronić. Nawet broniąc Klanu Nocy, nie zabiłaby matki z kociakiem. Tutaj zrobiła to z własnej woli. Własnego tchórzostwa, uciekania od cierpienia. Jak miała z nimi walczyć, gdy nie potrafiła spojrzeć nikomu w oczy. Gdy przypadkiem ich spojrzenia się spotykały, nawet nie mogła wytrzymać uderzenia serca.
Nie chciała kolejnych ran. Od nich mogła sobie to jakiś wytłumaczyć. Ale od kotów, które były jej jakkolwiek bliskie i mogły się od niej odwrócić… Nie mogła przekonać się do myśli, że zobaczą ją taką. Nigdy nie była najpiękniejsza z jej tendencjami do blizn, nudnym futrem i jeszcze nudniejszym charakterem. Nic nie przekonałoby ich do rozmawiania z nią teraz. Jej umiejętności ją zawiodły tyle razy. Przepełniał ją wstyd gorszy niż kiedykolwiek. Nic jej nie zostało.
Czy kiedykolwiek byli jej domem? Została z przymusu. Nie mogła wyobrazić sobie już komfortowego życia z pierwszą rodziną. Ale w retrospekcji nic nie trzymało jej w klanie. Nie miała do czego wracać. Nie szukali jej. Echo nie chciała jej widzieć, o ile jeszcze żyła, zważywszy na jej wiek. Cisza, gdy ostatni raz się widziały, była dusząca. Gdy odchodziła, miała nadzieję, że może ją zatrzyma. Ale tego nie zrobiła i jej przepowiednia spełniała się, bo została teraz sama, umrze, nikt jej pewnie nie pochowa. Rozłoży się w jakiejś dziurze albo ją zeżrą. Nie, żeby po śmierci ją to obchodziło.
Przypomniała sobie, jak reagowała na próby bliskości Echo. Jak sztywna w ich czasie była. Teraz było jej tak głupio i tęskniła za tym. Obiecała sobie, że jeśli Echo będzie chciała mieć z nią cokolwiek wspólnego, już tak nie będzie. Przestanie wydziwiać. Jeśli wróci, postara się jeszcze bardziej by być lepsza, zadowolić ją, by ją chciała. Naprawi to. Tęskniła za nią i wyrzucała sobie swój egoizm, że myśli o niej tylko dlatego, że jako jedyna poświęcała jej uwagę. Rozpamiętywała dotyk i pragnęła, by powrócił. Marzyła o przytuleniu się, jakimkolwiek komforcie dotyku. Mógłby być nawet ten bolesny. Cokolwiek innego niż ta pustka. Chciała móc odwzajemnić to, spleść swój ogon z jej. Ale nie mogła przez jego długość. Bolało ją to bardziej niż kiedykolwiek. Świadomość tego wybrakowania sprawiła, że chciała uciec, schować je, całkiem uciąć ten kikut albo doczepić jakąś trawę, by imitowała resztę.
Jeden maluch wbił małe pazurki w jej brzuch, zaczynając ugniatać i gryźć. Zacisnęła powieki, nie pamiętając już, o czym myślała.
Po chwili znowu świadomie patrzyła na migające światełka. Gwiazdy… 
Skrzywiła się, gdy jej myśli popłynęły w stronę analogicznego Klanu Truposzy. Już przez chwilę myślała, że w nich wierzy. Głównie przez tamto zgromadzenie, gdy zdawali się opętać ciała kotów wokół. Z czasem znowu skłaniała się ku temu, że to po prostu masowa halucynacja spowodowana głodem i napięciem. Jak mogła uwierzyć w nich i ich moc, jeśli pozwalali na istnienie takiego Klanu Wilka, z całymi obecnymi w nim patologiami? Jeśli byli tak potężni, jak wierzyła taka Tulipanowy Płatek, chociażby, czemu po prostu nie rzucili w Mrocznego Omena piorunem? 
Czemu zesłaliby na nią tyle kłód? Czym sobie zawiniła w tym albo poprzednim wcieleniu, jeśli takie miała, by każdy jej nienawidził i by nie miała domu i żadnej szansy na niego i nawet nie mogła mieć żadnej tożsamości, która nie ciągnęłaby za sobą bagażu. Karali ją za wcześniejszy brak wiary? Jakim prawem? Jedyne co zrobili, to zdechli! Czemu mieli decydować o tym, co kogo spotyka i jeszcze pozwalać na tyle złych rzeczy, gdy mogli je ograniczyć! Mieli ją potępiać przez to, że musiała robić pewne rzeczy, by móc przeżyć?! Faszerują kociaki, nawet obce, bo przecież jedną z pierwszych rzeczy przedstawionych jej była ich wiara, strachem przed wiecznym mrokiem, gdy często nie ma się wyjścia, bo życie nie działało tylko jako całkowite dobro lub całkowite zło. 
Machnęła agresywnie ogonem, trzęsąc głową, nie chcąc nakręcać się w swojej złości.
Koniec końców wszystko było bez sensu.
***
Przyszli, gdy bawili się kulką mchu, turlając ją między sobą.
— Bierz dzieciaka. — Nawet nie oglądnęła się na nich, chwytająca w zęby bliższego Pajączka. — Nie tego. Ją.
Czuła fale niepokoju, gdy ostrożnie odstawiła synka i zamieniła go na Moczarkę. To był inny niepokój, niż gdy przychodził Gęsi Wrzask. Bardziej… bardziej jakiś, ale już była zbyt zmęczona, by to nazywać. Serce tłukło jej się w klatce piersiowej. Wstała z ziemi, z małą zwisającą z pyska. Spojrzała na czekoladowego, krótko głaszcząc go łapą, w niemej prośbie, by był grzeczny i wyszła za nimi. 
Wlokła się za nimi, nerwowo zerkając na ich pyski, próbując domyślić się, o co chodzi. Wyszli za obóz. Nigdy nie wychodzili za obóz. Coś się działo.
Liliowa wyczuwała jej niepokój i kwiliła. Uciszała ją pomrukami, które niewiele dawały.
— Podrzucimy ją do Klanu Burzy, niech im marnuje żarcie. — łypnęła na kultystę. Wciąż nie wiedziała, co stało się z drugim kocurkiem. Wątpiła, by był żywy. — Po drodze odwiedzimy twojego podopiecznego. 
Nie ufała temu chichotowi. Chciałaby iść spać, a nie chodzić z dzieciakiem i tymi zjebami po nocy…
Ale podrzucenie do innego klanu… mogło być dobrym wyjściem. Będzie mogła podpytywać Pasikonikowy Nów o losy małej. Jeśli ją znajdą. Jeśli ona przeżyje. Jeśli wypuszczą ją kiedykolwiek. 
Bolały ją już łapy od marszu — jej organizm wciąż się regenerował po stworzeniu nowych istnień. Bała się, że Moczarka zmarznie, wypadnie z jej pyska, albo przypadkiem ugryzie ją za mocno. Nie chciała jej robić krzywdy.
Może gdyby czuła się lepiej, już wcześniej zaczęłaby wątpić w ich słowa. Po klanie nosiły się przewidywania wojny. Z Klanem Burzy. Udawało jej się czasami coś usłyszeć, choć głównie skupiała uwagę na tym, co wmawiają kultyści jej dzieciom i na tym, by umilić im dzieciństwo, jak tylko mogła, by miały do czego odnosić się w przyszłości, gdy rozpocznie się piekło. Miłe wspomnienia były przecież ważne.
Powoli mrugnęła, chcąc wyostrzyć rozmazane kształty drzew. Niedługo będą u Puszka. Potem podrzucą ją na granicę… wrócą do domu. Do Pajączka. Na szczęście on wydawał się dość zdrowy. Na tyle, by się go nie pozbyli.
Ktoś zapytał ją, czy nie pomóc jej z Moczarką. Podała ją kotce, chcąc mieć siłę, by trzymać ją jej ostatnią drogę, gdy załatwią już pierwszy punkt wyjścia. Nie, żeby mogła jej odmówić.
Kazali jej się zbliżyć do więziennej dziury. Zrobiła to sztywno, spodziewając się, że znowu ją tam wepchną. Łapą oddzielała od niej Moczarkę. Mogą wepchać je tam razem. Obroni ją. Odwróciła głowę, by zerknąć na nich kątem oka, szukając czegokolwiek. Musiała coś podświadomie wyłapać z ich postur, bo gwałtownie schyliła się. Miała małą już w zębach, już miała zacisnąć na niej porządnie szczęki, gdy siła uderzyła w nią od tyłu. Kociak poleciał. W dół. Gdzie czekały już szczęki tego dzikusa. Głośno nabrała powietrza, co szybko przerodziło się w przerażony krzyk i skoczyła za nią, ze źrenicami wlepionymi w rude futro, którego właściciel nie zwracał już na nią uwagi, schylony, skupiony na rozrywaniu mięsa. Z głośnym sykiem wleciała mu na grzbiet, odpychając z całą posiadaną siłą. Za późno.
 Cicho stanęła nad kociakiem. Najwyraźniej zasnął, czekając. Czy mogła… skończyć jego cierpienie teraz?... Nie, nie miała serca. Nie dałaby rady. Jak bardzo chciałaby mu tego oszczędzić.
Wzięła go delikatnie za skórę. Poruszył się. 
— To ja. — szepnęła przez zęby, wchodząc na ich miejsce. Położyła go na mchu, delikatnie liżąc po plecach. — Śpij, kochanie.
Maluch zamrugał, ale że dopiero ledwo się przebudził, szybko wrócił do tamtego stanu. Objęła go łapą, by oprzeć na niej głowę, tuż nad nim. Czuła wąsami jego oddech. Przymknęła oczy, skupiając się na nim, by nie zacząć płakać. 
Może… mogliby spróbować uciec. Jak już wojna do nich dotrze…
***
Nie słyszała nic o tym, co będzie z nią w czasie gdy zaczną się bić. 
Nie podobało jej się to. 
Chciała móc zacząć planować ich trasę ucieczki. Wiedzieć, czy w ogóle będą mieć na nią okazję.
Ale czuła, że prędzej wyślą ja na front. Czemu mieliby ją tu zostawiać, jak mogli się jej pozbyć. Tak interpretowała zdegustowane spojrzenia.
Jednego ranka, gdy Pajączek już się obudził, a reszta spała, przerwała mycie go. Nie była dobra w takie rzeczy. 
— Wiesz… — szepnęła, kładąc głowę na ziemi, by być blisko — Jak zostaje się wojownikiem, to się walczy. Na pewno już o tym słyszałeś… i niedługo będziemy się bić z innym klanem. Ale tutaj będziesz bezpieczny. Tylko… może mnie przy tobie nie być, gdy będą się działy. Czasami koty znikają w czasie takich wydarzeń. Albo wracają… inne. Postaram się wrócić. Bo cię kocham, pamiętaj. Twoi bliscy stąd… mogą w przyszłości ci mówić, że tak nie jest, ale bardzo, bardzo cię kocham. — liznęła go dla podkreślenia — I ten klan nie jest do końca miłym miejscem. Nie musisz zgadzać się na wszystko, czego będą od ciebie żądać. Jeśli kiedykolwiek będzie ci tu źle, nie bój się szukać szczęścia gdzieś indziej. Gdziekolwiek będziesz i kimkolwiek się staniesz, będę cię kochać tak samo. Jak będziesz się bać, smucić, martwić, cokolwiek, zawsze możesz mi o tym powiedzieć.
Znowu zajęła się myciem go, odrobinę bardziej przytulając do siebie.
  Chciałaby nie znać wojennych okrzyków. Ale było o to ciężko, gdy trzeci raz było się w atakowanym obozie. 
Mogła tylko blokować Pajączkowi dostęp do wyjścia ze żłobka. Nie była gotowa mu powiedzieć, co się dzieje. Jej serce tłukło cały czas, bębniąc nieznośnie w uszach, gdy rozkojarzyła synka bawiąc się w polowanie na kulkę mchu. Być może wkradała w to wskazówki jak polować. By miał lepszy start w przyszłości. 
Towarzyszący jej stukot gwałtownie się zatrzymał, gdy do środka wpadł cień. Powoli obejrzała się na niego. Kultysta stał i patrzył. Kiwnęła mu głową, wiedząc, że to jej znak. 
Zatrzymała łapą kulkę mchu i schyliła się ku Pajączkowi. 
— Muszę iść, wiesz, ale postaram się wrócić. Kocham cię. — wyszeptała i dotknęła jego noska swoim. Ostatnio często to powtarzała. 
Szybkim krokiem ruszyła ku dorosłemu kotu, chociaż odruchowo podwinęła ogon i unikała patrzenia mu w oczy.
Pobiegli.
Dawno nie walczyła. Jej treningi z wilczakami zostały przerwane przez tamto wydarzenie. Nie była w formie, ale w momencie, gdy wpadła między koty, nie miało to znaczenia. Miała umiejętności, po prostu trochę spadły na jakości.
Niewiele myślała, gdy rozrywała jakiemuś burzakowi skórę, by zaraz doskoczyć do kolejnego. 
Pamiętała nienawiść panującą, gdy była w żłobku Klanu Nocy. Jak uwięziono ich na wyspie, jak rude futra śmiały się z nich z drugiego brzegu, jak zrujnowali życia swoich jeńców. Nie chciała, by Pajączek też tak skończył. Nawet jakby miała walczyć za klan, którego nienawidziła. Klan Burzy nie mógł wygrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz